27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Lotnisko w Pradze, daleki terminal, godzina 21.45. Na środku małe stoisko z zegarkami swatch, całkowicie otwarte na przechodzących, zaplanowane pewnie z myślą o najbardziej zapominalskich spośród tych powracających do domu. Trzy niewielkie witryny dostępne ze wszystkich stron, w sumie nie więcej niż sto zegarków. I sprzedawczyni w średnim wieku przy stołeczku typu barowego. Obserwuję ją od ponad godziny. Pies z kulawą nogą nie spojrzy na te zegarki, nie mówiąc o niej. Gdyby wyparowała, nikt by tego nie zauważył. Nawet nie rusza się za bardzo, jakby absolutnie nie chciała zwracać na siebie uwagi. Pół siedzi bokiem, pół stoi, opierając rękę o mały blat, na którym stoi komputer, czytnik kart i butelka wody mineralnej; odrętwiała, patrząca przed siebie w nieokreślony sposób. Ile zegarków dziennie powinna sprzedać, żeby istnienie punktu się opłacało? Kilka? Co ona ma robić przez resztę czasu, żeby uniknąć tej nieznośności, jak ma zachować godność? Siedząc wyprostowana i dumna przez ileś tam godzin na stołeczku, na którym nie da się siedzieć? A może powinna stać ze swobodnie opuszczonymi rękami i z uniesioną głową? Ile razy może glansować szyby witryn czy poprawiać te cholerne zegarki? Dlaczego nikt z oczekujących na samolot nie zagaduje jej, jakby nie z ich powodu tam sterczała, przecież nikt inny nie przechodzi tamtędy? A ona nie będzie zagadywać.
W tej sytuacji ukryty jest jakiś głębszy bezsens, jeszcze tylko nie wiem, jaki.
Wiesław Żyznowski
Zgadzam sie z Panią, Pani Doroto, co do jednego – mianowicie – że wszystko jest relatywne. Praca sprzedawczyni na stoisku nie może więc być żadnym punktem odniesienia dla pakowaczek rękawic w Tajlandii. Zewnętrzny ogląd każdej kultury, czy próba odniesienia go do innej kultury jest oglądem jeśli nie zafałszowanym, to co najmniej nie miarodajnym. Tak wiec miarą dla europejskiej kultury – może być ona sama, i to obojętnie w jakim aspekcie.
Chyba nie do końca we wcześniejszych wypowiedziach jestem w stanie zlokalizować fragment że „uczciwość czy zwykła praca zaczynają tracić na wartości a wręcz ubliżają „godności“ człowieka”. Uczciwość nigdy nie ubliża godności. Brak wyzwań w pracy natomiast z pewnością nie działa motywująco na pracownika, nawet na takiego najmniej ambitnego, który pełni jedynie funkcję „ozdoby” na swoim stanowisku.
Chyba faktycznie zaczynamy zyc w innych czasach. Czasach kiedy to takie wartosci jak uczciwosc czy zwykla praca zaczynaja tracic na wartosci a wrecz ublizaja „godnosci“ czlowieka. Zgodze sie z faktem ze praca sprzedawczyni na lotnisku nie nalezy do najbardziej tworczych. Znam jednak wiele innych duzo, duzo gorszych prac. Rowniez znam tych, ktorzy wogole pracy nie maja, jak tez wlasnego dachu nad glowa ani co na stol polozyc, ani dzeciaki w co ubrac. Co byscie powiedzieli o pracy dziewczyn pakowaczek rekawic w Tajlandii. Na akord, bez zadnego stoliczka do siedzenia. Pakuja przez 8 – 9 godzin to samo rekawice do pudelka. Nie siedza bo szybciej idzie im pakowanie jak stoja. A przeciez musza spakowac jak najwiecej aby cos zarobily. Cos zarobily tzn centy nawet nie dolary, korony czy euro. Ale nie da sie dziewczynom zaplacic wiecej bo szpitale zwlaszcza te z “bogatej, socjalnej i zrelaksowanej” Europy nie zaplaca nawet 5 centow wiecej za opakowanie aby moc ludziom zaplacic 5 centow wiecej za ciezka prace. Rowniez Ci ktorzy i tak juz za duzo zarabiaja tez niechetnie odstapuja dodatkowe 5 centow ze swoich dla pakowaczek. Co jednak znaczy za duzo zarabiaja. Czy to sa Ci ktorzy zarabiaja 55mln czy Ci ktorzy zarabiaja 5mln czy Ci z 1mln rocznie. A moze wszystkie strony powinny sie dogadac i troche ustapic bo przeciez nikomu sie nie pogorszy a moze nawet sie poprawic (bo przeciez jakosc zycia nie zalezy od bogactwa ale raczej spokoju ducha i wielu innych wartosci). Niektorzy tlumacza ze bez tych tworczych i zarabiajacych pakowaczki wogole nie mialyby tej pracy. Rowniez czy to znaczy ze wszystkie pakowaczki powinny znalesc inna bardziej lukratywna dzialanosc. Przeciez lzejszych i ciekawszych prac w Tajlandii zwlaszcza dla dziewczyn nie brakuje. Niemniej jednak niektore w imie wlasnie zachowania wlasnej godnosci wybieraja te na pozor trudniejsza prace.
Tak wiec wszystko jest relatywne w zyciu. Musimy jednak znalezc odpowiednia perspektywe widzenia rzeczy.
Aha, co do godności – cała ta sytuacja dla mnie jest brakiem. Chyba nawet nie godności, bardziej poczucia wartości, wiary w siebie, bo praca, która nie stawia wyzwań (a ta nie stawia ich z pewnością) doprowadza tkwiącego w niej człowieka do takiego stanu.
Odwracając trochę perspektywę patrzenia na te sytuację, żal mi sprzedawczyni. Nudna praca, choćby nawet najbardziej ambitna obojętnieje po czasie, a presja aby – w tym wypadku – cokolwiek sprzedać – także maleje do zera. Nuda wyjaławia i męczy po prostu. Dlatego nic, tylko współczuć sprzedawczyni – znudzonej, bo ileż razy można wykonywać te same czynności… Pewnie do czasu aż pojawi się myśl: „Ech, i tak nikt tego nie zauważy…”
Gwarantuje Panu ze ten biznes ma sens i przynosi zyski bo inaczej by tam nie istnial. Takie sa bezwzgledne prawa biznesu. To stoisko na lotnisku nie zostalo zaplanowane z mysla o zapominalskich jak Pan to okresla, ale z mysla o tych ktorzy maja jak my to tutaj nazywamy „wiecej pieniedzy niz rozumu“ i chca je wydac mozliwie jak najszybciej i bez wysilku. Prosze mi wierzyc takich jest bardzo wielu na calym swiecie. Wcale to nie znaczy ze maja duzo pieniedzy. Jak Pan zauwazyl jest to postawione w relacji do rozumu. Zazwyczaj Ci ludzie, ktorzy dokonuja zakupow na lotnisku w pospiechu, w wielokrotnie wyzszych cenach, bez gwarancji oraz rzeczy, ktorych naturalnie nie mozna zwrocic kiedy po przywiezieniu do domu okazuja sie wadliwe, lub zwyczajnie sie komus nie spodobaja etc sa ludzmi bardzo leniwymi (duzo bardziej leniwym niz sama sprzedawczyni) i nie beda zwracac uwagi na serwis czy na wartosc zegarkow tylko dokonaja szybko w wielkim pospiechu zakupu. Kupujacy sa pod jeszcze wieksza presja niz sprzedawczyni bo musza zdazyc na samolot i w miedzyczasie dokonac zakupu. Tak wiec ktos kto zaplanowal to stoisko nie postawil zadnych wymogow sprzedawczyni bo one byly calkowicie zbedne a podrozylyby koszt operacji. Jezeli ktos musi kupic zegarek na lotnisku to go kupi, bez wzgledu na cene I bez wzgledu na sprzedawce. Bardzo proste.
Mnie osobiscie jeszcze nigdy w zyciu nie zdarzylo sie kupic zadnej wiekszej rzeczy na zadnym lotnisku poza czyms do czytania aby zabic czas w samolocie i butelka wody bo te odbieraja przy przejscu przez security. Rzadko bywam nawet w restauracjach lotniskowych bo jedzenie jest fatalne. To mnie nawet w tej chwili troche zastanawia: dlaczego nic nigdy nie kupuje na lotniskach? Natomiast podczas czekania na polaczenia mam wszedzie dostep do internet-u wiec moge sobie spokojnie pracowac, skontaktowac z biurem lub domem lub nawet poczytac Pana strone. Jest za darmo i wspaniale ze istnieje. Inni niech tam sobie kupuja zegarki na lotnisku jezeli musza, to jest ich problem.