zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Wiesław Żyznowski: Żegnam się z Urim Shmuelim

16 lutego, 2023 | 1 komentarz

Odszedł jeden z już naprawdę ostatnich, może ostatni Żyd, który pamiętał przedwojenną Wieliczkę. Urodził się i wychował w Krakowie, ale do momentu przyjścia Zagłady do miasta w sierpniu 1942 roku miał tam najbliższą rodzinę i ją często odwiedzał. Po wojnie wyjechał na zawsze do Izraela. Jego życiorys jest dostępny w sieci i w publikacjach naszego wydawnictwa.  

Poznaliśmy z żoną Urszulą osobiście i prywatnie kilku z ostatnich Żydów wielickich i do każdego mieliśmy inny stosunek. Ja miałem najcieplejszy i najbardziej admirujący do Natana Kleinbergera. Może dlatego, że przypominał mi fizycznie i mentalnie mojego ojca Zbigniewa, z którym chodził do tej samej szkoły w Wieliczce, dwie klasy wcześniej. Obaj musieli natykać się na korytarzu szkolnym, spoglądać na siebie, być może ufnie i sympatycznie. Natan żył zawsze jednoznacznie: w Polsce po polsku, w Izraelu po izraelsku – jego dostępny publicznie życiorys nie oddaje w niczym jego delikatnego jak aksamit i twardego jak stal charakteru oraz złożonej osobowości.

Do Uriego miałem stosunek bardziej skomplikowany. Czy nie dlatego, że – wtedy jeszcze jako Uriel Szmulewicz – chodził do szkoły w Krakowie i z moim ojcem mógł się spotkać tylko na ulicy, kiedy przebywał w Wieliczce? Uri był bardziej krakowski niż wielicki. Nie żeby w Wieliczce nie było takich, bynajmniej, ale był on ujmująco kulturalny i uprzejmy, na mój mail zawsze odpowiadał mailem co najmniej dwa razy dłuższym. Do końca mailował ze wszystkimi członkami naszego wydawnictwa i z wieloma innymi polskimi przyjaciółmi. Obyty, międzynarodowy, otwarty na zagranicę, syjonistyczny po rodzicach, zdolny do zrobienia każdej kariery wszędzie. Został uznanym w Izraelu i poza nim profesorem chemii specjalizującym się w krystalografii, wykładał za granicą, typ intelektualny, książkowy, czytał dużo aż po kres swoich fizycznych możliwości. 

 

Był jednym z autorów naszego wydawnictwa. Stanowił istną opokę dla Urszuli Żyznowskiej i Anny Krzeczkowskiej, kiedy redagowały „Żydów Wieliczki i Klasna”. Choć o Brunonie Schulzu usłyszał dopiero ode mnie, oddalenie od Polski robiło swoje. Mama uczyła go od małego hebrajskiego, obok innych języków, chadzali po ulicach Krakowa i Wieliczki i rozmawiali po hebrajsku. Tworzyli w miasteczku międzynarodowy klimat, który dopiero, po tylu latach, od jakiegoś czasu zaczął do niego wracać, ale już dzięki turystom, a nie mieszkańcom. Jeszcze w Krakowie nadawał się on do życia poza Polską, tak jak żyjąc poza nią nadawał się do życia w niej.

Nigdy nie dorosłem do dialogu z Urim, który prowadziliśmy od początku znajomości i którego nigdy nie mieliśmy zamiaru kończyć. Rozmawialiśmy dużo o relacji Polaków i Żydów. Ja chciałbym, żeby ich było w Polsce jak najwięcej, on raczej odwrotnie. Byłem za polskością Żydów w jak największym stopniu, on traktował to jako herezję. Kiedy rozmawialiśmy, ja byłem mentalnie przedwojenny, a on XXI-wieczny. Między innymi dzięki niemu zrozumiałem ogrom i potęgę urazu i żalu Żydów wobec Polaków za to, jak ci – przeważający – traktowali tamtych, kiedy tu wspólnie żyli. Poleciłem mu może kilka, kilkanaście książek napisanych po polsku, wszystkie czytał i komentował. Ostatnio wskazałem mu na „Czarną Księgę” Erenburga i Grossmana i mu ją przesłałem, mailowaliśmy na jej temat. 

Dla wielu ludzi decyzja, dokąd udać się po wojnie była najważniejsza. Naturalnym rozwiązaniem dla wielu polskich Żydów był powrót do kraju i sprawdzenie, czy ktoś z najbliższych przeżył. […] Zrobiłbym pewnie tak samo, gdyby nie rozmowy z innymi więźniami, którzy zostali przeniesieni z obozu w Oświęcimiu przez Mauthausen do Linz III. Wtedy już zrozumiałem, że każda akcja deportacyjna prowadziła do komór gazowych. Zrozumiałem także, że prawdopodobnie jestem jedynym ocalałym z rodziny mamy; byłem bliski prawdy – tylko ja i córka jej brata Józefa przeżyliśmy Holokaust.

Uri Shmueli: „Powrót” [w:] „Żydzi Wieliczki i Klasna”.

Na podstawie jej lektury próbowałem choć w cząsteczce wyobrazić sobie wstrząs mordowanych w komorach gazowych obozów zagłady jak Treblinka i Bełżec. W tym ostatnim miejscu zginęła mama Uriego, nigdy nie mówił i nie pisał o niej inaczej niż „ukochana”. Natomiast on próbował zrozumieć, co może sobie wyobrazić i poczuć czytelnik, któremu nikogo tam nie zamordowano. Ja byłem skłonny uwierzyć w niejakie przybliżenie się czytelnika o mikrometr do wnętrza pracującej komory gazowej dzięki wybitnemu tekstowi literackiemu napisanemu niemal na gorąco po wydarzeniach, których dotyczył; jako pierwszy przychodzi mi tu na myśl tekst „Treblinka” Grossmana. On chyba nie.

Znaliśmy się, spotykali i odwiedzali w domach całymi rodzinami. On i jego żona Magda kontaktowali się nie tylko z Urszulą i mną, ale także z naszymi synami Tomkiem i Miłkiem. Czytał teksty naszego wydawnictwa, śledził nasze strony na Facebooku – podobnie jak my jego. Myślę, że przemknęło mu przez myśl, że jak on, starszy ode mnie o ponad ćwierćwiecze, umrze wcześniej niż ja, to napiszę o nim wspomnienie.

Autor: Wiesław Żyznowski

1 komentarz

  1. ” Byłem za polskością Żydów w jak największym stopniu, on traktował to jako herezję. ” – Nic dodać nic ująć

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0