zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Niedawno koleżanka mojej żony, po wypiciu może dwóch lampek wina, stwierdziła: „Nigdy nikomu niczego nie zazdroszczę”. A że ja też wypiłem trochę wina, postanowiłem z wrodzoną łagodnością podroczyć się z nią o to: „Chyba się nad tym nie zastanowiłaś, nie byłabyś tym, kim jesteś, gdybyś, zazdroszcząc innym, nie chciała im dorównać lub nawet ich przewyższyć” (pracownia architektoniczna, doktorat, mąż biznesmen, figura nie gorsza niż u większości modelek). Po wymianie kilku argumentów z obu stron uzgodniliśmy wspólnie, że czasem bywa zazdrosna, ale zawistna to nie daj Bóg.

Czytam w biografii Miłosza autorstwa Franaszka niepublikowany wiersz poety, który zaczyna się tak:

Nikt proszę pana nie wie co jest siłą
ani jaka słabość zmieni się w zwycięstwo.
To dla mnie był, wstyd przyznać, triumfalny dzień
kiedy usłyszałem, że zabił się Zbyszek
.

Miłosz pisze w tym wierszu o satysfakcji, którą poczuł, kiedy się dowiedział o samobójstwie popełnionym w latach 50. przez Edwarda Kozłowskiego. Tego samego, którego jakieś ćwierć wieku wcześniej szesnastoletni przyszły poeta zobaczył przypadkiem wychodzącego z sypialni mężatki, w której kochał się na zabój w sensie dosłownym – jako że próbował się po tym zabić. Kolejny z kilku nielicznych kamyczków, które wrzucam do ogródka Miłosza. Nie podoba mi się to jego: „wstyd przyznać”. Bo jeśli naprawdę poczuł wstyd, to znaczy, że nie było w nim wystarczająco dużo archaicznej i starożytnej greckości, czego ostatnio nie wybaczam łatwo. A jeśli nie czuł wstydu tylko tak napisał, to jeszcze gorzej, bo znaczy, że chciał się podlizać, nie wiem komu.
Zazdroszczący ponoć Homerowi, i słusznie, Hezjod zawarł w Pracach i dniach intrygujący fragment:

Dwie są na ziemi boginie Eris. Jedną Eris może, kto ma rozum, chwalić, a drugą jednocześnie ganić, boginie te bowiem mają zupełnie różne natury. Jedna wspiera złą wojnę i waśń, jest okrutna! Nikt śmiertelny jej nie ścierpi, tylko w jarzmie konieczności okazuje się cześć tej ciążącej Eris, zgodnie z poradą nieśmiertelnych. Urodziła ona, jako starsza, czarną noc; drugą Eris jako o wiele lepszą wszechwładny Zeus umieścił u korzeni ziemi i pośród ludzi. Skłania ona niezdolnego męża do pracy. Gdy patrzy jeden, któremu brak posiadłości, na innego, który jest bogaty, to on spieszy podobnie siać i sadzić rośliny i wkrótce dom stawiać; sąsiad współzawodniczy z sąsiadem, który dąży do dobrobytu. Ta Eris jest dobra dla ludzi. Garncarz czuje złość na garncarza, cieśla na cieślę, żebrak zazdrości żebrakom, a pieśniarz pieśniarzom.

Cytowany wyżej fragment z Pracy i dni Friedrich Nietzsche określa jako „jedną z najosobliwszych idei helleńskich, wartą umieszczenia na bramie do helleńskiej etyki”. Jest on zdania, że Grecy nie odrzucali zazdrości, jak to lekkomyślnie czynią zwolennicy „rozmiękczonego pojęcia współczesnego człowieczeństwa”, wręcz przeciwnie: to na niej osadzała się ich ambicja, która służyła im jako napęd działań w warunkach konkurencji i konieczności zdobywania osiągnięć. I ja staram się skromnie zrozumieć i wyciągnąć z powyższego fragmentu Hezjoda więcej, niż on sam miał na myśli i rozumiał (a po nim komentujący powyższy fragment przez niemal 30 wieków).

Eris może się manifestować w człowieku w dwójnasób. Jako Zawiść pragnąca gorzej dla bliźniego owego człowieka, i jako Zazdrość pragnąca dla niego lepiej. Hezjod odrzuca zawiść – tak jak wspomniani wyżej koleżanka żony i Miłosz we fragmencie wiersza, natomiast zazdrość chwali – podobnie jak wielu z tych, którzy zastanowili się nad nią chwilkę. Z dwóch odsłon należących do bogini Hezjod odrzuca jedną, a akceptuje drugą. Hezjod nie chce całości Eris tylko jej połowę, podczas gdy postać bogini, by być sobą, musi być cała i tożsama z samą sobą. W innym miejscu Pracy i dni Hezjod pisze: „Głupcy, nie wiedzą, o ile połówka jest większa niż całość”. Spotkałem się z kilkoma różnymi interpretacjami tego słynnego zdania. Ale nie z takim, które by je łączyło z cytowanym wyżej fragmentem na temat Eris w celu określenia chłopo-poety Hezjoda jako pierwszego moralisty osiągającego swe cele moralne przez minimalizowanie. Lecz mnie chodzi tu o coś innego. Czy można chwalić zazdrość, a ganić zawiść? Można. A czy można bywać zazdrosnym, nie bywając zawistnym? Chyba można, tak jak można ludzi zawsze kochać, nigdy nie nienawidzić albo zawsze tylko karmić, nigdy głodzić. Ale czy trzeba unikać zawiści, bywając zazdrosnym?

Jeśli chodzi o mnie, to życzę pod określonymi względami źle lub jak najgorzej: moim konkurentom w biznesie, firmom wdzierającym się na polski rynek kosztem graczy lokalnych, i bardziej bezinteresownie – wszystkim politykom, biznesmenom, działaczom, aktywistom i innym zmieniaczom świata, którzy ten świat moim zdaniem pogarszają lub pogorszyliby, gdyby mogli, wszystkim leniom niepolepszającym świata, mimo że mogliby to robić i wielu innym, których nie wymienię. Mam też nadzieję, że tych, którzy mi życzą źle, jest wielu i mają się dobrze, bo może to choć w części z pobudzenia przeze mnie. Liczę też oczywiście na to, że ich złe życzenia względem mnie się nie spełnią, choćby dlatego że świat napędza to pierwsze, nie to drugie.

Jeśli Hezjod nie zazdrościł Homerowi, to powinien był. Może wtedy nie tylko by się bardziej zbliżył pod względem poetyckim do Homera, ale też wyzbył się naiwności, której tamten nie miał. Homerowi nie przyszłoby do głowy pozbawiać Achillesa, Hektora, Menelaosa i innych bohaterów swych poematów zazdrości, zawiści, nienawiści, złości, wściekłości, zajadłości, zapiekłości. Homer ma całość, Hezjod jakieś połówki.

Wiesław Żyznowski
Hat Yai, Tajlandia, 3 czerwca 2011 r.

P.S. Azjaci, których poznałem, w większości uśmiechają się w reakcji na wszelką informację, jaką im obwieszczasz. Mówisz im, że urodziło ci się zdrowe dziecko, uśmiechają się. Mówisz im, że poważnie zachorowałeś, uśmiechają się. Mówisz im, że wygrałeś milion dolarów na loterii, uśmiechają się. W Polsce jest to bardziej skomplikowane. Raz wypada zrobić smutną minę, ciesząc się po cichu, innym razem wypada zrobić wesołą minę, smucąc się po cichu. A często trzeba robić minę zarazem smutną i wesołą, smucąc się i ciesząc w środku, ale odwrotnie niż prezentowana właśnie mina. W przeciwieństwie do Azjatów podejmujemy się rzeczy niemożliwej do doskonałego wykonania. Swoją twarz można nauczyć wyrażać wiele, ale oczy już mniej.

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0