27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
„Zodiac” to jeden z tych nielicznych filmów, do których – gdy się je ogląda – „wchodzi się do środka”. I to mimo że ze względu na trudne i szybkie dialogi wielu zapewne musi się sporo naczytać. Momentami nawet tylko się czyta. Film jest długi i wciąga tak, że z kina wychodzi się zmęczonym. Najbardziej chyba porusza w nim oddanie się kilku bohaterów sprawie Zodiaca, i to nie tyle po ich osobiste zatracenie się – bo byłoby to jednak dość banalne – ile raczej po osiągnięcie rzadkiego odczucia czystej beznadziei. Tropią mordercę tak wytrwale i tak długo, że po jakimś czasie ani oni sami, ani widzowie nie tylko nie wierzą w wytropienie go, ale też tego nie chcą – oznaczałoby to bowiem już porażkę. Daje to niezwykłe studium pełnej drogi tropiciela. Twórcom filmu udało się także przedstawić mordercę w taki sposób, że czuje się do niego obojętność już od samego początku. Obojętność w stosunku do takiego człowieka oznacza chyba całkowite zobiektywizowanie (w sensie: uprzedmiotowienie) go przed widzem, czyli osiągnięcie przez twórców obrazu tego, czego nigdy nie udało się osiągnąć śledczym – ani zawodowym, ani amatorom.
Wiesław Żyznowski
Oto jak bloggerska wymiana wypreparowuje (po wycięciu ze środka -rep- zostaje interesujące -wyparowuje-) słowa domagające się zdefiniowania, podczas gdy umykają postawy życiowe przez te słowa opisane. To taki dalszy ciąg odchodzenia od problemu, od którego zaczęto odchodzić już od początku Zodiaca.
w
Opieszałość – w tym wypadku zrodzona z rozciągłości czasowej, a objętność wynikła ze znużenia, przesilenia, wreszcie konieczności opanowania chęci schwytania kogokolwiek. Ale tajemniczość – przyznaję, przereklamowana co nieco.
Ładna mi opieszałość i obojętność detektywów, którzy poświęcili tyle z życia dla jednego mordercy. Złapali się na jego tajemniczość i tylko dlatego to on wygrał, a nie oni. Gdyby uczestniczyli tak długo i wytrwale w czystej beznadziei – czyli w tym wypadku – bez elementów jakiejkolwiek tajemniczości, zwycięstwo moralne byłoby po ich stronie, jak to bywa z wojownikami w sprawach beznadziejnych.
w.
Niespełna trzy godziny podążania za króliczkiem… To nie do końca tak, że widz nie chce, aby niedobry bandyta się wymknął. Obojętność widza (no, nie do końca – mało bystry, mało piękny mieszkaniec przydrożnej przyczepy, dzielonej ze stadem wiewiórek przecież MUSI być psychopatą) jest poniekąd zrodzona z obojętności/ opieszałości detektywów, ale podświadomie kołacze się w głowie przyzwyczajenie myślowe wyhodowane na amerykańskich serialach – jak to możliwe że w dobie bezproblemowego utożsamiania człowieka z charakterem pisma, DNA itp. takie sprawy nie mają swojego końca? Swoją drogą “Zodiak” to jeden z tych filmów bez łatwego happy endu – bez widowiskowych figur pogoni i ratunku w ostatniej chwili, wiec bliżej starego dobrego “Sherlocka Holmesa” czy przygód poczciwca Poirot, niż perypetii Johna McClane’a. Pozostawiający widza z niedosytem, pewnym dyskomfortem – czyli tak, jak trzeba.