27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Słyszy się jeszcze dość często między fotoamatorami – a głównie tacy teraz spotykają się po obu stronach lady w różnych miejscach związanych z fotografią – że nie ma po co stosować maksymalnej rozdzielczości zdjęć lub skanów. Tłumaczą to mianowicie tym, że te maksymalne są droższe lub robienie ich zabiera więcej czasu, a przecież potencjalnie mogą być potrzebne wyłącznie do wielkich – więc rzadkich – wydruków. Opowiastki te wydawały mi się zawsze nieco podejrzane, bo są sprzeczne z ogólną zasadą robienia wszystkiego jak najlepiej. Czasami myślałem też sobie, że dobrowolna rezygnacja z maksymalnej rozdzielczości, do jakiej się ma dostęp w danym momencie, jest jawnym i nieodwracalnym zubożeniem przekazu, jaki zostanie być może na długo i z którym nie wiadomo kto i co może robić w przyszłości. Aż wreszcie zobaczyłem to na własne oczy. I dobroć ta spłynęła na mnie dzięki starszemu bratu, od którego zresztą odmałpowałem już kilka innych miododajnych dla mnie pomysłów. Otóż kupiłem sobie „maka”, a do niego program do obróbki i archiwizacji zdjęć pod nazwą Aperture. Tak w ogóle czysta rozkosz (choć „mak” jest od początku chyba trochę popsuty). Ale mnie chodzi o dwie funkcje Aperture. Viewing images at Full Resolution rozwija obraz do granic jego rzeczywistej rozdzielczości i co prawda na razie na ekranie komputera można go oglądać we fragmentach, jeżdżąc po nim jakby lupą, ale nie wątpię, że już niedługo się to zmieni. To, co teraz można zrobić na ekranie, zapewne niedługo będzie można robić z ekranem. Po prostu będą one składane, rolowane lub coś w tym rodzaju. Druga funkcja, Viewing Images with the Loupe, jest nawet jeszcze ciekawsza. Polega także na powiększeniu już wybranego fragmentu przy zachowaniu normalnej wielkości reszty obrazu – jednak nie tylko do jego naturalnej rozdzielczości, lecz nawet do 1600%. Oczywiście łatwo się domyślić, co widać przy maksymalnych powiększeniach. Otóż praktycznie nic nie widać, właśnie ze względu na słabą rozdzielczość obrazu. Wiadomo, jest jeszcze możliwość cyfrowej interpolacji obrazu, ale to przecież zwykłe zapychanie.
Jaki morał z tej przydługiej opowiastki? Dla jak najlepszego zatrzymywania widoków na przyszłość (bliską!) należy stosować możliwie najwyższą rozdzielczość.
Wiesław Żyznowski
Zmieniając nieznacznie temat, chciałbym wyrazić prawdziwy żal, że fotografowanie na błonach tak się kurczy. Banalne to, ale na cyfrze ucieka bezpowrotnie naprawdę mnóstwo szczegółow. Przeprowadziliśmy eksperyment i zeskanowaliśmy w dużej rozdzielczości kilka małoobrazkowych slajdów (uzyskaliśmy np. ponad 16tys.x12tys pikseli – na razie coś nieosiągalnego dla cyfry nawet w srednim formacie). Tyle małego obrazka, a mak już się dławi i odmawia posłuszeństwa.
Pliki ze skanami też się mogą zniszczyć. Nawet szybciej niż papier. Też się mogą zagubić. Poza tym technologia cyfrowa szybko się zmienia i pliki trzeba będzie kopiować na coraz nowsze nośniki. I tak w koło Macieju. Fotografia ma być pewną formą ucieczki przed śmiercią/zniszczeniem/przemijaniem. Niestety sama też podlega tym procesom.
Z idealnego punktu widzenia, zgadza się. Jednak każdy, kto szukał starych zdjęć, wie, że po latach w praktyce fotek na papierze zachowuje się chyba z tysiąc razy więcej niż negatywów. Te ostatnie po prostu mają to do siebie, że się zapodziewają, znikają. Do tego dochodzi problem jakości ich przechowywania. Nie mówiąc o zasadzie kopiowania materiałów źródłowych na wszelki wypadek.
Na początku każdego działania musi być postawione pytanie „dlaczego”? Jeśli zdjęcia/negatywy/slajdy skanujemy tylko dla archiwizacji w bazie danych, to po co wielka rozdzielczość. I tak materiał wyjściowy istnieje, więc w wypadku potrzeby lepszej jakości można go spokojnie zeskanować.
Opowiastkę tę muszę uzupełnić o coś, co wczoraj usłyszałem od pewnego renomowanego fotografika. Mianowicie, zdarza się, że stosując największe rozdzielczości na skanerach, zaczynają one widzieć strukturę materiału, który jest skanowany – w naszym przypadku – najczęściej papieru fotograficznego lub błony fotograficznej.