zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Zmarł polsko-francuski malarz, którego obrazy od kilkudziesięciu lat przedstawiały ciąg rosnących jednostajnie liczb. Zdobył światową sławę, pieniądze, miejsce w historii malarstwa. Jego prace liczbowe wpisują się w malarstwo konceptualne, to jest pochodzące lub przedstawiające koncepcję, która z natury jest rozumowa. Pomysł Opałki interesował mnie, od kiedy się o nim dowiedziałem, natomiast nigdy mnie nie zachwycił. Uważam bowiem, że nie ma sztuki wysokiej bez włożenia w nią umiejętności dostępnych nielicznym, a do liczbowej roboty Opałki trzeba było, oprócz ciekawego skądinąd pomysłu, przede wszystkim wytrwałości, a może bardziej reklamy, która ją podsycała. Nie wiem, czy Opałka malowałby liczby przez ponad 40 lat, gdyby nie przyszła związana z tym sława i pieniądze. Nie podziwiam jego obrazów liczbowych, także dlatego że ich nigdy nie widziałem i nie znam się na malarstwie. Nie intryguje mnie koncepcja, z której powstały. Podobno Opałka dał w ten sposób wyraz przemijaniu. Dlatego fotografował samego siebie, jak się starzał, a także stopniowo rozjaśniał tła kolejnych obrazów. Zależało mu na pieniądzach. Moi nowi znajomi, dla których Opałka niedługo przed śmiercią stał się także nowym znajomym, potwierdzili, że artysta nie był wolny od myśli o pieniądzach. Zagadnął ich zaraz po zapoznaniu się, czy ich stać na jego prace. A podobno, kiedy ktoś inny z jego znajomych pochwalił mu się, że kupił jedną z jego prac za określoną kwotę, miał odpowiedzieć, że to za tanio.

Natomiast chylę czoła przed poświęceniem 40 lat życia dla zaistnienia nowej – wyrażalnej w słowach – koncepcji w historii malarstwa. Podziwiam więc Opałkę za to, że można jego konceptualne dzieło wyrazić słowami, które nic nie kosztują, przeciwnie do przepłacanych cen za jego obrazy. Ja bym robotę Opałki zderzył nie z koncepcją przemijania, ale z platońską koncepcją zajmowania się przez jednego człowieka jedną rzeczą. Pisze o tym Platon między innymi w Państwie:

Każdy obywatel powinien zajmować się czymś jednym, tym, do czego by miał największe dyspozycje wrodzone. […] Robić swoje, a nie bawić się i tym, i owym.

[…] to będzie robotą każdego, co on albo wyłącznie, albo najlepiej wykonywa.

My jednym i tym samym robimy wszystko, czy też, skoro mamy trzy pierwiastki, każdym robimy co innego.

Zgodnie z Platonem, człowiek robiący jedno to ten, kto poddając się stale jednemu impulsowi, chce i potrafi powściągnąć pozostałe impulsy, których mnóstwo przychodzi do niego z jego wnętrza i ze świata. Platoński człowiek sprawiedliwy „nie pozwala, żeby którykolwiek z nich (pierwiastków wewnętrznych w człowieku, takich jak intelekt, temperament, pożądliwość) robił mu w duszy to, co do niego nie należy, ani żeby spełniał kilka różnych funkcji naraz”. Zajmowanie się jednym dowodzi doskonałej samokontroli, a zajmowanie się wieloma rzeczami może świadczyć o czymś odwrotnym.

Gdyby uzdolniony malarsko Opałka nie malował przez dziesiątki lat liczb, tylko bardziej typowe prace malarskie, byłby jednym z tysięcy twórców. A że świadomie czy nieświadomie poszedł jeszcze dalej w stronę Platona niż tamci – załóżmy – tylko malujący, stał się tym jednym. Zastanawiam się, jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby zastosował się do Platona jeszcze bardziej. Gdyby wytrwale malował jedną rzecz na jednym obrazie o jednym tle, bez fotografowania się, promowania i myślenia o pieniądzach. Gdyby stworzył jeden obraz swojego jednego życia. Z punktu widzenia piękna koncepcji, dla mnie brzmi to tak dobrze, że chciałbym obejrzeć ten obraz, być może na nim skończyć moje oglądanie obrazów lub zainspirować się nim w inny sposób, a może zbierać całe życie pieniądze, żeby go kupić.

Jan Hartman właśnie stara się odejść od robienia jednego – które faktycznie jednym już od dawna nie jest. Ja też mam słabość do robienia niejednego. Większość ludzi, których znam wysila się, żeby robić więcej różnych rzeczy. Demokratyczni politycy robią wszystko. Rozmieniamy się na drobne. Nie kieruje nami żadna wyższa idea. Nasza szansa na zapisanie się w jakichś ważnych annałach maleje. Znaczymy coraz mniej.
Wiesław Żyznowski

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0