27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Pisze Miłosz o prawie degradacji i parodii: „Nie ma pomysłu, odkrycia, idei, które by, odbite w umyśle o stopień niższym albo w kościele między-ludzkim o stopień niższym, nie obniżały się proporcjonalnie. Gdyby to jednak na tym niższym poziomie zachowywały swe zalety, trochę słabsze tylko, trochę mniej wyraźne! ALE RÓŻNICA STOPNIA BYWA CAŁKOWITĄ RÓŻNICĄ JAKOŚCI i tak oto rozwodniona prawda zwraca się przeciwko wyższej jako jej parodia” (114). Spróbuję wysnuć refleksję z powyższej wypowiedzi, a będąc umysłem, hm…, pewnie zdegraduję i sparodiuję ją. Zacznę śmiało: otóż, wydaje mi się, że podwójne zaprzeczenie w pierwszym zdaniu paczy sens, jaki Miłosz miał na myśli, i że powinno być pojedyncze, mianowicie: „Nie ma pomysłu, odkrycia, idei, które by, odbite w umyśle o stopień niższym albo w kościele między-ludzkim o stopień niższym, obniżały się proporcjonalnie”. Autorowi chodzi przecież o nieproporcjonalnie – do stopnia rozwodnienia – zmieniającą się jakość myśli w miarę jej odbijania się od słabszych umysłów. Idea tylko nieco przetworzona, niemniej przez słabszy umysł, nie tyle traci na jakości „nieco”, czy nawet dużo, ile staje się parodią, czyli niemal przeciwieństwem tego, czym jest źródłowo. Boże, czyżbym poprawiał Miłosza, a może tylko redaktora lub drukarza, albo tylko wychodzę na nieproporcjonalnie innego od nich?
Powracając do samej myśli, znajduję w niej jednak pociechę dla umysłów słabszych (niż wybitne). Jeśli tylko są w stanie wyprodukować myśl oryginalną, pierwszą, źródłową, która nie jest w zauważalny dla odbiorcy sposób przeróbką myśli silniejszej – pytanie, czy w ogóle którakolwiek taką nie jest – to warto się z nimi zadawać. Obcować z drugorzędną źródłowością warto dla każdego, komu zależy na rozszerzaniu się, nie tylko pogłębianiu. Choć, jak powiedział Dostojewski: „Szeroki człowiek, szeroki, ja bym zwęził”. Jeśli źródłem jest umysł wybitny, to lepiej; ale jeśli tylko zwykły, też dobrze. A jeśli przyjdzie wybrać między źródłową myślą umysłu pospolitego a nie źródłową niepospolitego, która to różnica zresztą dla każdego czytelnika czy słuchacza wypadnie inaczej? Zadecydują skłonności: do ryzyka w danym przypadku, do samodzielności w myśleniu, do poczucia autonomiczności w ogóle. Natomiast kiedy słabszy umysł bierze się za myśl, która go przerasta, musi się poniżyć, świadomie bądź nie, ale to jest potrzebne, by się wykształcić. Wszelkie akademickie kształcenie z założenia poniża, ale w dobrym celu – by potem tego poniżania było mniej.
Okutanie dzisiejszych motocyklistów i ich skazanie przez innych na dawców organów parodiuje pierwotny „wiatr we włosach”. Uzbrojenie narciarzy zjazdowych i stoków to parodia niegdysiejszego szusowania w naturze. Oglądanie migotających obrazków w telewizji to zdegradowany odbiór obrazu. Pstrykanie kompaktami fotograficznymi to upadłe fotografowanie. Pisanie w komputerowym edytorze tekstu, polegające na niekończących się poprawkach i przeróbkach, to degradacja wypuszczania z siebie zdyscyplinowanych, gotowych zdań. Łatwość wyjawiania swych myśli w Internecie to parodia wcześniejszego wymęczania ogólności z prywatności. Wypisywanie truizmów, jak powyższe, to parodia oryginalnej krytyki, to łatwa rzecz, czyli trudna, tyle że zdegradowana.
Wiesław Żyznowski
@ Wiesław.
Proszę bardzo: Idea filozoficznej „szkoły”. Pierwsze pokolenie to tytani, najczęściej odszczepieńcy z jakiejś innej raczej mocnej szkoły (ale nie zawsze). Drugie pokolenie pisze komentarze do tytanów – ma to sens bo tytani nie mają czasu się tłumaczyć i przyczynia się do żywotności szkoły. Trzecie pokolenie pisze, np. w przypadku hermeneutyki komentatorzy komentarzy do komentarzy… vide monografia o komentarzach Diltheya do Schleiermachera – to już jest zaprzeczenie wszystkiego, co w hermeneutyce szlachetne.
Pozdrawiam
Czarny Anarchista
Wydaje się zwyczajnie, że „nieścisłość” Miłosza jest jednak treścią z podwójnym podkreśleniem, czyli w efekcie z podwójnym zaprzeczeniem: a mianowicie, że nie ma „pomysłu, odkrycia, idei, które by, odbite w umyśle o stopień niższym albo w kościele między-ludzkim o stopień niższym, nie obniżyły się”, a na dodatek: „które by, […] nie obniżyły się proporcjonalnie”, przy czym proporcja jest zawsze jak 5:1, nigdy 1:1, ale to też proporcja. Niestety „proporcjonalnie” w każdym przypadku umysłu niższego zaledwie o stopień: zawsze 5:1 (dajmy na to), nigdy (od 1-do 5):1.
W polemice z CA. Utrzymuję podejrzenie o nieścisłość u Miłosza, jak wyżej. Mogła się wkraść, wszak język najlwybitniejszego – jak mówią – eseju po polsku robi wrażenie mało cyzelowanej swobodnej wypowiedzi. Natomiast zastanawiam się, nad parafrazą:”Każdy pomysł etc. obniża się proporcjonalnie aż do pojawienia się różnicy jakościowej”. Odnośnie do omawianego fragmentu, Miłosz jednak wyraźnie stopniuje różnice. A tak w ogóle? Też byłbym za stopniowaniem. wydaje się, że każda genialna idea choćby ciut „obniżona” już jest parodią. Chetnię się wycofam z twierdzenia o „popadaniu we własne przeciwieństwo od razu o stopień” na rzecz „płynnego popadania aż do osiągnięcia przeciwieństwa.” pod warunkiem Szanowny CA, że podasz przykład pierwszorzędnej idei, która nieco obniżona nie staje się własnym przeciwieństwem.
Przede wszystkim, poprawianie Miłosza jest niepotrzebne. Jeśli parafrazujemy słowa Miłosza, usuwając w miarę możliwości negacje, otrzymujemy: „Każdy pomysł etc. obniża się proporcjonalnie aż do pojawienia się różnicy jakościowej”. Bez podwójnego przeczenia „Każdy pomysł etc. obniża się nie-proporcjonalnie”.
To nie jest tak, że od razu wraz z postępem pośledniości, bez względu na jej stopień, pojawiają się różnice jakościowe. To nie jest tak, że tekst Miłosza jest u przeciętnego interpretatora czymś z gruntu anty-miłoszowym! Ale w pewnym momencie upadku takim się stanie. Można by się nawet pokusić o próbę mierzenia „wielkości” danej idei za pomocą ilości stopni spsucia, jakiej się idea „dorobiła”.
A zachowanie proporcjonalności między myślą a myślącym ją umysłem jest ważne. Szaleństwo wielkiego umysłu będzie wielkim szaleństwem. Szaleństwo małego umysłu może się skończyć najwyżej… „zwykłą” zbrodnią.
Bez względu na to, co poeta miał na myśli, przy staczaniu się myśli w kiepskość pojawia się w pewnym momencie właśnie CAŁKOWITA RÓZNICA JAKOŚCI, czyli po prostu różnica jakości – coś staje się czymś innym. Ten stary marksowski pomysł, tu w wersji „zstępującej”, jest tu jak najbardziej na miejscu. Weźmy na przykład taki patriotyzm. W wykonaniu Mishimy i Jungera (sorry, za brak diaktryków) to coś porywającego. Wspaniała, piękna i szlachetna idea. W wykonaniu już niewiele pośledniejszych natur – ohyda, zabobon, głupota i wyjątkowo źle pojęty realizm w sporze o uniwersalia. Tak jest bodaj ze wszystkimi ideami, włącznie, wbrew Kantowi, z dobrą wolą, choć ta ostatnia wydaje się o wiele mniej podatna na gnicie, niż wspomniany patriotyzm.
Co do wartości źródłowości – pełna zgoda. Tyle, że z drugorzędną źródłowością warto obcować dla niej samej, nawet, jeśli jest to druzgocząca drugorzędność i bez względu na ewentualne poszerzanie się lub nie obcującego. Przytoczę wypowiedź wybitnego realizatora dźwięku, S. Albiniego, wypowiedziane w kontekście wszechobecnego dziś sztucznego „pompowania” nagrań przy użyciu technologii (przez co prawie wszystko brzmi jak brzmi):
„I feel like things as they are have about as much awesomeness as they are capable of having. And you can’t imbue awesomeness into something that actually sucks. And in its way, something that sucks full-bore sucking at me is an honourable experience. It’s an honourable exchange, you know?”
Słaby umysł nie musi się poniżać. Musi za to, pozwolę sobie na b. luźne potraktowanie bon motu Albiniego, ponieść porażkę. I nie ma w tym nic złego – Schopenhauer nie objął intelektualnie krytyki czystego rozumu a mimo to, właśnie dzięki porażce w interpretacji dzieła Kanta, dał głos własnym wspaniałym intuicjom. Bo warto na marginesie Miłosza powiedzieć, że różnice stopnia występują nie tylko między poszczególnymi umysłami jako takimi, ale również w odniesieniu do poszczególnych aspektów danej umysłowości.
Pozdrawiam Dorotkę.
Czemu tak strasznie nie lubisz tych narciarzy zjazdowych? Zawsze znajdziesz sposób, aby im dołozyć. A to utracjusze, a to uzbrojeni…
Jeśli dobrze zrozumiałam Miłosza chodzi o nic innego, tylko o to, że nawet jak głupi, pomyśli o tym, o czym pomyślał mądry, to będzie to i tak głupsze, bo głupi jest głupi, a nie mądry? Gdzie w takim razie jest miejsce dla starej dobre interpretacji czy też myśli krytycznej? A może po prostu nie mamy prawa recepcji wybitnych autorów, bo ze swej miałkości umysłowej nie jesteśmy ich w stanie pojąć? Czy więc każda interpretacja wybitnego dzieła jest skazana na porażkę, bo krytyk nie dorówna wybitnemu autorowi? Przepraszam, że tak się skupiam na krytyce, ale słowa Miłosza od razu przełożyły mi się na sytuację, gdzie z konieczności wytwór jednego umysłu musi się spotkać z odbiciem w drugim… Ale może nie zrozumiałam, rozwodniłam, sparodiowałam, bo mój umysł bez kawy nie jest nawet w 10 procentach tak genialny jak umysł Mistrza. Co innego po kawie…:)