zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Dr Niemirski – wspomnienie

23 maja&5b58+02:00;2013 | 0 komentarzy

Pomału wyrobiłem sobie nawyk. Dowiaduję się – najczęściej przez telefon – że następny spośród moich znajomych zmarł. Zazwyczaj telefonicznie przekazuję wiadomość dalej. Zanim skończę rozmowy na ten temat, decyduję wstępnie, czy napiszę na blogu wspomnienie pośmiertne. Ostatnio raczej piszę,  siadam do tego od razu, jeśli tylko mogę. Jest tak, zwłaszcza odkąd nie napisałem o zmarłym Januszu Jekielu i ciągle przychodzi mi to na myśl. Takie pisanie koi moją pierwszą reakcję na tragiczną wiadomość i pozwala wstępnie rozliczyć się emocjonalnie ze zmarłym. Wiadomość o śmierci, wspomnienie na stroniczkę, śmierć wiadomości, życie toczy się dalej. W przypadku śmierci dalszych znajomych dochodzi obawa, że w przyszłości może być różnie z wracaniem do nich myślą.

Dr Niemirski zmarł nagle w wieku około osiemdziesięciu lat. Ta wiadomość bardzo mnie zasmuciła. Przyprowadziła mnie do niego na fotel jeszcze moja Mama, kiedy miałem kilkanaście lat. Mawiała o nim: „Jeden z najlepszych dentystów w Krakowie, leczy nawet Arabów (w sensie: bogatych obcokrajowców)”. Nigdy nie wyzbyłem się pewnej młodzieńczej nieśmiałości, której nabrałem wobec niego na początku znajomości. Został jednym z moich pierwszych zdawkowych nauczycieli ekonomii. Kiedy w latach 80. powiedział mi, że nie będzie dobrze w państwie, w którym rząd ustala cenę pietruszki, zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Innego jego powiedzonka sprzed lat, że coś „jest wzięte w połowie z Moskwy, a w połowie z Nowego Jorku”, używam do dziś.

Typ znajomego, o którym nie pomyśli się samemu, że umrze, aż do czasu, kiedy się to stanie i człowiek się o tym dowie.

Prywatnie leczył u siebie w mieszkaniu położonym w kamienicy, w jednym z pokoi przerobionych na gabinet, który stanowiły fotel i lampa dentystyczna – sprzęty przynajmniej wczesnopowojenne. Akcesoria dentystyczne chowały się na dwóch półeczkach za uchylnym blatem w meblościance. Na powitanie zakładał biały kitel. Był to człowiek drobny, szczupły, wyprostowany, podpalający cienkie papierosy; bardzo długo dobrze się trzymał. Typ zapobiegliwy i oszczędny. Lekarz starej daty w najlepszym znaczeniu tego wyrażenia.

Poznawał całego człowieka za pośrednictwem zębów. Znał się ze wszystkimi zębami pacjenta – w sensie pamiętania ich stanu obecnego i całej historii leczenia, włącznie z leczeniem przeprowadzanym u innych stomatologów, które zresztą często poprawiał. Potrafił godzinami mówić o związkach budowy, wyglądu, zadbania, ogólnego stanu zębów ze zdrowiem, psychiką, zachowaniem i w ogóle przeszłością ich posiadacza. Korzystam do dziś z tego, co mi przekazał. Używam ciągle własnych zębów, które mi leczył. Prawdziwy filozof zębów, uzębienia i dentystyki. Krytykując nowoczesność – także w dentystyce – dokonywał cudów dentystycznych podstawowymi narzędziami – szczególnie do czasu, kiedy miał jeszcze dobrą formę. Mistrz nieinwazyjności i minimalnej ingerencji. Tworzył korony tak dopasowane kształtem do minimalnie spiłowanych zębów, że zdatne do noszenia przez określony czas bez żadnej zaprawy. Lubował się w złocie w różnych postaciach dentystycznych.

Znał całą moją rodzinę – wielu z nas także leczył, raz był nawet u mnie w domu. Ostatecznie przestałem się u niego leczyć około 2000 roku, choć „zdradzałem” go i wracałem do niego chyba od roku 1996. Niektórzy z moich bliskich leczyli się u niego do końca, w tym samym gabinecie, tak samo urządzonym i umeblowanym. Ponoć ostatnio dokupił trochę nowoczesnego sprzętu. Nigdy się nie zainteresowałem i nie dowiedziałem, jak miał na imię. Pójdę na pogrzeb, to się dowiem. Znałem też długo jego żonę (na zasadzie „dzień dobry – do widzenia”), która go odumarła kilkanaście lat temu. Pamiętam dobrze, co na jej temat mówiła jeszcze moja Mama. Ale też nie wiem, jak miała na imię. Dużo opowiadał o swej córce, której nigdy osobiście nie poznałem, nawet z imienia; to ona zadzwoniła do mojego brata z informacją o śmierci i pogrzebie.

Nie mam jego zdjęcia, bo z jakiej okazji miałbym je mieć. Na pogrzebie okazało się, że miał na imię Anatol i że urodził się w 1932 roku.

Wiesław Żyznowski

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0