zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Pierwsza Komunia Święta najmłodszego dziecka

13 czerwca&6b58+02:00;2013 | 0 komentarzy

Mojego synka Miłosza właśnie przeprowadzono przez tę uroczystość. Kolejny raz w mojej rodzinie potwierdził się koniec trwającego przez około czterdzieści lat epizodu ze świadkami Jehowy. Zapoczątkowała go moja Mama Helena, wpierw katoliczka, po dwóch niepowtarzalnych i nie wiem ilu powtarzalnych sakramentach, która zdążyła nawet ochrzcić po katolicku dwójkę swoich najstarszych dzieci, później gorliwa wyznawczyni nowej wiary. W przypadku mojej rodziny ponadtysiącletnia tradycja zatriumfowała jednak nad nowinką zwaną przez niosących ją „dobrą nowiną”.

Poranny gwar, strojenie się, ewidentnie wymagający organizacji tłumek przed kościołem, ksiądz proboszcz wahający się między powagą a żartobliwością, tłok wewnątrz kaplicy podczas uroczystości, stojący bliżej ołtarza przysłaniający widok siedzącym dalej, wikariusz przekładający nieprzekładalne na dziecinny język, zatrzymanie przystępujących do Komunii dzieci do zdjęć grupowych i indywidualnych z proboszczem, życzenia i prezenty przekazywane Miłkowi już przed domem na modłę ślubną – z kolejki ustawionej przed zainteresowanym – i jego zaglądanie do każdego prezentu przed przyjęciem następnego, udekorowane jak najuroczyściej długie stoły w domu, jeden poważny ksiądz próbujący się przebić z poważniejszą rozmową, hałaśliwa ciżba bawiących się maluchów.

Wszystko to w tym dniu przysłaniało mi istotę uroczystości i samego Miłka.Ale owa istota na moment ujawniła mi się tamtego dnia. Tuż przed przystąpieniem Miłka do Komunii, jako jednego z ostatnich spośród ponad trzydzieściorga dzieci. Stałem na linii intymnego przesyłu uczuć w odległości pięciu metrów między stojącą obok mnie wzruszoną Ulą (mamą) a jej młodszym synkiem gotującym się do symbolicznego przejścia z nieświadomej dziecięcej niewinności w świadomość bardziej dorosłej grzeszności. Na widok łez Uli aparat fotograficzny sam niedelikatnie przystawił mi się do twarzy.

 

 Zaraz potem gibki Miłek lekko i sprężyście podszedł do dziecięcego klęcznika postawionego przed ołtarzem i uklęknął. Oduczyła się moja Mama, a mnie nie nauczyła, klękać przed czymkolwiek, a tu –klękanie i towarzysząca mu pokora wracające do rodu, ciekawe, czy na długo.

Utarta od dawna Forma Pierwszej Komunii Świętej ocaliła swoją najważniejszą, źródłową część mimo obrastania rzeczami zbędnymi – zaczynającymi się rano, a kończącymi wieczorem. Tylko w pewnym stopniu odgrodziły mnie od tego źródła starej Formy optyczne szkła dalmierza fotograficznego – pośrednika bardziej przeziernego i wierniejszego od luster lustrzanek czy ekranów kompaktów. Proboszcz prosił o niefotografowanie indywidualne wewnątrz kościoła i faktycznie, pod tym względem było dyskretniej niż zazwyczaj w podobnych sytuacjach.

Właśnie teraz wszedł do mojego pokoju starszy syn Tomek po powrocie z Miłkiem i Ulą z kościoła i procesji w Boże Ciało. „Twój spokój się skończył” – zaczął, po czym po przeczytaniu na ekranie monitora fragmentu tego, co napisałem, spytał: „To nowinką są ci Jehowi?”. Zatelefonował też z życzeniami urodzinowymi, ostatnimi dla mnie z czwórką z przodu, przyrodni brat Kazimierz. Przy okazji opowiedział kolejny raz o radykalności wpływu pogody na popyt na lody. Od Uli dostałem prezenty już wczoraj po północy: trochę zapisanego i dużo zadrukowanego papieru oraz okazałe szachy – żebym jeszcze okazalej uczył synów w nie grać. Niedługo przyjdzie moja córka Monika z prezentem urodzinowym, którym okaże się pęk młodziutkich goździków i cyfrowa ramka fotograficzna naładowana dwustoma wybranymi zdjęciami rodzinnymi. Dobrze, że nie przyjęła się jeszcze moda na wzajemne potrącenia kompensacyjne prezentów zamiast wzajemnego obdarowywania się nimi. Od Tomka dostałem namalowany przez niego na płótnie słoneczny pejzaż.

Zaszedł do mojego pokoju też Miłek, w samej bieliźnie, trzymający w rękach lajkonika zrobionego własnoręcznie jako prezent urodzinowy. Ma go dziś skończyć. Jeśli mu się nie uda, prezent zachowam w tym stanie – do czasu, kiedy synkowi wszystko, a więc i lajkonik, ułoży się w głowie w jedną całość.

(30 maja 2013 roku)

Wiesław Żyznowski

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0