27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Oto, przywołana ostatnio w filmie „Wątpliwość” J. Shanley’a, jedna z zawistnych rozkoszy udowadniania komuś, kogo z jakiegoś powodu nie polubiliśmy, że zrobił coś haniebnego, czego nie zrobił, że powiedział coś wstrętnego, czego nie powiedział, że …, itd.
Spotykamy bardziej lub mniej owładniętych tą rozkoszą, czasami wręcz opętanych nią, a jakiś mały epizodzik, bardziej lub mniej świadomy, może i przydarza się każdemu; nie znamy faktów, nie mamy dowodów, a oczerniamy; albo co gorsze znamy fakty i rozpowiadamy nieprawdę.
Tą nieprawdą oczerniamy osoby w jakiś sposób nam przeszkadzające, wyłamujące się z łańcuszka wzajemnej adoracji, niechętne przytakiwaniu ustalonemu porządkowi, silniejszemu, popularniejszemu; osoby poddające coś pod wątpliwość, niepokorne, wybijające się ponad obowiązującą przeciętność.
Dość przykre jest to, że aby z tym polemizować, trzeba albo wkręcić się do gry, albo zrezygnować z udowadniania własnej niewinności; w ciężkich przypadkach można wejść na drogę sądową.
Pozostaje też pytanie, czy jeśli znamy fakty i mamy dowody, a ich ujawnienie nie jest konieczne dla dobra większości, czy dla upowszechnienia prawdy dotyczącej większości, to czy możemy je ujawniać? Oczywiście nie powinniśmy, jeśli nie trzeba. Ale powinna obowiązywać ścisła zależność między winowajcą a poszkodowanym, aby winowajca nie dopuszczał się dalszej jawnej prowokacji względem poszkodowanego, bo wtenczas zostaje naruszony pewien niepisany stan równowagi.
Powtarzam moim synom: nie prowokuj drugiego dla zabawy, nie wystawiaj go na pośmiewisko, a potem nie płacz, że on cię uderzył i nie szukaj w ten sposób pretekstu aby z kolei jego uderzyć, bo twoja prowokacja była dokładnie tym samym, ciosem wymierzonym w niego.
Ula
Pani Doroto, to doprawdy nieporozumienie językowo-znaczeniowe, zresztą nie pierwsze.
Nie przemknęło mi nawet przez myśl, żeby wchodzić z Panią czy z kimkolwiek na drogę sądową.
Nie żądam też od Pani zadośćuczynienia, nie mam powodu – jeśli coś mi się nie podobało, napisałam o tym.
Jedynie mogę Pani życzliwie poradzić (skoro od lat nie używa Pani na co dzień języka polskiego), aby w związku z tym przykładała Pani szczególną wagę do jak najpełniejszego zrozumienia tekstu, który chce Pani skomentować. Dobrą zasadą jest, zawsze kiedy pojawia sie jakakolwiek wątpliwość zastanowić się kilka razy, zanim się coś napisze – nie zawsze sie udaje, ale zawsze warto.
Polecam obejrzenie filmu „Wątpliwość”, znakomite role Meryl Streep, Hoffmana i Adams.
Pozdrawiam.
Wpis jest przykładem „prowokacji dla zabawy”, powinien pozostać bez komentarza.
Ale, może się mylę…
Wyjasniam, my tylko tlumaczylysmy slowa z polskiego na angielski. Moja corka ma klopoty z polszczyzna. Uzyla Pani w swojej wypowiedzi wielu bardzo trudnych slow. Musialysmy sie nawet wspomagac duzym slownikiem prawniczym.
Jezeli wszystkie te slowa nie maja zadnego znaczenia i do niczego sie nie odnosza to fantastycznie. Dziekujemy za sprostowanie.
Nigdy w zyciu nie bylysmy w sadzie i nie mamy o tym pojecia, ale generalnie nie podobaja nam sie tego typu slowa. Nie mialysmy w zamiarze nikogo o nic pomowic ani skrzywdzic. Jestesmy calkowicie niewinne. Bardzo przepraszamy i chetnie zadoscuczynimy nawet bez wchodzenia na droge sadowa.
Pani D, czy może nam Pani zdradzić słodką tajemnicę, jakiego zmysłu Pani używa, żeby z zamieszczanych na tym blogu wpisów wyczytywać rzeczy, które nie są w nich napisane?
Czy może Pani wyjaśnić, w której frazie, w którym zdaniu, w której literze, w którym przecinku, którym zmysłem wyczytała Pani w powyższym wpisie, że ktoś tu ma zamiar wysyłać jakichkolwiek „ludzi (a zwłaszcza tych których kochamy)” do sądów?
Skoro został wywołany akurat temat sądów, dookreślę, że: w ciężkich przypadkach, czyli zazwyczaj wtedy kiedy publicznie ktoś został poważnie pomówiony zdarza się, że wchodzi on na drogę sądową żądając zadośćuczynienia i przeprosin.
Dobro wiekszosci, rownowaga, winowajca, poszkodowany, droga sadowa, dowody, upowszechnienie prawdy, zaleznosc, prowokacja, posmiewisko – nie wiem czyje to sa slowa i z czyich ust pochodza, ale jak moja corka by je okreslila w jej tlumaczeniu: „these are very bad words“. Nie chwalac mojej corki, ale niekiedy mnie zadziwia trafnoscia swoich spostrzezen. Nie wiem wogole do czego sie one odnosza, ale w kazdym razie, ja uwazam, ze nigdy nie nalezy zadnych ludzi
(a zwlaszcza tych ktorych kochamy) spychac do takiego upokorzenia. To jest moze nowoczesne, ale bardzo niesprawiedliwe. Do sadow nalezy wysylac tylko prawdziwych kryminalistow oraz tych, na ktorych cos chcemy wymusic lub sa niebzpieczni dla otoczenia. W kazdym, wypadku jest lepiej ludzi kochac, leczyc, podnosic z ziemi niz sadzic.
Ostatnia rzecza z jaka w zyciu chialabym sie spotkac to z jakimkolwiek sadzeniem. Jedyny sad jaki musze zaakceptowac to ten ostateczny (jezeli wogole taki istnieje). Ja osobiscie mysle, ze nie istnieje. Za to wiem ze istnieje nieskonczona milosc, dobroc i wybaczenie. Najwieksze wartosci, ktore dotycza naszego zycia, ale moze jeszcze bardziej wiecznosci. Nasze zycie to nic innego niz „wieczny moment“ – zaczyna i konczy sie w wiecznosci. Tak jak poezja Milosza jest wlasnie „wiecznym momentem“ – „the eternal moment“. Wszystko w zyciu gdzies ma poczatek i koniec, ale wcale nie znaczy ze nie trwa ponad czas, ktory uplywa. Czas ktory zawsze cos konczy i zaczyna. Po wyeliminowaniu czynnika czasu pozostaje nam tylko “wieczny moment”.