zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Zdążyć przed Panem Bogiem autorstwa Hanny Krall po raz kolejny czytam wypowiedź niedawno zmarłego Marka Edelmana:

Słuchaj moje dziecko. Czy ty wiesz, czym był chleb w getcie? Bo jak nie wiesz, to nigdy nie zrozumiesz, dlaczego tysiące ludzi mogło dobrowolnie przyjść i z chlebem jechać do Treblinki. Nikt przecież tego dotychczas nie zrozumiał.

Tutaj rozdawali, w tym miejscu. Podłużne, rumiane bochenki sitka.

I wiesz co?

I ludzie szli, porządnie, czwórkami, po ten chleb, a potem do wagonu. Chętnych było tylu, że musieli w kolejce stać, dwa transporty dziennie trzeba było odprawiać do Treblinki – i jeszcze nie mogły pomieścić wszystkich, którzy się zgłaszali.

Owszem, my – wiedzieliśmy.

Posłaliśmy w czterdziestym drugim kolegę, Zygmunta, żeby zorientował się, co się dzieje z transportami. Pojechał z kolejarzami z dworca Gdańskiego. W Sokołowie powiedzieli mu, że linia się rozdwaja, jedna bocznica idzie do Treblinki, codziennie jedzie tam pociąg załadowany ludźmi i wraca pusty, żywności nie dowozi się.

Zygmunt wrócił do getta, napisaliśmy o wszystkim w naszej gazetce – i nie uwierzyli. „Oszaleliście?” mówili, kiedy próbowaliśmy ich przekonać, że to nie do pracy ich wiozą. „Posłano by nas na śmierć z chlebem? Tyle chleba zmarnowaliby?!”

Dla mnie kluczowe zdanie w tym fragmencie to: „Nikt przecież tego dotychczas nie zrozumiał”. Brzmi w tej wypowiedzi Edelman jak niemal nadprzyrodzone medium, borykające się z niewyrażalnością czegoś ważnego, co ma do przekazania.

Niedawno zaczęła się czwarta dekada mojego nierozumienia historii opisanej w powyższym fragmencie. Doroślały owe nierozumienia w poszczególnych dziesiątkach lat, ale wszystkie są mi nadal w jakiś sposób bliskie. Pamiętam każde z nich, włącznie z ostatnim. Z początku wydawało mi się, że gdybym ja był jednym z tamtych Żydów w getcie, na pewno nie stanąłbym po tamten chleb, tylko w najgorszym przypadku straciłbym życie zabijając przy okazji możliwie jak najwięcej Niemców (Edelman wspomina w tej samej książce o takim przypadku). Potem myślałem sobie, że nie stanąłbym po tamten chleb, ponieważ na pewno nie dałbym się w ogóle zapędzić do getta, tylko ukryłbym się u kogoś, albo uciekł za granicę. Jeszcze później moje myśli krążyły wokół robinsonad w różnych wariantach, to w mieście, to w lesie. Siła cytowanych wyżej słów powodowała, że przez dziesiątki lat wczuwałem się na niby w położenie tych ludzi, natomiast nie próbowałem nadać mu jakiegokolwiek sensu. Obecnie zastanawiam się, czy są wypowiedzi, które opowieść Edelmana unieważnia. Jeśli tak, to na jak długo. I jak określić ich rodzaj.

Wiesław Żyznowski

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0