27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Brat może wyrazić historię relacji ze swoim bratem na wiele sposobów. Ja zdecydowałem się spisać dziesięć rzeczy spośród wielu, których się od Ciebie nauczyłem, ewentualnie Ci zawdzięczam lub zazdroszczę. Postaram się uporządkować je chronologicznie.
W pewnym momencie dość zdecydowanie zacząłeś odmawiać wożenia mnie na swoim grzbiecie, gdy Ty udawałeś konia a ja jeźdźca, dzięki czemu zaczęło do mnie docierać, że i mnie można odmawiać. Później dopełniłeś tego wrażenia, kiedy nie chciałeś już zbyt często grywać przed blokiem w kolarzy. W owych wyścigach wygrywał ten, kto pierwszy dotarł do mety wzdłuż trasy wyrysowanej kamieniem na betonowych płytach chodnika (nie mieliśmy za wiele kredy, zresztą szybko się ścierała). Uczestnicy na zmianę pstrykali w nakrętki od słoików – czasem o specjalnie wyszlifowanych denkach – po chodniku, po którym chodzili przechodnie i biegały psy. Tym ostatnim zdarzało się tam też sikać. Spędziłem dużo czasu grając w kolarzy, w przeciwieństwie do Ciebie.
Zacząłem Cię doganiać podczas jazdy na rowerach w miarę wcześnie. Tak uczyłem się rywalizacji i płynącej z niej przyjemności, co zostało mi do dziś. Zapamiętałem moment, kiedy obaj jechaliśmy na rowerach drogą prowadzącą do starego młyna, na północ od naszego osiedla. Uciekałem przed Tobą, a Ty, goniąc mnie, wywaliłeś się na zdradliwym piasku. Podrapałeś sobie wtedy do krwi całą lewą nogę i lewy łokieć. Nogi i łokcia było mi trochę żal, ale satysfakcji, że mnie nie dogoniłeś, nie zapomniałem do dziś. Za to około dwadzieścia lat później dowiedziałem się od Ciebie w szczegółach, czym różni się dobry rower od kiepskiego.
Jako starszy brat, chcąc nie chcąc, brałeś odpowiedzialność przed rodzicami i otoczeniem za nasze wspólne wybryki. Często było to wielkoduszne z Twojej strony. Nigdy później nie miałem bezpośrednio do czynienia z rycerskością w tak czystej postaci. Więc jeśli coś z niej jest i we mnie, to przede wszystkim dzięki tamtym sytuacjom. Odczuwałem razem z Tobą gorzką niesprawiedliwość, z którą mieliśmy do czynienia, choć przemieszaną z osobistą ulgą. Do dziś mogę robić użytek z oswojenia tej mieszanki, kiedy chcę. Jest też we mnie coś z oporu i uporu, którymi często wykazywałeś się względem Rodziców, nauczycieli, wychowawców i innych, silniejszych wówczas od Ciebie osób. Pamiętam Ojca maksymalnie na Ciebie rozzłoszczonego . Nie wspomnę tu słów, które wtedy wykrzyczał. Wraz z upływem czasu czcimy coraz bardziej takie obrazy.
Jeździliśmy wspólnie na kolonie, to jest trzytygodniowe zgrupowania poza miastem dla dzieci, z którymi rodzice nie mieli nic lepszego do zrobienia w wakacje. Na naszej pierwszej kolonii byłem najmłodszy spośród dwóch setek dzieci i młodzieży. Miałem sześć lat, Ty dziewięć. Przytrafiały mi się tam historie, które mogą spotkać sześciolatka przeniesionego nagle w środowisko wymagające znacznej samodzielności, bez możliwości uzyskania pomocy ze strony rodziców i dorosłych opiekunów. Gdyby nie Ty, mogłoby się skończyć o wiele gorzej.
Wprowadziłeś mnie niechcący w świat techniki, dzięki czemu jestem w niej świadomym dyletantem. Przez długie lata naszego dzieciństwa i wczesnej młodości, na zagraconych przewymiarowanymi meblami kilku metrach kwadratowych naszego wspólnego „małego pokoju”, ciągle dłubałeś w swoich urządzeniach, a ja mogłem się temu przyglądać bez rozumienia. Nikt nie zrobił Ci wtedy zdjęcia, pochylonemu nad robotą, z lutownicą w prawej ręce i kłębem siwawego dymu nad kosmatą głową. Majsterkowałeś z taką wytrwałością, że coś z tej cnoty musiało mi się wszczepić. W młodym wieku podejmowałeś się wykonania tak dużych projektów technicznych, że mimo wieloletniej pracy nie udało Ci się dokończyć niektórych z nich. Tylko my dwaj na całym świecie znamy jedno ze znaczeń słówka „bziu”, które nadał mu nasz Ojciec. W ten sposób dowiedziałem się bezboleśnie czegoś o kosztach niekończenia rzeczy, które się zaczęło. Do dziś dzielisz się ze mną nowymi informacjami, spojrzeniami i podejściem do zagadnień technicznych. Mimo że chodziłem do technikum mechanicznego przez pięć lat, to od Ciebie dowiedziałem się, czym jest kultura techniczna.
Mama próbowała nas wychowywać na wyznawców jednego z tysięcy krążących po świecie systemów bajek i fantazji dla dzieci i dorosłych. Byłeś odporniejszy i bardziej sceptyczny wobec nich na długo przede mną, może dzięki wrodzonej Ci nieufności i intuicji, lub z powodu lepszego wniknięcia w te historyjki. Z wszystkich rzeczy, których mogłem się od Ciebie nauczyć lepiej, nienauczenia się tego w odpowiednim czasie żałuję najbardziej.
W wieku siedemnastu lat wyprowadziłeś się na zawsze z naszego pokoju, ciasnota w nim stała się bowiem nie do wytrzymania. Choć zrobiłeś to zapewne głównie dla siebie i pod wpływem Rodziców, to wówczas poświęciłeś się chyba najbardziej na moją korzyść. Pozostał mi cały pokój do dyspozycji, podczas gdy Ty musiałeś stać się nagle samodzielny. Wtedy zaczął się trwający kilka, jeśli nie kilkanaście, lat okres Twojego największego wspierania mnie. Obym umiał być chociaż w części tak wspaniałomyślny, jak Ty wtedy wobec mnie.
Każdy z nas miał inne podejście do dziewcząt w czasie, kiedy dysponowaliśmy jeszcze nienaruszoną zdolnością kredytową w tej dziedzinie. Ja byłem może bardziej ruchliwy od Ciebie pod tym względem, ale popadałem w platoniczności śmieszne, bo bezowocne, podczas gdy Ty potrafiłeś opracowywać temat w szerszym zakresie i bardziej gruntownie. Czego Ci może najdłużej zazdroszczę, bo nadal, to Twoich zmysłowych i romantycznych przejść z pewną, jakże atrakcyjną, dziewczyną na wczasach w muszyniańskim Złockiem. Dotykałeś wymiarów, których mnie się nie udało dotknąć do dziś. Było tak na pewno, bo trochę z tego widziałem na własne oczy, a trochę zostało sfotografowane. Kiedy indziej wziąłeś na wczasy do Iławy inną swoją dziewczynę i mnie na doczepkę. Ty robiłeś swoje, a ja siedziałem w jeziorze jak jakaś ryba. Zrywałeś się do poprzeczek wysokich, do których czasem nie doskakiwałeś. Najbardziej imponowało mi to, że się tym nie zrażałeś. Te Twoje przewagi postrzegam jako nie do nadrobienia przeze mnie.
Pochodzimy ze strony Ojca z rodziny o długiej (przy najkorzystniejszej interpretacji – może nawet dwustuletniej) tradycji w byciu niezależnymi finansowo. Ale to Ty wyposażyłeś mnie w pierwsze – więc najważniejsze – ostrogi biznesowe. Ty dawałeś mi pieniądze, które tak szybko nauczyłeś się zarabiać. Dawno temu, w mieszkaniu Rodziców, wypiliśmy kilka butelek wina na Twój koszt, bawiąc się przy tym do rozpuku. Moją pierwszą noc w (wówczas) porządnym, zakopiańskim hotelu Kasprowy spędziłem, przemycony przez Ciebie, w Twojej jedynce. Służyłeś mi swoim przykładem, jak skutecznie sprzedawać rzeczy i tanie i drogie. Pewnego razu w Pcimiu zdjąłeś ze mnie moją część tortury w rozmowie mającej przekonać do zakupu kogoś niespecjalnie przekonanego. Uświadomiłem sobie wtedy moją tkliwość na punkcie pozycji sprzedającego względem kupującego. Nie zwalczyłem tego w sobie do dziś. Nie tylko tłumaczyłeś mi sens płacenia i niepłacenia podatków, ale obstawałeś przy swoim, kiedy trzeba było. Założyłeś na swoje imię i nazwisko naszą pierwszą wspólną firmę. Oduczałeś mnie naiwnego patrzenia na wiele spraw biznesowych. Do dziś zdarza mi się po raz pierwszy potwierdzać racje, które przekazywałeś mi lata temu.
Twoje zasługi w budowaniu siły Mercatorów zasługują na odrębne ujęcie.
Obaj od dawna lubimy fotografować. Ja zawsze miałem skłonność do utrwalania sytuacji ludzkich, w czym sprzęt fotograficzny przez długie lata mi tylko przeszkadzał. Ty chyba tak hołubiłeś sam sprzęt, że owe sytuacje nie były Ci aż tak potrzebne. Ja teraz też z przyjemnością hołubię sprzęt. Aczkolwiek poszedłem w kierunku wyposażenia, które mi zawsze odradzałeś. Nie wiem, czy produkowałbym tyle zdjęć, gdyby nie tradycja fotograficzna zapoczątkowana w naszym domu jeszcze przez Ojca.
Wspominki można by ciągnąć aż po niemożność przeczytania ich do końca przez kogokolwiek, włącznie z Tobą.
Starszy brat ciągle wymyka się młodszemu, a ten go dogania. Temu pierwszemu łatwiej się nauczyć wymykania, niż temu drugiemu doganiania. A ta naturalna kolej rzeczy wymusza prezent na starszym bracie dla młodszego. Bo łatwość może obrócić się w trudność, a trudność w łatwość. Biegnący jako pierwszy ogląda się do tyłu, podczas gdy drugi nie musi tego robić.
50 lat życia to dość dużo dla tego, kto je przeżył.
Oby spełniło Ci się najpełniej Twoje przekonanie o kierowaniu zdrowiem człowieka przez los czasem nieślepy – to jest mogący być sprawiedliwym. Oby tunel możliwości życiowych jak najwolniej Ci się zawężał i jak najpóźniej zamknął. Oby ujawniło się w Tobie jeszcze wiele możliwości i cnót, które zaskoczą znających Cię. Obyś jak najwięcej z reszty życia przeżył lepiej niż dotąd, niezależnie od tego, jak dobrze żyłeś. Obyś naoglądał się po biblijnemu do przesytu owoców Twojego życia i wysiłków. Oby przypisane Ci kiedyś słowa „Piotr Żyznowski” coraz więcej znaczyły w szerokim świecie i coraz lepiej sobie w nim samodzielnie radziły.
Wiesław Żyznowski
Szkoda że nie mam takich relacji z bratem…
Piękne te wyznania, ale w czymś napewno jesteś lepszy. Może budową anatomiczną? Małe pocieszenie, choć dla niektórych może wydawać się wielkie 🙂
To piękny opis relacji młodszego braty ze starszym. Czasem zastanawiam się nad moimi relacjami ze (starszymi) braćmi i z moim ojcem. Może też kiedyś zabiorę się za spisanie tych refleksji.
Nie widziałem tego filmu, ale myślę, że lepiej nie oglądać się do tyłu, chyba że po to, aby sprawniej iść do przodu…
Jednym słowem, nie rezygnuj z kolejnych debiutów!
Idź na najnowszy film Mike’a Mills’a.
Może nie musisz też wcale oglądać się do tyłu…