27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
W porównaniu z młodymi ludzie starsi i starzy cieszą się rozlicznymi przywilejami życia. Z niektórych chętnie by zrezygnowali. Na przykład wiedzą już, kim zostali w życiu albo czego już nie będą musieli przeżywać. Można by tak długo, ale ja chcę o rzeczy znanej może też tylko starszym, lecz takiej, która raczej cieszy lub co najmniej ciekawi. Chodzi o czas, który jakby nie minął, kiedy spotyka się po latach kogoś, z kim kiedyś miało się dłuższą i w miarę emocjonalną relację w sensie: inną niż najbardziej powierzchowną (i naprawdę niekoniecznie męsko-damską, w takiej chyba jest wręcz na odwrót, zwłaszcza jeśli potem przyszli ci następni lub te następne). Najlepiej to wychodzi z kolegami z lat szkolnych. Spotykam kogoś po 20 latach i dosłownie w pierwszych sekundach spotkania wchodzę z nim w relację, jaką mieliśmy wtedy i która od tamtego czasu przetrwała jakby zamrożona. Ten sam język, ton, gesty, powiedzonka; wracają miny, zwroty i akcent od dawna nieużywane. Aż dziw, że się zachowały. Co ciekawsze, to samo co dawniej traktowanie z wyższej albo z niższej pozycji, ta sama śmiałość, poufałość, szacunek albo pobłażliwość, czasem lekceważenie. A może najciekawsze w tym wszystkim jest to, że obie strony zawsze zachowują tak świeżą i niezatartą pamięć tej relacji. Świadczy o tym przecież obustronność tego natychmiastowego dopasowania, jakkolwiek specyficznym czy nawet śmiesznym nie byłoby ono po latach. Mamy więc chyba tyle szufladek w pamięci, ilu ludzi spotkaliśmy, ile książek przeczytaliśmy, być może w ogóle na ilu rzeczach się skupiliśmy. Tym samym, ku chwale starszych i starych: ich wielowarstwowość nie może być porównana z małowarstwowością młodych. Co nie zmienia faktu, że lepiej być młodym itd. Ale i samo pojęcie kwiatu wieku się rozszerzyło, teraz obejmuje ono już chyba pół wieku: od jakichś 16 do 65 lat, potem tylko 10 nijakich lat, a potem starość i związana z nią wesołość.
Wiesław Żyznowski
Pewno Tomku. Dinozaury w dzisiejszej epoce sa bardzo smieszne. Zwlaszcza te roslinnozerne sa dziwne bo zyly tylko po to aby drapieznicy mogli na nich zerowac. Ale dobrze ze chociaz daly poczatek nowym generacjom bo inaczej nie mialby kto poczytac o nich w ksiazkach.
Największy był diplodocus longus, miał 15-metrową szyję. A Tirranosaurus rex był bardzo drapieżny.
Myślę, że nie wszystkie dinozaury wyginęły i że je jeszcze można spotkać w największej dziczy. Myślę, że na Sierczy są jeszcze nieodkryte szkielety dinozaurów. Lubię dinozaury i już wiem o nich trochę. Niektóre dinozaury jadły mięso, a inne rośliny.
Proszę zostać z nami i towarzyszyć w luźnym przepływie myśli. Każdy głos wnosi inne lub trochę inne spojrzenie, co nieraz rozjaśnia wąskotorowość własnego podejścia do danego tematu.
Pani Ulu,
Ja tez nie znam za bardzo zasad blogu. Przepraszam za moje zbyt przydlugie komentarze.
Obiecuje ograniczyc moje wywody do minimum (jezeli wogole bede cokolwiek wysylac). Nie wiem dlaczego sie rozpisalam tak bardzo. Szczerze mowic mialam tylko w zamiarze przeslac komentarz do tematu emigracji o ktorej Wieslaw napisal i ktory mnie bardzo dotknal a rozwinelo sie to do niebotycznych rozmiarow.
Dorota
Pani Doroto, ponieważ nasz blog nie dostosował się do typowego blogu, nie zachowuje też zapewne zasad jego funkcjonowania. Jeśli chodzi o mnie jest to jedyny blog, do którego piszę, więc nawet nie potrafię zająć stanowiska w tej kwestii.
Pisząc moje ostatnie 4 komentarze do tego wpisu Wiesława nie odnosiłam ich treści do Pani wypowiedzi, tylko do tekstu głównego, ponieważ tak się u nas utarło, że albo piszemy komentarz do komentarza poprzednika i wtenczas się do niego zwracamy (lub nie) albo komentujemy jako kolejni wpis główny (w większości przypadków Wiesława).
Bardzo sobie cenię Pani wpisy i nie mam najmniejszych podstaw, żeby posądzać Panią o samolubstwo, czy brak dobrych relacji międzypokoleniowych. Chciałabym koniecznie sprostować to nieporozumienie, w moich komentarzach pisałam o pewnych swoich spostrzeżeniach odnośnie tematu, który poddał pod uwagę Wiesław.
Droga Pani Ulu, Piszac moj tekst o procesie starzenia nie myslalam jednak wogole o zadnych relacjach miedzypokoleniowych w realnych sytuacjach wzietych z zycia. Kazdy kto mnie wystarczajaco dobrze zna moze powiedziec o moich znakomitych relacjach miedzypokoleniowych. Poczawszy od mojej 3 letniej corki Julki az po najstarsza w mojej rodzinie babcie Katherine ktora skonczyla w tym roku 87 lat i wszystkich mlodszych i starszych posrodku. Wszystkie te osoby wiedza jak bardzo je kocham i szanuje. To co napisalam w moim tekscie jest czysto filozoficznym wywodem w odnesieniu co by sie stalo gdyby wlasnie nasze zycie nie podlegalo procesowi przemijania. Chcialam rowniez w tym moim wywodzie powiedziec ze ludzie moga byc mlodzi i czuc sie staro lub odwrotnie. Przekladajac to teraz na prosty jezyk: Pierwszy raz zdarzylo mi sie czuc staro kiedy mialam 25 lat a moj maz 29 i zdecydowal ze kupimy hotel na Dominikanie gdzie pojedziemy na zasluzona „emeryture“. Poniewaz wowczas naszym zdaniem napracowalismy sie juz w naszym dlugim zyciu wystarczajaco duzo. To wowczas po raz pierwszy mielismy okazje w zyciu aby poczuc sie jak starzy ludzie. Moze malowarstwowi wowczas ale bardzo starzy. Wtedy okazalo sie ze codzienne chodzenie na plaze, przesiadywanie w gwarnych kawiarniach, spacerowanie codziennie po tych samych ulicach malego karaibskiego miasteczka stalo sie niezwykle nudne i meczace. Juz po dwoch miesiacach takiego zycia oboje zapragnelismy aby wracac do wyzszej cywilizacji i normalnosci. Do codziennej prasy z wiadomosciami ze swiata, spotkan z ludzmi, rozmow na interesujace tematy, kreaowania czegos w zyciu, praca nad wielkimi lub malymi projektami, powrocic do sztuki, muzyki, kultury itp. Tak wiec to jest co chcialam napisac mowiac ze dazenie do celu daje duzo wiecej szczescia niz samo jego osiagniecie.
W moim odczuciu przemijanie tak jak napisalam nie mialo wogole oznaczac starzenia sie lub odchodzenia (przemijanie bowiem wszystkiego rozpoczyna sie w chwili powstania). Nie chcialam tez tego odniesc wylacznie do ludzi ale rowniez do otaczajacej nas materii. Jezeli chodzi o ludzi to nie tak jest ze albo ich kochamy albo nienawidzimy, szanujemy lub nie. Nie szanujemy ludzi tylko dlatego ze sa starzy itp. Jest wielka paleta uczuc po srodku i kompilacja ich kolorow. To moge sie zgadzic ze stwierdzeniem Wieslawa ze mamy w naszym umysle wiele szufladek do ktorych chowamy ludzi i rzeczy z naszego zycia. Nie znaczy to ze jezeli kogos lubimy lub odwrotnie nienawidzimy to wplywa w jakikolwiek sposob na relacje do innych do ktorych mamy znow inny odcien uczuc i tak dalej. Mysle tak moze dlatego ze ja rowniez znam bardzo wiele osob i nie moge wszystkich nagle kochac lub nienawidzic. Musze selekcjonowac dla kogo jaka barwe uczucia wybrac. Nie wiem jak to dokladnie wytlumaczyc. Nie ma to nic wspolnego z egoizmem lub samolubstwem a wrecz odworotnie. To jest chec dzielenia sie i dawania czegos od siebie dla innych. Jak np. czytajac teraz ten blog mam w sercu bardzo duzo radosci ze Pani wykroila przeciez napewno z bardzo zajetego dnia czas aby napisac wiele interesujacych slow. To jest jak muzyka ktora sie uzupelnia i jak jest sie w gronie osob ktore ja rozumieja to jest przeciez bardzo przyjemnie. Poprzez to ze Pani napisala te kilka komentarzy juz jest dla mnie duzo blizsza mimo ze Pani wogole nie znam a jendnak juz zrodzila sie nutka jakiejs sympatii. To wcale nie znaczy ze mam zaczac mniej lubic wszystkich innych.
Im wiecej ludzi rozumiemy oraz lubimy tym lepiej jest nam w zyciu. Bo to sie wiaze z pozytywnym mysleniem. Rowniez kiedy kochamy ludzi to ich kochamy inaczej. Bo przeciez kochmy ich tak wielu: meza (w moim przypadku od 17 lat), swoje dzieci, swoja rodzine a potem przeciez poza swoja rodzina sa tez ludzie ktorych lubimy a niektorych nawet bardzo. Jezeli kogos lubimy to wcale nie znaczy ze musimy ich lubic za cos konkretnego czy cos oczekujemy od nich. Czesto lubimy kogos nie majac nic do zyskania lub stracenia. Czasmi nawet jest tak ze kogos lubimy a ktos nas wogole nie lubi lub nawet nienawidzi choc tego nie okazuje. Mysle ze ludziom czasami brakuje bezposredniosci i dlatego jest tak duzo nieporozumien.
To wypowiedzialam sie na temat tych extremalnych uczuc pozytywnych i negatywnych. Teraz po srodku jest caly wachlarz innych: podziwu, politowania , wspolczucia, zachwytu itd. Czasami jest to trudne w kontescie danej chwili ale nuczylam sie wybierac raczej te najbardziej pozytywne jakie sa mozliwe w danej sytuacji. Jezeli zachwycam sie jakimis ludzmi to nie znaczy ze musze siebie sama zaczac ponizac. Zachwycajac sie innymi ludzmi wpinam moja osobe rowniez wysoko w to samo miejsce. Bo jezeli sie kims zachwycam to tez oznacza ze jest to dla mnie jakis wzor do nasladowania i pragne aby byc kims podobnym (chociaz w jakims malenkim fragmencie).
Tak jak wczesniej wspomnialam nigdy nie zdazylo mi sie spotkac kogos po tak dlugiej przerwie jak 20 lat. Wiec nie umiem sie na ten temat nic wypowiedziec. Rozumie natomiast niezwykle dobrze na czym polega bardzo dobra komunikacji z kims kto ma podobny sposob myslenia. To jest tak jak gra na fortepianie w duecie. Nuty sie lacza i wyprzedzja lub staja chwilke za soba ale sie jakos tam uzupelniaja tworzc w konsekwencji piekny utwor. Ja tez mam takich ludzi ktorych spotykam z prawdziwa przyjemnoscia bez wzgledu na to jak dlugo ich nie widzialam: bez wzgledu na ich wiek czy wyglad, czy sa to kobiety, mezczyzni czy dzieci. To tylko zalezy od ich osobowosci. Kazda osoba ma swoja sile przyciagania jak to okreslam (w bardzo pozytywnym tego slowa znaczeniu). To jest tak jak pole energetyczne. Niektore osoby maja to pole bardzo mocne inni slabe a niektorzy wprost niespostrzegalne.
Jezeli chodzi o czlowieczenstwo to jest tak dlugi temat, ze musze zostawic na inny dzien w ktorym znajde wiecej czasu. Ale to wszystko co wlasnie juz wspolnie powiedzielismy jest czastka naszego czlowieczenstwa.
Dorota
Przy okazji przemijania nie sposób też nie wspomnieć o ludziach starych i starzejących się, przynajmniej dla mnie nie sposób.
Od dziecka wzrastając w trzypokoleniowej rodzinie, a teraz nawet czteropokoleniowej, jest dla mnie naturalnym autentyczny szacunek i atencja dla rodziców, teściów, dziadków i pradziadków, cioć i wujków. Ja to traktuję jako przywilej, dawania i czerpania radości z tych kontaktów. Podobnie zresztą jak miłość do dzieci. Ogarnianie swoim sercem całego spektrum wiekowego, nie tylko wybrańców interesujących mnie na danym etapie, pomaga w odcedzaniu się przez sito samolubstwa, a to wielka siła.
Nie odczuwam wrażeń przy spotkaniach z ludźmi sprzed lat opisanych przez Wiesława. Sympatyczne i ciekawe jest to, że będąc człowiekiem ( zdarza się że dla niektórych tylko kobietą, nie żadnym człowiekiem) a mimo wszystko pozostając człowiekiem, człowiekiem nie potrzebującym wielu znajomych, ale pojedyńczych za to bliższych relacji, najpierw małym człowieczkiem potem dorosłym, już będąc dzieckiem z grona dzieci z klasy wybrało się te same osoby, które do dziś jako jedyne by mnie zainteresowały. I ciekawe jest właśnie to, że nie odtwarza się relacji czy rozmów sprzed lat, ale jakby nigdy nic, jakby nie upłynęło pięć, dziesięć kolejnych lat, rozmawa się na nowe tematy w tak samo twórczy i jednocześnie w każdym przypadku inny sposób.
A to co jest we mnie od lat i trwa, nie traktuję tego jako przemijanie. To treść mego życia, mój nabyty i wypracowany grunt pod nogami, który uwielbiam i zawsze uwielbiałam mieć. I chcę to uwielbienie zaszczepić moim dzieciom.
Dla mnie przemijanie nie jest aż tak względne. To co przemija, po prostu odchodzi, staje się barwną lub mniej barwną hstorią, która mnie ukształtowała i to jedyna więź z nią plus to, że się ma historie do opowiadania
Jeszcze jedno. Czytajac moje uwagi o ludziach Renesansu prosze tego nie interpretowac negatywnie a wrecz odwortnie. Mysle ze braklo mi odpowiednich slow aby to zjawisko bardziej precyzyjnie i cieplo okreslic. To sa moi najlepsi przyjaciele jak rowniez sama sie do tego typu ludzi Renesansu zaliczam.
Panie Wieslawie, Czytam ten blog i nie moge sie doczekac jakiegos komentarza od kogos innego na ten znakomity temat, ale jak do tej pory nic, wiec nie pozostaje mi inne wyjscie jak wybic sie na przod tej kolejki aby Pana nie pozostawic w monologu.
Przemijanie jest zjawiskiem constant. Nie mozna zatrzymac przemijania. Wszystko plynie i nie mozna wejsc dwukrotnie do tej samej rzeki. „Panta rei”, literally everything flows, meaning that everything is constantly changing, from the smallest grain of sand to the stars in the sky. Thus, every object ultimately is a figment of one’s imagination. Only change itself is real, constant and eternal flux, like the continuous flow of the river which always renews itself.
A tu wyzwanie dla wszystkich mlodych filozofow: ktory stary filozof wyglosil powyzsza teze (a long time ago)? That’s Ok. You do not have to answer this question. I still like your blog. Na tym prostym przykladzie widac, ze wszytkie inne zjawiska poza przemijaniem w zyciu sa relatywne I wzgledne.
Nigdy nie zdazylo mi sie spotkac kogos po 20 latach. Natomiast cos wiem na temat spotkan z tzw ludzmi ja to nazywam Renesansu. To sa ludzie bardzo wszechstronni, moge z nimi zasiasc do stolu i rozpoczac rozmowe z wielkim arkuszem kalkulacyjnym, skonczyc kalkulacje wielkiego projektu. W miedzyczasie przeskoszyc od tematow z zakresu polityki, krajowej lub swiatowej, i nagle przejsc na plaszcyzne sztuki i zaczac sie zachwycac dzielami Horovitza. W tej samej rozmowie wycisnac lzy jakims opowiadaniem z przeszlosci , rozmawiac na temat religii i filozofii lub usmiechac sie nad jakas satyra a konczyc wybuchem smiechu nad czyms tak pospolitym czego inaczej by sie nie zauwazylo.
Podazajac za tematem, ktory Pan poruszyl: PRZEMIJANIE . Niestety nie jest on wzgledne ale ciagle (tak wiec nie ma wzglednosci w przemijaniu). Przemijamy nieublaganie i nie mozemy tego procesu powstrzymac. Przemijamy juz w chwili przyjscia sie na swiat (a moze nawet przed urodzeniem ten rozkwit energii i process przemijania zostal zapoczatkowany, ktorego juz nigdy nie da sie powstrzymac). Kazdy dzien przezyty jest jednym dniem blizej konca. Jest to przykre ale i przyjemne zarazem uczucie.Teraz wyobrazmy sobie ze nasze zycie w takiej formie jakiej jest przetrwa przez nastepne 1,000,000 lat, albo jeszcze gorzej bedzie trwac wiecznie bez okreslonego konca. Zauwazcie ile mamy ograniczen w obecnej formie. Bez wzgledu na to jak wspaniale jest to zycie czy po 800 latach robienia tego samego nie znudzilo by sie nam wszystkim i nie poczulibysmy sie nim zmeczeni? Nie mowiac o relacjach do tych starych kiedy my mamy tylko 40 , 70 a inni 500 lat I nawet 500,000. Nie mowiac juz o cyfrach wyzszych gdyby zycie trwalo w blizej niekreslona nieskonczonosc. Jaka bylaby przepasc miedzypokoleniowa. Zycie I przemijanie zjawisk dobrych czy zlych jest zwiazane z trwaniem ciaglej nadzieji no cos nowego. Obojetnie co by to mialo byc. Nie koniecznie zawsze lepsze ale nowe, inne. Ta ciagla radosc wyplywajaca z nadzieji I nadchodzcych nowych zjawisk i wydarzen tworzy ludzi szczesliwymi. Jak tez ich limitowanie. Jezeli cos mamy w nadmiarze to zazwyczaj przestajemy to lubic.Jezeli czegos nie mamy to tego pragniemy. To juz taka jest nasza przekorna ludzka natura. Czesto dazenie do celu daje wiecej szczescia niz samo jego osiagniecie. Ponadto samo wyobrazenie celu jest lepsze od jego rzeczywistosci. To jest tak ze wszystkim. Czasmi do czegos dazymy i sobie cos wyobrazamy a jak juz to mamy w zasiegu reki to juz to nie ma takiej wartosci ani znaczenia. Zdazylo mi sie znalezc w takich sytuacjach tak wiele razy ze nie umiem nawet ich policzyc.
A tearz jezeli chodzi o ludzi starych i mlodych. Ja wogole nigdy nie robie takiego podzialu bo to nie jest to relatywne. To czy ktos jest mlody czy stary jest bez znaczenia bo kazdy mlody bedzie stary i nie da sie tego zmienic ani odwrocic. Bardziej beda zasadne inne rozroznienie ktore nie sa poddane takim zmianom jak starzenie sie bo to jest definitywne.
Rowniez w czasie tego nieusatnnego procesu przemijania wystepuja zjawiska ktore wydaja sie byc przypadkowe i wydaje nam sie ze mamy nad wszystkim 100% kontrole. Tymczasem zaskoczniem jest ze nie sa one zupelnie przypadkowe. Wszystko plynie w okreslonym kierunku i okreslonym czasie. Planety kraza po orbitach i sa w okreslonym czasie w precyzyjnie okreslonym miejscu. Dopiero z wiekszej perspektywy mozemy zauwazyc ze jak dokonamy analizy naszego zycia to nic nie jest przypadkowe a wszystko ma swoje uzasadnienie. Swiat jest pelen tej zaleznosci i niezmierzonej wielkiej energii ktora precyzyjnie okresla wszystko i determinuje. To ta sama energia ktora zawiera sie najpierw w malym ziarenku, ktore rozwinie sie wg wczesniej okreslonego kodu. Chociaz na pozor jest wszystko przypadkowe. Na tak wiele rzeczy ktore nas otaczaja nie mamy zadnego wplywu. Bez wzgledu na pozycje i filozofie. Nie potrafimy nawet kontrolowac bicia naszego serca a ono rytmicznie sobie bije kazdego dnia. Teraz zaglebiajac sie bardziej w teze przemijania to nalezy zauwazyc ze wszytkie formy materialane sa brdziej poddane procesowi przemijania niz duchowe. To cialo reaguje bardziej na zmiany zwiazane z przmijaniem niz nasz duch. To z latami cialo ulega degradacji i niszczeniu kiedy tymczasem nasz duch zazwyczaj sie uszlachetnia i udoskonala rok za rokiem. To tak jakby sie przygotowaywal do dalszej drogi i kolejnego przejscia w inna rzeczywistosc.
Czy nie jest to interesujace zjawisko?
Dorota
P.S. Na chwale wszystkim ktorzy pisza i tworza te strone. Bardzo lubie ja czytac. Prawdziwie wzruszyla mnie historia Szymoniakow, Heleny i wiele innych. Good job! Keep this way!
Sent from my BlackBerry® wireless handheld