27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Kilkuletni Wacuś, najmłodszy w rodzinie, znał widok wszystkich małych i większych przedmiotów z dwupokojowego mieszkania w bloku, gdzie mieszkał. Zazwyczaj wiele razy dziennie mijał stojącą w rogu dużego pokoju za drzwiami politurowaną jasnym orzechem szafkę o szybach wchodzących jedna za drugą. Z jej trzech półek w dwie niższe tata Wacusia powciskał na stojąco i na leżąco, jakby na stałe, stare i nowe encyklopedie, słowniki, obwolutowane albumy, w tym jeden z lekka erotyczny, Biblie różnych tłumaczeń i formatów, konkordancję biblijną, zbiory przysłów polskich, atlasy – łącznie z największym, ważącym około siedmiu kilogramów, i kilka innych, dziwniejszych książek. Chłopiec mógł je stamtąd wyciągać do woli, ale nie wolno mu było ich niszczyć. Przewracając stronice, przyglądał się fragmentom tekstu niczym obrazkom jednostajnie gęstym od małych, czarnych znaczków. Patrzył na nie z podobną uwagą – zarówno zanim nauczył się czytać, jak i później. Nie pomijał ich podczas wyszukiwania ilustracji, które przyciągały jego uwagę może tylko trochę bardziej. Przeglądał zadrukowane stronice, a wyrazy stawały się dla niego zrozumiałe w miarę, jak uczył się czytać. Ale sensy tworzone przez ciągi wyrazów go nie interesowały, bo były dla niego za trudne.
Mama dość często zostawiała go samego w mieszkaniu, w dużym pokoju z oknem wychodzącym na południe, skąd bez naglącej potrzeby nie chciał wychodzić do drugiej, zawsze ciemniejszej części mieszkania. Kiedy już przejrzał wszystkie rzeczy, którymi wolno mu było się bawić bądź nie, i napatrzył się przez okno, sięgał do biblioteczki po którąś z książek. Było ich tam niecałe sto. Dobrych kilka lat później policzył je dokładnie, żeby się pochwalić przed kolegami i koleżankami w podstawówce. Nie mógł skłamać, bo bywał u niego w domu Krzysiek, kolega z klasy, mieszkający w tym samym bloku, o trzy klatki dalej. Mało kto z klasy miał w domu pokaźniejszą bibliotekę. Ale gdy był jeszcze kilkulatkiem, bliższym pięciu niż dziesięciu lat, interesowała go nie tyle liczba książek, ile przewracanie ich stronic. Zatrzymując oczy na pojedynczych słowach, bez przesuwania wzroku dalej po linijce, Wacuś doznawał mocy łatwych do skopiowania liter otwierających całe światy. Kiedy już się nauczył całkiem dobrze czytać, nieraz jeszcze przeglądał przypadkowe książki, ale coraz częściej wertował encyklopedię, tym razem już czytając króciutkie hasła. Wszystkie wyrazy, które znał, podzieliły mu się bezwiednie na wymagające i niewymagające wyjaśnienia. Nie zdawał sobie sprawy, jak ten podział wpłynie na jego życie. Na przykład doczytał w encyklopedii, gdzie leży Afryka, ale nie dowiedział się z niej, co znaczy słowo „znaczy”. Przemieszały mu się w głowie słowa i rzeczy, raz utożsamiał jedne z drugimi, innym razem nie.
Pierwszy dzień w szkole włączył Wacusia w masę hałaśliwą na korytarzach, a cichą w klasie. Nieumiejąca czytać ni pisać większość pierwszaków wypychała go na obrzeża nurtu klasowego. Litery w zeszytach i w elementarzu były za duże i rozjeżdżały się, nie tak jak w normalnych książkach. Od razu dobrał się z pierwszym lepszym koleżką szkolnym Markiem w dwuosobową paczkę, przede wszystkim dlatego, że ten mieszkał zaraz przy drodze do szkoły i na parterze blokowej klatki schodowej. Nachuliganili, jak umieli i mogli, po czym wyrabiająca sobie zdanie o uczniach na następne osiem lat wychowawczyni wezwała mamę Wacusia do szkoły. Podczas rozmowy toczonej w klasie po lekcjach nawet słuchał, o czym rozmawiały obie kobiety, ale nie dawał się złapać, uciekając po ławkach zwinnie niczym żbik. Podjęto decyzję o rozdzieleniu Wacusia z Markiem i przeniesiono go na kolejne półrocze z klasy 1c do 1a.
Wiesław Żyznowski
Przeczytaj pierwszą część:
StgE7b nyqfuopydoee
A gdybyś tak Staszku spędził jakąś część swego urlopu w stylu Wacusia, sam zamknięty w swoim mieszkaniu/domu, w którym otoczyłeś się relacjami i rzeczami, jakie dotąd wybierałeś albo jakie przynosił Ci „los”.
Może udałoby Ci się przejrzeć, jakiego siebie w takiej sytuacji odnajdujesz, na czym naprawdę Ci zależy, co jest dla Ciebie ważne, co Cię pociąga, co cieszy, czego pragniesz, czego Ci brakuje, czego w sobie nie lubisz i co potrafisz z tym zrobić.
…kochamy, jak się cieszymy, jak cierpimy i jak umieramy.
Znowu zapytam „czy jest jakiś sposób”…
Czy jest jakiś sposób, żeby do „tego” dotrzeć po latach, kiedy się „to” gdzieś zagubiło po drodze?
… a jeszcze czym innym to, co nas wypełnia (od dziecka).
To „to”, które jest w nas najsilniejsze, decyduje praktycznie o wszyskim, jak odczytujemy, jak wybieramy, jak spotykamy, jak sobie radzimy, jak…
To ciekawe, jak ten sam tekst można inaczej odczytać. Jest taki nurt w teorii literatury, który wskazuje na odrębność tekstu napisanego, który jest pewnym bytem niezmiennym, od tekstu który staje się za każdym razem inaczej, kiedy jest odczytywany przez odiorcę.
Jeśli o mnie chodzi, ja raczej odczytuję pozostawienie Wacusia samemu sobie, jako dominujący elment tego tekstu. Być może na skutek tego on poźniej wybiera swoją odrębność i własna drogę.
Myślę, że czym innym jest to co nas spotyka, a czym innym to, jak sobie z tym radzimy i co bierzemy z tego dla siebie.
A jednak nie samotność przykuwa w tym tekście uwagę, tylko JASNOŚĆ, którą wybierał Wacuś i „DOZNAWANIE MOCY łatwych do skopiowania liter otwierających całe światy”. To dziecko, mimo że pozostawiane było często same, nie cierpiało zbytnio na samotność, bo kreowało sobie świat wokół ożywiając go. Wskazuje na to również czułość jaką Wacuś wykazuje wobec domowych przedmiotów.
To, że nie wpasował się w tłumek klasowy (nie lubował się w tym w czym akurat lubowała się większośc klasy i nie przeżywał obaw towarzyszących większości, będących często gadką o niczym) nie świadczy o jego wycofaniu, a raczej o jego wykroku ponad tę sferę dojrzewania.
Może się mylę, ale jawi mi się w tym frgmencie Wacuś jako chłopiec samotny. Ojciec poustawiał książki na półce, ale go nie ma w domu. Mama też często zostawia go samego, dzięki czemu ma on czas by poznawać książki. Ale nie ludzi.
W klasie dobiera się Wacuś z jednym, jedynym kolegą. Dlaczego? Tak chyba łatwiej budować zaufanie. W relacji jeden na jeden. Nie ma potrzeby balansowania pomiędzy sprzecznymi interesami. Nie ma konieczności wprowadzania zmian i dokonywania wyborów.
Takie relacje wydają się bezpieczne. Dokąd się nie skończą lub nie zmienią…
Chcialabym sie podzielic z Wacusiem jeszcze jedna ciekawostka. Bedzie mi to trudno tutaj przekazac, bo wymagana jest znajomosci tych trzech werstetow (19, 20, 21) w j. hebrajskim. Niemniej sprobuje to zrobic dosc nieudolnie, a moze kiedys, ktos sie pokusi o nauke lub przynajmniej przeczytanie tych kilku zdan po hebrajsku. Nie tak dawno nowoczesni kabalisci odkryli, ze ten tekst w przekazie orginalnym napisany po hebrajsku czcionka zawierajaca 22 litery zawiera 72 nazwy Boga. Mozna to bardzo latwo samemu odczytac laczac ze soba kazda kolejna (czytana po hebrajsku od konca) litere w kolejnym wersecie. Czyli w tekscie 3 wersetow zawierajacym kazdy dokladnie po 72 litery jest zakodowane dokladnie 72 nazwy Boga po trzy litery. Pozwole sobie przytoczyc kilka z tych 72 nazw Boga w tlumaczeniu z hebrajskiego na angielski:
1) Vav Hey Vav (TIME TRAVEL)
2) Yud Lamed Yud (LIGHT , recapturing the sparks)
3) Samech Yud Tet (MIRACLE MAKING)
4) Mem Hey Shin (HEALING)
5) Aleph Kaf Aleph (DNA of the SOUL)
6) Hey Hey Ayin (UNCONDITIONAL LOVE)
7) Lamed Aleph Vav (GREAT ESCAPE)
8) Kaf Lamed Yud (FERTILITY)
9) Hey Aleph Aleph (ORDER FROM CHAOS)
10) Vav Shin Resh (MEMORIES)
11) Mem Nun Daled ( FEAR(LESS)
12) Chet Ayin Mem (CIRCUITRY)
13) Vav Vav Lamed (DEFYING GRAVITY)
14) Ayin Resh Yud (ABSOLUTE CERTAINTY)
15) Ayin Shin Lamed (GLOBAL TRANSFORMATION)
16) Mem Yud Hey (UNITY)
17) Vav Hey Vav (HAPPINESS)
18) Hey Chet Shin (NO GUILT)
19) Ayin Mem Mem (PASSION)
20) Nun Nun Aleph (NO AGENDA)
21) Nun Yud Tav (THE DEATH OF DEATH)
22) Mem Bet Hey (THOUGHT INTO ACTION)
23) Mem Zadik Resh (FREEDOM)
24) Vav Mem Bet (WATER)
25) Ayin Nun Vav (APPRECIATION)
26) Mem Nun Kuf (ACCOUNTIBILITY)
27) Hey Yud Yud (PARALLEL UNIVERSES)
Mam nadzieje, ze nie zanudzilam dzisiaj za bardzo szanownych blogowiczy (na szczescie maja wolna wole i nie musza tych moich wypocin czytac).. U mnie jest wczesne rano i mysli plyna mi dosc lekko.
Zanim jednak ten cud rozdzielenia wod Morza Czerwonego nastapil, Mojzesz stal bezradnie na brzegu, opanowany strachem i bezwiara modlil sie proszac swojego Boga o ratunek dla niego i jego ludu. Interesujacym jest to jaka byla wowczas odpowiedz Boga do Mojzesza.
“Go jump in the water “
Mojzesz oraz jego uczniowie byli bardzo rozczarowni taka sugestia. Nie takiej odpowiedzi i nie takiego cudu oczekiwali od swojego Boga.
Wowczas Izraelici zaczeli medytowac nad tym zdaniem, ktore przekazal im Bog. Zrozumieli, ze bez ich aktywnego udzialu, odwagi i glebokiej wiary cuda sa niemozliwe. To oni bowiem maja swoja wolna wole i prawo wyboru. Bog tylko kontroluje te zjawiska, ktore sa pozbawione wolnej woli: takie jak czas i przestrzen oraz sily natury. Bog sam nie moze przeprowadzic czlowieka przez morza jezeli ten boi sie nawet zamoczyc w wodzie wlasne stopy. Jezeli ten czlowiek stracil wiare w swoje sily i stracil wiare w Boga.
Cuda sa niemozliwe dopoki czlowiek oczekuje na to, ze to Bog wezmie go na ramiona swoje (ktorych on nie posiada) i poniesie go tam gdzie on chce zajsc.
Izraelici podazajac za Mojzeszem zaczeli zaglebiac sie w morzu i tylko dopiero wtedy kiedy wody siegaly ich nosow i byli pewni, ze wszyscy tam zgina zaczal wiac potezny wiatr, ktory ciagnal fale przez cala noc tak, ze wody morza zaczely sie raptownie rozstepowac przed nimi i otworzyla sie droga do wolnosci.
Na wstepie mojego komentarza pragne podziekowac autorowi glownego wpisu Wiesiowi Z., ze zechcial poswiecic swoj cenny czas aby odslonic dla nas blogowiczy fragment z zycia malego Wacusia.
Kilka dni temu mialam okazje studiowac Biblie na otwartym spotkaniu z wybitnym nauczycielem Kaballah, nowoczesnym nowojorskim rabinem, autorem wielu ksiazek na temat poczatkow chrzescijanstwa i wlasnie dziwnym zbiegiem okolcznosci podczas tej lekcji myslalam o tym malym pelnym wiary i zaufania Wacusiu z naszego blogu.
Tematem spotkania byla biblijna historia o drodze do wolnosci przez Morze Czerwone (Exodus, rozdzial 14). Analizowalismy w zasadzie tylko trzy wersety: 19, 20 i 21 tej historii. Kazdy zawierajacy dokladnie 72 litery hebrajskie.
Z wczesniejszego wpisu na temat Wacusia wiem, ze on doskonale zna Biblie. Pozwole sobie zadedykowac specjalnie dla niego te trzy wersety oraz ich analize. Niestety po angielsku, bo nie mam przy sobie Biblii polskiej. W zasadzie powinnam to samo zacytowac w j. hebrajskim aby wszyscy czytelnicy mogli lepiej zrozumiec idee i przeslanie. Pomijajac te wszystkie moje ograniczenia oto ten fragment:
19) “ God’s Angel had been traveling in the front of the Israelite camp, but now
It moved and went behind them. The pillar of cloud thus moved from
in front of them and stood at their rear.
20) It came between the Egyptian and the Israelite camps. There was
cloud and darkness that night, blocking out all visibility. All that night
(the Egyptians and Israelites ) could not approach one another.
21) Moses extended his hand over the sea. During the entire night, God
drove back the sea with a powerful east wind, transforming the sea bed
into dry land. The waters were divided”
Z kontrowersyjnych dzieci wyrastają zwykle kontrowersyjni dorośli. Ciekawe jakim dorosłym człowiekiem jest Wacuś…