27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Gdyby chcieć Ziemię Ulro nazwać roboczo, z pominięciem jakiejkolwiek metafory czy symbolu, można by zatytułować: „Jak formowałem się duchowo, dzieje mojego światopoglądu”. Miłosza świadectwo własnej drogi metafizycznej układa się w nieme pytanie do czytającego: „A ty, czytelniku życzliwy lub perfidny, czy przemyślałeś swoją własną drogę, z jakiej krainy wyszedłeś, którędy i dokąd zaszedłeś? I czy jeszcze dokądś zajdziesz?”. Należy on do jeszcze tak uformowanych, którym w głowie się nie mieści, żeby życia nie trawić na tym, co poza i oprócz tego życia. Więc „opukuje” Miłosz ze wszystkich stron klin wbity przez myślicieli oświeceniowych w metafizyczny spokój, jaki do tamtego czasu panował od tysiącleci. Nie godzi się na letarg, „metafizyczną drzemkę”, zawieszenie tego opukiwania, może nawet uzasadnione choćby zmęczeniem, jakie po tylu latach po Oświeceniu, ewolucjonistach, materialistach, Nietzschem i całym XX wieku może pojawić się u każdego. Oczywiście, czujność metafizyczna nie jest jedynym składnikiem jego światopoglądu czy światoobrazu. Powiedziałbym nawet, że w ogóle nie jest składnikiem, tylko metodą, podejściem.
Szeroko opisuje on także swoje korzenie duchowe, jakie zapuszczał 50, 60 lat przed czasem, kiedy pisał Ziemię, przygważdżając onieśmielonego czytelnika szczegółem. Na marginesie, kiedyś na spotkaniu autorskim zapytałem Aleksandra Fiuta, jednego z najprzedniejszych miłoszologów i – jestem pewien – miłoszystów, jak (do jasnej cholery) Miłosz pamiętał tyle szczegółów po tylu latach; notował to wszystko, czy co? Miłosz wszystko pamiętał – padła odpowiedź. Widząc się po powiedzmy pół wieku z kimś , kogo spotkał raz w życiu, bez problemu wywoływał nazwisko, okoliczności, treść rozmowy. Mamy więc panoramy historyczną i geograficzną związane z pochodzeniem, urodzeniem (należy rozróżniać). Lista patronów duchowych, zważywszy na patronów tychże i patronów jeszcze wcześniejszych, zdaje się nie mieć równej pod względem wyrafinowania, zwłaszcza że wypadałoby ją podzielić na patronów ojców, wujków, kuzynów itd., a to wszystko jeszcze przemnożyć przez ileś pokoleń wstecz, i to w przeróżnych kombinacjach i parantelach. Ojcowie – by tak rzec – założyciele fundamentów ducha Miłosza to jego daleki (biologiczny) wujek Oscar Miłosz, Mickiewicz, Blake, Swedenborg, Jakub Boehme. Krótko mówiąc: mistycyzujący i mistycy.
Ciekawi mnie, czy Miłosz oparł się na mistykach tylko z potrzeby metafizycznej, czy może odpowiadał mu rodzaj jałowości odbioru, jaki jest im nieodłączny, albo jeszcze z innego powodu? Jak wiadomo, odbiory: rozumowy, oparty na Objawieniu czy na czyichś przeżyciach wewnętrznych też są jałowe, każdy na swój specyficzny sposób. Szczególność odbioru mistyków polega na tym, że przeżycie mistyczne, będące intymnym obcowaniem z – nazwijmy to – „Poza-Rozumem”, ale pozostającym poza przeżywającym, jest nieprzekazywalne za pomocą takich środków rozumowych jak słowo. Zadawanie się z pisemnym przekazem mistyków czy o mistykach jest zatem z założenia jałowe dla rozumu, jeśli chodzi o próbę dotknięcia samego przeżycia mistycznego, a przecież tylko ono się liczy. Chyba że się po prostu szuka natchnienia dla własnych przeżyć mistycznych. I tu nie wiem, mam nadzieję, na razie. Eksplorował Miłosz mistyków li tylko jako czwartą drogę poza Rozumem, Tajemnicą (najczęściej boską), Czuciem (np. Mickiewiczowskim) czy szukał inspiracji ewentualnie dla własnych przeżyć mistycznych? O mistyku Miłoszu nie słyszałem i mam nadzieję gdzieś to doczytać w omówieniach, bo inaczej będę musiał sam kombinować ze źródeł, co ze względu na ogrom zagadnienia jest skazane na porażkę. Zresztą nie wiadomo, czy na podobną porażkę nie są skazani zawodowcy.
Wiesław Żyznowski