27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
10 lipca 2009 „Gazeta Wyborcza” zamieściła wywiad z pisarzem, zatytułowany: „Szczęście nie wchodzi w rachubę”. Niech tracą nieczytający programowo GW, Rylski daje tam popis przenikliwości. Cytuję i komentuję fragmenty, które mnie zaciekawiły.
„Sama mądrość, która w starości się zdarza, jest bezsilna. Jeżeli nie uzbrajają jej zdrowie, energia, dyscyplina, kontakty i przede wszystkim talent, to nic nie znaczy. Ale jeśli zdarzy się, że w wyniku mądrości doznajemy iluminacji, nagle rozumiemy, czym jest świat, jaka jest jego natura, to jest najwspanialsze uczucie, jakie nas może spotkać. Ale komu poza Błażejem Pascalem, zdarzyła się taka iluminacja”.
Wysiłki czynione w celu zdobycia mądrości idą niemal z założenia na marne, dzięki czemu mają coś ze szlachetności. Tym bardziej, że nikt jeszcze nie dowiódł, że wysiłki mogą prowadzić do iluminacji. Chodzi więc o hazard bardziej ryzykowny niż w kasynie, niemal zawsze prowadzący do przegranej. Dlaczego? Rylski mówi dalej:
„W którymś z filmów Romy Schneider, gdy dowiaduje się, że będzie miała córkę, mówi: << Mam nadzieję, że będzie głupia>>. Też bym tak powiedział. Bo jeśli głupotę rozumiemy nie jako naiwność, łatwowierność czy defensywność, ale brak wyobraźni i proste postrzeganie świata, <<że dom, że koń, że Stasiek, że drzewo>>, to życie staje się łatwe i w najelementarniejszym znaczeniu – udane. Jest robota, kobita, dzieciaki. W telewizji zobaczy się mecz, w niedzielę rozpali grilla… Wystarczy”.
Może mniej dziwi to, co powiedział mi kiedyś znajomy profesor filozofii: „Chcę być filozofem, nie mędrcem”. Co prawda nie zostanie mędrcem niesie chyba ryzyko nie nabycia czułości, jeśli się jej nie posiadło przy urodzeniu. Na pytanie: „Jest Pan mężczyzną czułym?”, Rylski odpowiada:
„Do przesady. Ale nie ciepłym. Nie znoszę tego słowa, bo jest zaprzeczeniem czułości, bo w czułości nie ma nic optymistycznego i w istocie zdrowego. Element niepewności, smutku, i bezsilności wobec bezprawia istnienia jest rdzeniem, samą naturą czułości. […] Ale nie należy tego odnosić wyłącznie do relacji męsko-damskich, bo to jest relacja człowiek – świat”.
Tej definicji czułości i jej rozróżnienia od ciepła mi dotąd brakowało. Zawsze było mi bliżej do przejętych światem i życiem aż po ponuractwo niż do widzących wszystko w jasnych barwach aż po milusińskość, ale jakoś nie wytłumaczyłem sobie tego tak esencjonalnie jak zrobił to Rylski. Czułość jako delikatność wobec istnienia – płynąca z poczucia niedomogów istnienia i jako wyraz niezgody na to bez wskazania rozwiązań, za to „czyniąca nas dumniejszymi wojownikami bez wiary i żołnierzami bez nadziei”. To wszystko w odróżnieniu od ciepła tu rozumianego jako niedelikatności wobec istnienia, płynącej z optymizmu. Cóż, ma chyba Rylski prawo powiedzieć:
„Niczego nie nauczyłem się o sobie i o życiu od nikogo. Bo tego, czego nie wiem, nie wie nikt, a to, co wiem, wie bardzo niewielu”.
Prawdopodobnie coraz więcej ludzi wie, że nieco podejrzane jest przyznawanie się do dążenia do szczęścia czy do – uchowaj Boże – już bycia szczęśliwym. Mawia się, że dążenie do szczęścia to przecież tylko jeden ze sposobów na życie, na dodatek dość egoistyczny, nazbyt mieszczański, a przede wszystkim na pewno banalny. W tym względzie Rylski zajmuje oryginalne stanowisko:
„Bywa pan szczęśliwy?
-Pochlebiam sobie, że nigdy mi się to nie zdarzyło. Zadowolenie z życia bierze się z sumy przyjemności, jakich potrafimy doświadczyć, od tych najdosadniejszych, jak seks czy dobre jedzenie, do najsubtelniejszych, jak przeżywanie sztuki. Szczęście natomiast to poczucie spełnienia w życiu i niezmącona wiara w jego sens i celowość, jak również bezduszna odporność na cierpienia otaczającego nas świata. W moim przypadku nie wchodzi w rachubę. Pochlebiam sobie, że nie wchodzi w rachubę”.
Wiesław Żyznowski
Odnośnie do komentarzy o Bressonie
Henri Cartier-Bresson w jednym z wywiadów powiedział: „Ważne jest określenie własnej postawy względem tego, co widzimy”. Intuicja, dostrzeganie „rytmu płaszczyzn, linii i walorów”, wyczucie momentu są arcyważną składową jego talentu, ale o geniuszu, według mnie, przesądza jego „własna postawa względem tego, co widział”.
Osobiście również jestem gorącym zwolennikiem określania WŁASNEJ postawy. Wolałabym milczeć, gdy akurat lub jeszcze nie miałabym jej określonej, niż pisać coś, co można przeczytać w opracowaniach na dany temat.
Niezgoda i krzyk są mi bliższe w ujęciu Rylskiego niż określane jako wyraz chaosu i dysharmonii.
Inspiruje mnie i pobudza „czułość jako delikatność wobec istnienia – płynąca z poczucia niedomogów istnienia i jako wyraz niezgody na to bez wskazania rozwiązań, za to „czyniąca nas dumniejszymi wojownikami bez wiary i żołnierzami bez nadziei.””.
„Co bylo porazka?”
Ze smutkiem musze sie przyznac, ze nigdy w zyciu nie pisalam w zadnym blogu i jak wyraznie widac wogole sie na tym nie znam. Wydawalo mi sie jednak ze blog powinien byc czyms bardziej w rodzaju wymiany wielu pogladow. Natomiast to co ja widze tutaj raczej przypomina mi moja modlitwe przed Jerozolimska Sciana Placzu lub innym razem te ktora bez slow zlozylam przed obeliskiem grobu Konfucjusza.
Przychodzi mi ona jednak nadzwyczajnie latwo. Moze dlatego ze zdecydowalam sie na modlitwe te najlzejsza z lekkich i te najprostsza z prostych: to jest zawsze tylko i wylacznie podziekowanie. Porazka dla mnie bylby calkowity brak tej modlitwy. Mimo roznic religijnych nie traktuje jej jako strate czasu. Wrecz odwrotnie uwazm, za najwyzszej jakosci czas jaki zostal mi dany aby przezywac tu na tej Ziemi.
Krzyk oraz niezgoda jest wyrazem chaosu i dysharmonii. Moim zdaniem tworczosc H.C.Bressona jest szczytem harmonii, precyzyjnie przeanalizowanej organizacji swiatla, przestrzeni, wyliczonej prefekcyjnie wrecz geometrycznie kompozycji spajajacej wszystkie elementy w nierozerwalana calosc.
Jezeli ktos widzi chaos i dysharmonie w dzielach H.C.B. to jest kwestia interpretacji. Jak kiedys sam Bresson powiedzial:’Patrzec to wcale nie oznacza widziec”.
Tworce wielkiego formatu rozni od innych wlasnie ta sztuka widzenia oraz blyskawicznego przewidywania efektu koncowego swojego dziela. Na dobra sprawe kazdy moze zrobic fotografie czy nawet namalowac obraz. Jednak tylko nieliczni potrafia trafnie przewidziec czy wobrazic sobie efekt ostateczny w chwili wstepnej. Do tego potrzebna jest niezwykla intuicja. Czyli zdolnosc, ktora umozliwia nadzwyczajnie trafny wybor miejsca i czasu na nacisniecie migawki. Bezmyslne pstykanie zdjec nie ma nic wspolnego z tworczoscia. Jezeli efekt dziela jest odwrotny lub inny od zamierzonego to wowczas zdecydowanie nie mozna mowic o talencie tworcy.
Ludzie generalnie malo przykladaja uwagi do intuicji. A ta jest najwazniejsza w podejmowaniu kazdej mniej lub bardziej tworczej decyzji. Tylko te decyzje, ktore sa podjete na bazie wiedzy oraz intuicji (trafnie przewidujacej efekt) sa tymi genialnymi.
Bresson przenika trzewia.
Jego „akcja” jest medytacją, a medytacja akcją.
Obie pławią się w przemijaniu i niby nie dostrzeganiu wszechobecnej nędzy, na które z dumą nie godzą się postaci z Jego portretów.
Nawet pejzaże krzyczą – też się nie godzą.
“Photography is an immediate action, drawing a meditation”
(Henri Cartier-Bresson 27/04/92)
Policzylam, ze Bresson mial 62 lata (1970) kiedy zrezygnowal z akcji decydujac sie na przejscie do medytacji. W ostatnia niedziele przegladalysmy (me & my girl) jego album z „medytacjami”. Moim zdaniem beda one rownie wartosciowe dla pokolen jak dziela jego akcji. A moze nawet wartosciowsze. Wzruszajace i fenomenalne. Daje duzo do myslenia.
I czy nie slusznym i madrym jest stwierdzenie: „There is nothing in this world that does not have a decisive moment”. Rezultaty jednak beda zawsze scisle uzaleznione od umiejetnosci odpowiedniego wyboru czasu oraz slusznosci samej decyzji.
Temat corki jest wspanialy. Wszystkie sa wyjatkowe. Dla mnie to jest poprostu “My Baby”. Ona naturalnie po przeczytaniu tego upomni mnie jak zwykle” I am not a Baby Mammy. I am a Girl”. Faktycznie czasami jej zachowanie nieco odbiega od standardow charakterystycznych dla “Baby” ( a ja mam na mysli tylko wiek). Ponadto to “The Girl ” jest obdarzona takimi przymiotami jak: inteligencja, milosc, talent oraz niezwykla intuicja. Jezeli jest to za duzo powiedziane to zdecydowanie nie jest glupia jak tez milosci jej nie brakuje. Przypuszczalnie nic jej nie brakuje, wiec mam szczera nadzieje ze przy pomocy ludzkiej i boskiej “cos” prawdziwie dobrego da sie z niej wykrzesac. Wszystko jednak w rekach Boga.
„Szlachetnie i dumnie + tak wiele znaczyc”.
RIM = Research in Motion world’s fastest-growing company
Mon Aug 17, 6:44 PM
The Canadian Press Email Story
„TORONTO – American business magazine Fortune has named Canadian technology icon Research in Motion Ltd. (TSX: RIM.TO), maker of the BlackBerry, the world’s fastest-growing company.
Waterloo, Ontario, Canada = base of RIM = one of Canada’s most valuable companies with a stock worth of $44 billion – was one of two Canadian businesses that made the top 10 after Fortune opened its 100 Fastest-Growing Companies list to non-American businesses for the first time.
Potash Corp. of Saskatchewan (TSX: POT.TO), the world’s biggest fertilizer company, came 10th.”
Dla tych ktorzy nie wiedza: WATERLOO = baza RIM = male miasteczko w Ontario gdzie znajduje sie jednen z najlepszych kanadyjskich uniwersytetow o kierunkach technicznych.
Jak sie do tego maja pojecia: „miejsca” oraz „niemocy”? A moze nie zawsze chodzi o prace rak oraz cieplo. Dzieciaki tez potrafia. Chwala tym, ktorzy tak dobrze dbaja o „Earth” ale nie zapominaja o „Soul”.
Dla zainteresowanych calym artykulem link:
http://ca.news.finance.yahoo.com/s/17082009/2/biz-finance-fortune-magazine-names-research-motion-world-s-fastest.html
Odnośnie do wpisu głównego
Gdybym miała córkę, chciałabym żeby: nie była głupia, nie przeżyła łatwego, udanie – grillowego życia.
Chciałabym, żeby była silna, żeby potrafiła dźwigać ciężary „bezsilności wobec bezprawia istnienia” , żeby się nie bała tego dźwigania i żeby była dzielna.
Żeby się poczuła MATKĄ „kawałka” istnienia i GOSPODYNIĄ „kawałka” Ziemi. Żeby była przesiąknięta pasją trudzenia się.
„Wysiłki czynione w celu zdobycia mądrości […] mają coś ze szlachetności”.
Trudzenie się, dumna walka bez wiary i nadziei w szerszej perspektywie, cierpienie z czułości, rozdawanie swego ciepła, dzielenie się pracowitością swoich rąk, wprowadzanie w życie rzeczy niemożliwych, przekraczanie własnych i czyichś niemocy – to życie szlachetnie i dumnie „nic nie znaczące”.
Doszukalam sie jeszcze jednej waznej wartosci, ktorej nie mozna podniesc do wyzszego poziomu przez dodawanie jednostek tj “Talent”. Jest zjawiskiem o takim samym zrodle pochodzenia jak “Inteligencja” & “Milosc”.
Jedna osoba obdarzona wielkim talentem potrafi stworzyc lepsze dzielo niz polaczona grupa tysiaca innych ludzi o srednim lub zadnym talencie. Czasami osoba utalentowana moze przewyzszac swoimi umiejetnosciami miliony innych ludzi. Dzielenie sie swoim talentem z innymi nie redukuje wartosci talentu a wrecz odwrotnie szlifuje oraz podnosi zdolnosci do coraz wyzszych poziomow.
Wszelkie inne istniejace wartosci daja sie dodawac oraz mnozyc: usmiechy, lzy, usciski, wierzenia, kultury, materie, energie, ciazenie, odpychanie, przyciaganie, ruch, fale, naglosnienie, swiatlo nawet czas i przestrzen daje sie podsumowac. I tak mozna wymieniac w nieskonczonosc.
Wyglada na to, ze jestem najbardziej bezczynna osoba w tym blogu. Bezczynna w znaczeniu niezapracowana. No coz nie ma sie czego wstydzic bo to tylko pozory a te moga mylic. Dla tych ktrzy nie widza i nie wiedza: ostatnio bardzo ciezko pracowalam nad podnoszeniem “VALUE” – ogolnie pojetych wartosci.
Postanowilam jednak wrocic do mojego wczesniej rozpoczetego wywodu na temat sumowania wartosci. Obok wczesniej wspomnianego pozimou intelektualnego, ktory nie da sie podniesc do wyzszych poziomow poprzez dodawanie elementow doszukalam sie jeszcze jednej wartosci, ktora tez nie da sie sumowac – “Milosc”. Nie mozna podniesc jej poziomu przez np. dodawanie obiektow. Odwracajac teze nie mozna jej tez zredukowac poprzez dzielenie. Natomiast wszystkie inne rzczy materialne i fizyczne bez wiekszego trudu potrafie dodawac i sumowac. Osiagajac w tym ostatnio totalna perfekcje.
Czyzby zatem “Inteligencja” oraz “Milosc” mialy ze soba cos wspolnego? Z pewnoscia zrodlo pochodzenia: czyli maja cos wspolnego z: “Spirit-Soul-The One” (duchowosc, transcendentalna i nieskonczona egzystencja, bez konca i poczatku, swiatlo, energia, idea, nieustanne istnienie jedno w jednosci ale rowniez jedno w podzialach, laczenie, jednolicenie, wspolistnienie, trwanie). “ONE”.
Przechodzac od czystej teorii do pragmatyzmu pozwole sobie rozwijac dalej temat: “VALUE”. Jak wspomnialam wczesniej kazda rzecz ma swoja wartosc. Jednak nalezy pamietac rownoczesnie, ze moze ona byc negatywna lub pozytywna (minusowa lub dodatnia). Po polaczeniu kilku elementow wartosc moze sie neutralizowac lub przy przewadze wartosci ujemnych czy dodatnich przeksztalcac w kierunku wartosci dominujacej (nawet jezeli jest to wartosc opozycyjna). Dlatego bardzo waznym dla kazdego zespolu elementow jest istnienie dominanta wartosci (najlepiej wartosci pozytywnych). W chwili kiedy nastapi przewaga wartosci negatywnych wszystko jest ciagniete automatycznie w dol. Ciekawym natomiast zjawiskiem jest to, ze pewne wartosci nie daja sie sumowac do wiekszych poziomow. Wezmy na przyklad poziom intelektualny stada zwierzat: powiedzmy owiec. Stado bez wzgledu na liczbe owiec nie bedzie mialo wyzszego poziomu intelektualnego niz jeden pasterz. Bez wzgledu na to jak kooperatywne jest stado i jak sie da zsumowac ich wartosci intelektualne, to ich wartosc calkowita pozostanie na poziomie najinteligentniejszego w stadzie barana lub owcy, ktora jednak nie przekracza wartosci intelektualnej pasterza (zazwyczaj). Idac dalej w kalkulowaniu wartosci. Naturalnie stada owiec z pasterzami i pastwiskami beda duzo wiecej warte niz te same bez obu tych istotnych elementow. W zasadzie nawet w przypadkach skrajnych cale stada moga przeksztacic sie w wartosc negatywna w przypadku braku pasterzy oraz pastwisk. Bycie wartoscia negatywna ciagle nie dyskwalifikuje do prawa istnienia. Problem natomiast moze byc z ich przeznaczeniem.
“Ale jeśli zdarzy się, że w wyniku mądrości doznajemy iluminacji, nagle rozumiemy, czym jest świat, jaka jest jego natura, to jest najwspanialsze uczucie, jakie nas może spotkać.”
Oto moje przekonania na ten temat. Zaczne od tego,ze ciagle nie wiem czym tak naprawde jest swiat (Universe) i jaka jest jego natura. Czy jestem skazana na utrate mozliwosci doswiadczenia tego najwspanialszego uczucia? Nie wiem. Nevertheless exploring the world and various religions helped me to create my own belief system of philosophy that incorporated science and spirituality. Through many experiences I learned that Universe is alive and responsive. If you radiate love and compassion, you do receive it. If you radiate jealousy, arrogance or fear, suspicion and sense of wishing to keep people at arm’s length, then negativity comes to you because that is what you are asking for. I look at life as beautifully well-organized dynamic and trust the Universe. Trusting means accepting the circumstance that we are in since it is working toward our best and most appropriate end. There is always „the end” and „the beginning” to everything as long as we are part of “time and matter”. Everything what is in the existence operates in the partnership with Divine Intelligence.
The biggest misunderstanding human being has with Universe: it’s own thought that humans are ruling the Universe. While it is completely opposite. We should not assume that the Universe operates like human-kind, because it does not. We should not insist that the Universe comply with our understanding of it.
I hold on the thought that there is nothing without value that exists upon Earth and it is impossible to create any form of Life that does not have value. Therefore, it is impossible to create any action that does not have value. You may not see it, but it is irrelevant. If you live in the trust than when it is appropriate, pieces will fall into place and you will see it clearly.
Przypomniała mi się pewna nota z 26 października 2007. Podobny rodzaj dobrego poczucia humoru:
„Jarosław “Ja Tylko Żartowałem” Kaczyński
26 października 2007 – 23:09 Jeśli jeszcze nie wiecie, mieliśmy premiera żartownisia.
30.07.2007 Wprost
Dziennikarz: Jeśli PiS wygra wybory, komu zaproponujecie koalicję: LiS czy PO?
Jarosław Kaczyński: Staram się zwalczać defetyzm w partii, więc pozwólcie państwo , że sam nie będę go siał.
Dziennikarz: Jak to?
Jarosław Kaczyński: Tak, że wynik poniżej 280 mandatów uznałbym za przegraną. I powód do zdymisjonowania całego kierownictwa i przegnania naszych wszystkich spin doktorów.
Dziennikarz: Jeśli jednak nie uzyskacie tych 280 miejsc w Sejmie?
Jarosław Kaczyński: To jako odwołany prezes partii będę dumał w samotności nad niewdzięcznością narodu.
03.09.2007 Nasz Dziennik
Dziennikarka: Ilu posłów po wyborach będzie miało PiS?
Jarosław Kaczyński: Mówiłem: poniżej 280 w ogóle nie przyjmuję do wiadomości. W przeciwnym razie wszystkich najpierw zdymisjonuję, a później sam się podam do dymisji.
26.10.2007 Nasz Dziennik
Dziennikarz: Kilka tygodni temu w “Naszym Dzienniku” mówił Pan o zdobyciu 280 mandatów…
Jarosław Kaczyński: To był żart. Liczyliśmy natomiast na to, że uda się zdobyć ok. 190 mandatów, że Platforma będzie za nami, a Tusk będzie człowiekiem już trzeciej przegranej i albo sam wyciągnie wnioski, albo uczynią to inni.”
Mialo byc smieszne. Kwestia interpretacji. Aby jednak cos bylo smieszne a nie osmieszajace to osoba odbierajaca musi miec dobre poczucie humoru.
Jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy nie potrafią sobie wyobrazić, że można komuś cokolwiek dawać tak po prostu, ponieważ ma się w sobie energię dawania, bez kalkulowania czy ten obdarowywany na to zasłużył czy nie, czy to spożytkuje czy nie, czy to mi się opłaci czy nie itd.
Nic nie warte jest moje myślenie, czy „Słońce cokolwiek daje”, bo ono po prostu, czy tego chce czy nie, jest między innymi źródłem ciepła i właśnie daje ciepło tak po prostu. Czy Ziemia coś musi? Tak, jest planetą i ma swoje uwarunkowania i ograniczenia. Ale pod pewnymi względami jest szczęściarą, inne planety też nieustannie krążą wokół Słońca, a nie mają tego co Ziemia, a może to właśnie Ziemia jest tą przegraną, udręczoną problemami życia i umierania?
PS. Bardzo mnie bawi Pani wizja mojej bezczynności i tych wszystkich innych Pani domysłów. Wielką pułapką jest publikowanie swoich domysłów nie popartych faktami, ten kto to robi naraża sie na śmieszność, ale za to bezczelnie brnie na oślep w zamierzonym celu, a nuż ktoś sie nabierze, znana metoda handlowców, nawet skuteczna.
@ Ula
Aby rozwiazac problem zawsze musi Pani dotrzec do jego zrodla. Nie rozwiaze Pani zadnego problemu dopoki bedzie myslec, ze Slonce cokolwiek daje. Ono niczego tak po prostu nie daje. Ziemia musi wirowac oraz krazyc nieustannie wokol Slanca aby zapewnic sobie odpowiedni poziom docieplenia. Jezeli Ziemia kiedys zdecydowalaby stanac bezczynnie i czekac na Slonce aby ja odpowiednio wg jej zyczen dogrzewalo to bylaby niemile zaskoczona. Natomiast system moze dzialac bez zalaman tylko wtedy kiedy kazdy nawet najmniejszy element laczy sie w jedna calosc a miedzy wszystkimi polaczonymi elementami istnieje sila wzajemnego przyciagania. Sila przyciagania ze strony malych elementow musi byc rownowazna i adekwatna sile przyciagania ze strony elementow duzych czy bardzo duzych. Skoro jednak przyciaganie jest zalezne od masy ciala oraz odleglosci miedzy nimi tak wiec elementy oddalone o malej masie musza wkladac wiecej wysilku w utrzymanie pozycji w systemie. Sprzeniewierzanie sie prawom natury jest kardynalnym bledem i bedzie zawsze prowadzic do kleski, agoni elemenow a w konsekwencji upadku calego systemu.
Sposob myslenia Wieslawa jest mi bliski. Moim zdaniem czulosc to jest wrazliwosc na rozne poziomy temperatur jak tez wszelkie mniej lub bardziej subtelne oddzialywanie swiata zewnetrznego. Osoba zdolna do precyzyjnego i trafnego odbierania tych bodzcow oraz ich analitycznego interpretowania, po czym adekwatnego do faktycznego stanu rzeczy reagowania jest w moim przekonaniu osoba czula. Wszelka blokada szybkiego przeplywu impulsow moze powodowac powstanie ujemnego balansu a tym samym zachwiania w rownowadze. Przegrzenie lub niedocieplenie organizmu powstaje jednak tylko i wylacznie w wniku naszej wlasnej ulomnosci. Zdrowy organizm nie dopuszcza takich mozliwosci.
A gdyby „ciepło”, tak po prostu, przez analogię przyrównać do ciepła, które na Ziemi daje Słońce.
Oczywiście, że nie jest potrzebne tak często, wręcz byłoby nieznośne.
Niezbędne, jako jeden z czynników, jest przy wzroście, potrzebne w czasie zbiorów.
Niezbędne jest dla dzieci do normalnego rozwoju, zdrowe dla dorosłego człowieka, przynoszące ulgę dla udręczonego, potrzebne starym ludziom, żeby byli spokojni ze ich ziarno będzie zebrane i wyda nowe plony.
Jeśli jest ono komuś niezbędne, zdrowe, potrzebne, to ktoś je musi dawać. Jestem przekonana, że każdy człowiek ma w sobie choć odrobinę ciepła i każdy bywa ciepły (jedni częściej, drudzy rzadziej), a na pewno nie jest „ciągle” ciepły, to jest niemożliwe (słońce musi być przysłaniane, żeby dało się zyć).
Stąd też ciepłym sie bywa.
Czy ta definicja czułości, którą podaje Rylski, uwzględnia, że człowiek czuły może przyczyniać się do narodzin dzieci, mając świadomość tragedii ludzkiego losu?
Uli do sztambucha.
Zarówno bycie osobą ciepłą, jak i bycie osobą czułą brzmi dobrze, problem jednak w tym, że nie zbyt dobrze brzmi powiedzenie o kimś, że jest zarazem ciepły i czuły. Jakby te dwie rzeczy się wzajemnie wykluczały lub choćby tylko gryzły. Czułość wiadomo, już zdefiniowaliśmy, uprzejmość to wzgląd na innych, serdeczność to pewnie podobny wzgląd zabarwiony sympatią, przyjaźnią, miłością, zażyłością. A ciepło? Skoro jest czymś innym niż owe rzeczy, to czym jest w istocie? Zapewne chodzi o coś na kształt łagodzącej to, co wokoło barwy, czy tonacji bycia, coś bliskiego sposobowi bycia, czy zachowywania się. Gdyby tak to rozumieć, wyjaśnia się nieco, dlaczego czułość i ciepło kłócą się. Czułość to sposób reagowania na to, co jest – adekwatny do tego i zarazem potwierdzający wrażliwość. A ciepło (czy może ciepłość) to sposób reagowania łagodzący u siebie i u innych odczuwanie tego, co jest. Oczywiście cały ten wywodzik bierze w łeb na myśl o rodzicach beznadziejnie pocieszających własne dzieci, które są śmiertelnie chore. Tak, ciepłość jest czasem potrzebna, ale nie tak często, jak by się wydawało.
Oto jedna z iluminacji jaka mi sie ostatnio przydarzyla.
Kilka dni temu ogladalam obraz przekazany przez satelite Swift NASA trwajacy zaledwie 10 sekund ukazujacy spalanie i zapadanie sie w tzw “czarna dziure” jednej z najdalej oddalonych i najwiekszych gwiazd Wszechswiata (GRB 090423). Gwiazda ta znajdowala sie w punkcie oddalonym o 13,035 miliardow lat swietlnych od Ziemi. Wydarzenie mialo miejsce 13,7 miliardow lat temu czyli kiedy nasz wszechswiat liczyl sobie zaledwie 630 milionow lat. Wybuch gwiazdy spowodowal wyzwolenie sie ogromnego ladunku promieniowania gamma, ktore dotarlo do nas dopiero teraz po ponad 13 miliardach lat.
Z dalekiej perpektywy przeszlosc trwa rownolegle do terazniejszosci i rownolegle do przyszlosci tylko jest skonfigurowana wielopoziomowo. Nasza przeszlosc odbita w swietle przeslanym w przestrzen zamienia sie w przyszlosc dla innego punktu przestrzeni. W wolnych chwilach zamierzam sie zajac glebszym poznawaniem logiki tego zjawiska w nadzieji na lepsze zrozumienie zlozonosci i madrosci naszego sprawiedliwego i znakomicie zorganizowanego „Universe”. Zachecam wszystkich do podejmowania sie roznych trudnych zadan, bo tylko w wyniku ich wykonania moze nastapic iluminacja. Nie ma nnej mozliwosci.
@ Glover
Tu akurat masz racje. Na lody, podobnie jak tez na wszystko inne trzeba sobie zasluzyc. Nie wystarczy byc tylko cieplym, bo to oznacza nijakosc, ktora trudno odczuwac. Nie bedac czescia wydarzen nie mozna oczekiwac, ze inni nas poniosa tam gdzie sami chcielibysmy zajsc. Trzeba przynajmniej ich ukierunkowac. Kazdy z nas jest obdarzony roznymi talentami oraz przychodzi na ten swiat z scisle okreslona i skalkulowana konfiguracja na sile zycia. Kazdy z nas ma podpisana umowe ze Wszechswiatem na cel swojego pobytu na Ziemi. Niekiedy cel jest bardzo prosty: np. zajmowanie sie gospodarstwem domowym, wypoczywanie i ogladanie iluzji akcji na ekranie TV, w innym przypadku to bedzie komunikowanie swoich ideii za posrednictwem pisarstwa na skale lokalnego srodowiska, na rzecz rozwoju gospodarczego, kulturalnego, intelektualnego etc. Niektorzy z nas przychodza na ten swiat z zadaniem dokonania transformacji w dziedzinach: biznesu, nauki, sztuki, muzyki, swiatopogladow, filozofii, religii, organizacji spoleczenstw, obudzenia swiadomosci istnienia. Umowa ta moze dotyczyc dzialan w skali regionalnej, krajowej lub globalnej. W zaleznosci od tego jakich zadan sie podejmujemy Wszechswiat stosownie do skali ich trudnosci obdarza nas okreslonymi umiejetnosciami oraz dokonuje ciaglej iluminacji (oswiecania) w czasie naszego dzialania. Najwazniejszym jednak jest podjecie sie zadania.
– jak się to włącza?
– tego się nie włącza.
– to jak to działa?
-czy zasłużyłeś dziś na lody?
– one są dobre.
Odnośnie do wpisu głównego
Ciepło (bycie ciepłym). – Nie uważam, aby było w nim coś trwale nieczułego lub tylko nieczułego. Ani też trwale czy tylko optymistycznego, a w efekcie niedelikatnego i egoistycznego.
Człowiek ciepły – nie milusiński (od którego nieraz wionie właśnie chłodem a nie ciepłem) – kojarzy mi się z zaprzeczeniem egoizmu, otwarciem na wszechobecną potrzebę ciepła u innych ludzi (jedni są bardziej ciepłolubni, inni mniej, ale całkiem bez niego czule żyć się nie da).
Czytałam artykuł o życiu na oddziałach szpitalnych, gdzie codziennie umierają dzieci chore na raka i rodzicach nie pozwalających im umierać, krzyczących z bezsilności, żeby dzieci nie zostawiały ich samych, nie godzących się na tę śmierć i na „bezsilność wobec bezprawia istnienia”. Człowiek nieegoistyczny w tym momencie połknie sobie te swoje czułe żale, choćby mu nawet stanęły w gardle, a dziecku ofiaruje ciepło, spokój i swoją bezgraniczną bliskość – to czego ono potrzebuje, a nie to co on czuje.
Brak ciepła (nie bycie ciepłym) to raczej, choćby na przykładzie Rylskiego, geny i efekt poniesionych życiowych strat, pustki nie do odrobienia.
Rylski w tymże artykule:
„Co było porażką?
– Strata czasu już nie do odrobienia. Mam to w genach. I życie na marginesie życia. Jakbym się nie starał, życie wymiatało mnie z centrum na peryferie. Nigdy nie byłem w ogniu wydarzeń, cokolwiek i gdziekolwiek by się działo. […]
A wiek dojrzały?
– Owszem, rozświetlają go pasje, namiętności i czasami idee, ale nie w moim przypadku. Wpadłem wtenczas w okres mizantropii, niespełnienia i – jakkolwiek by się przed tym słowem bronić – pustki.”
Ale w przypadku takich ludzi jest to tylko powierzchowny brak ciepła – bowiem w głębi nich jest czułe ciepło, nieufne co prawda, bo pogryzione przez „bezprawie istnienia”, lecz pozwalające się przybliżać i ogrzewać się sobą.
„Brak ciepła” nie musi być więc wadą, może stawać się zaletą, zwłaszcza jeśli tryska z niego źródło czułości, której naturą, rdzeniem jest „element niepewności, smutku, i bezsilności wobec bezprawia istnienia” – ta wyostrzona czułość otwiera oczy innym.
Zastanawiam się tylko, jak niektórzy czuli ludzie „cierpiący za miliony” potrafią być nieczuli na potrzebę ciepła wypisaną w oczach (zwłaszcza) małych i starych, obok których codziennie oddychają tym samym powietrzem.
Natomiast Blazej Pascal dowiodl, ze wysilki moga prowadzic do iluminacji.
Intuicja (podswiadome, poza-rozumowe odczuwanie) oraz iluminacja (olsnienie) jest zjawiskiem powszechnym, bardzo przyjemnym, jednym z istotnych motywatorow tworczosci.
Oto jedna z iluminacji Pascala:
“Skoro tedy polowa zycia uplywa nam we snie (…)
kto wie, czy druga polowa naszego zycia,
w ktorej sie nam zdaje, ze czuwamy;
nie jest innym snem, nieco roznym od pierwszego,
z ktorego się budzimy, kiedy się nam zdaje,
ze spimy (…) czyz samo zycie nie jest tylko snem (…)
z ktorego budzimy się umierajac (…)
Błażej Pascal „Mysli”
Szczescie, czulosc , cel zycia, spelnienie – tematy tak wspaniale i subtelne, ze uginam sie przed nimi niemal az do Ziemi, kulac sie ze strachu rownoczesnie. Przypomina mi sie chwila jak kiedys bedac mala szczesliwa dziewczynka dostalam od mojego ojca (zmarl 22 lata temu) w prezencie: czterokolorowy posrebrzany dlugopis, pierwsze wielowymiarowe kanwy i pelna paczke farb olejnych. Z radosci i szczescia nie chcialam ich rozpakowywac przez caly tydzien, aby nie zniszczyc malowaniem czystych polaci materialu i nie zaklocic plynnej palety barw. Wiedzac doskonale, ze takie jest ich przeznaczenie, chcialam jednak zachowac glownie tylko ten moment radosci z otrzymanego prezentu. Uchwycenie i zachowanie wlasnie tego momentu bylo wartoscia i celem samym w sobie. Niby takie proste zadanie a jakie trudne. Dzisiaj moge dla samej siebie kupic tysiace takich czy innych prezentow, ktore jednak nie przyniosa mi zadnych chwil szczescia czy radosci. Ten strach przed niszczeniem lub traceniem wlasnie “chwil” pozostal mi do dzis. Paradoksalnie jednak kiedy juz na cos sie zdecyduje i jestem czescia powstawania “chwili” to moja odwaga w dziedzinie tworzenia jest niczym nieograniczona. Nie zaliczam sie do “wojownikow bez wiary i zolnierzy bez nadzieji”, a wrecz odwrotnie. Nie lubie ludzi letnich (czyli nijakich). Chce aby byli goracy lub zimni. Jestem zwolenniczka spajania w jedna calosc i konstruktywnego tworzenia wychodzacego poza wszelkie rozumem ograniczone limity. Pozostajaca jednak rownoczesnie w totalnej opozycji dla destrukcji i straty.
Jezeli nawet cos obiektywnie jest niewarte istnienia, dla mnie ma to ciagle niezmierzalna wartosc. Czesto sa to dla mnie rzeczy niepowtarzalne i bezcenne. Bardzo chetnie skomentuje wiecej w tym temacie jednak najpierw ustapie miejsca tym, ktorzy sie lepiej niz ja tutaj kwalifikuja do pisania. Uwazam, ze warto sie rozpisac.