27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Wyczytałem w przedostatniej bodaj „Polityce”, w tekście o emigracji i o emigrantach, że emigracja jest cała stratą (no, może nie cała, w końcu nie tracimy akcentu) – tyle że stratą, którą jednak można przekuć w zysk. Ale czy każdy może sobie tak tracić i zyskiwać? Emigrując – im dalej od swojego miejsca, tym bardziej – traci się cały własny, dookólny świat i człowiek pozostaje sam na sam z sobą i swoimi wymiarami. Samoobranemu (inaczej nie można) z łupin, którymi obrósł, przychodzi mu oprzeć się na swojej goliźnie. Jeśli już dawno nie znajdował się w takim położeniu, najpierw wita się z samym sobą praktycznie jak z nieznajomym. Z nowo poznawanymi bywa tak, że jedni okazują się bardziej interesujący, inni mniej. Ale czy tak samo bywa w przypadku zapoznawania się z samym sobą – po raz pierwszy albo któryś z rzędu? Zastanawiam się nad dwoma przypadkami. Czy można spotkać się z samym sobą i odkryć, że jest się osobą interesującą? To z pewnością – koniec końców nikt nie narzeka na niedostatek tylko jednego, i wiadomo czego. No, a czy można odnaleźć siebie jako osobę nieinteresującą? Z tym jest mały problem. Bo gdybyśmy sobie wyobrazili, że ktoś jednak znajduje samego siebie nieinteresującym, to czy już samo to nie byłoby dla niego interesujące? Byłoby i w związku z tym, że stanowiłoby to jego własne odkrycie, musiałoby oznaczać, że w ramach choćby tego jednego odkrycia jest on interesujący przynajmniej sam dla siebie (a dalej to już jak po nitce do kłębka). Paradoks rozwoju duchowego. Zarazem morał dotyczący tracenia, zresztą nie tylko przez emigrację. Jedni tracą, następnie zyskują, inni nie tracą (bo tego nie widzą), dlatego nie zyskują.
Wiesław Żyznowski
Sprostowanie:
Widze ze zaczyna mi brakowac polskiego slownictwa.W slowach Tomka to byl szkieleton dinozaura znaleziony w Sierczy.Co za bezsens.Dobrze ze jestem daleko od tego.
„zeruje” w znaczeniu zalicza nas do dinozaurow z zapadlej epoki a niektorych nawet ich tylko kosciotrupow znalezionych w Sierczy
Panie Wieslawie,
Nie wie Pan na kim Tomek zeruje? Na mnie czy na Panu? Ja mysle ze bardziej na Panu niz na mnie bo wyglada jakby sie czail gdzies blisko Sierczy. Na szczescie mnie bedzie mu troche gorzej dosiegnac bo daleko. Ale ja znam tez wiele takich bestii tutaj w okolicy. Co to nic nie robia ale czytaja ksiazki i zeruja na innych.
Jeszcze jedno. Niech Pan powie swoim ludziom w Tajlandii ze jezeli chca rozmawiac na jakiekolwiek powazniejsze tematy to lepiej aby rozmawiali ze mna. Nie ma sensu aby tracili czas przez posrednikow. Wszystkie wazniejsze decyzje zostana podjete przeze mnie lub z moim udzialem. Nalezy poprawic efficiency aby byly jakies lepsze rezultaty. Pan sam wie ze w produkcji efficiency is the key. Bez tego nie mozna przezyc w tym biznesie.
Ja bede w Polsce na poczatku marca I jezeli bedzie zainteresowanie z Waszej strony w jakichkolwiek powazniejszych rozmowach to prosze mi dac znac (dorothy@topgloveusa.com).
Rowniez w niedlugim czasie bede w naszej fabryce w Tajlandii i chcialabym zobaczyc Wasza operacje. Nie po to aby zdobyc wiecej informacji bo mamy ich wystarczjaco duzo przez ludzi, ktorych zatrudniacie bo niektorzy wiecej wynosza niz wnosza. Ale raczej czy jest cos w czym moglibysmy Wam pomoc.
Dorota
Panie Wieslawie,
Dopiero czytajc ten blog zauwazalam ze moze byc fatalnie odczytany. Mowic o moim spojrzeniu na perspektywe Polski mialam na mysli konkretne trudne sytuacje w medycynie polskiej, system w polskim szpitalnictwie, rozne czarne rozgrywki konkuerncji i nierespektowanie czystych zasad biznesu wolnego rynku i wiele wiele innych zachowan ludzi ktore tylko sa zbednym zuzywaniem energii w zlym kierunku. Zupelnie bezefektywna strata czasu i pieniedzy. Rowniez mowic o podejmowaniu decyzji w zyciu profesjonalnym i prywatnym to mialam na mysli ze jezeli masz wiele osob ktore poklada zaufanie w Tobie to musisz podejmowac takie decyzje ktore to ich zaufanie biora pod uwage. Trudniej wowczas decydowac gdzie sie bedzie mieszkac (nawet jezeli byloby lepiej w Polsce czy na Kraibach) itd. Obiecuje ze juz nigdy nie bede pisac zadnych komentarzy zwlaszcza w systemie blog bo po otworzeniu ponownym brzmia one fatalnie i nie odzwierciedlaja odpowiednio moich mysli. Przepraszam ze sie wogole rozpisalam.
Dorota
Drogi Panie Wieslawie,
Nie do konca rozumie Pana komentarz ale bardzo dziekuje. Jak zwykle mowi Pan skrotami i zagadkami, ale postaram sie odpowiedziec wprost jak moge najlepiej (nie rozumiejac komentarza). Moze nie na temat, ale niech tam bedzie. Szanse sie zdecydowanie zmieniaja ale decyzje staja sie coraz trudniejsze. Np. Dzisiaj po 10 latach ciezkiej i uczciwej pracy za roznymi granicami swiata, za roznymi oceanami (tak wiec nie tylko Ameryka) moje obecne stanowisko ktore zajmuje to jest: Vice-President /Global Marketing & Sales dla korporacji ktora zatrudnia 8300 pracownikow i sprzedaje do 164 krajow na swiecie. Nie obnosze sie z tym tak aby sie chwalic ani nie lubie o tym mowic wogole ale jak mamy mowic o faktach niech wiec tak bedzie. W jakims mniejszym lub wiekszym stopniu zaliczam sie do wplywowych ludzi w moim biznesie. Jest to waska dzialka przyznaje ale zostala zlozona w moje rece olbrzymia odpowiedzialnosc. Od wynikow mojej pracy zalezy dobro wielu ludzi. Nie mowie to w tym sensie ze chce zbawiac swiat, ale aby przedstawic Panu ze wielu ludzi na swiecie we mnie uwierzylo, docenilo moj jakis tam talent i moja prace a teraz to oni na mnie polegaja. Ja natomiast nie naleze do ludzi ktorzy tylko biora ale do tych ktorzy rowniez duzo daja od siebie. Obecnie caly czas podejmujac jakakolwiek decyzje w moim zyciu profesjonalnym czy prywatnym musze tych wszystkich ludzi brac pod uwage (a teraz to oni licza sie w tysiacach). Moji obecni partnerzy w biznesie wiedza jak wiele mi zawdzieczaja jak tez ja niezwykle wysoko doceniam wszystko co oni dla mnie zrobili na przestrzeni lat.
Kiedy spogladam na perspektywe Polski to jestem bardzo wieloma rzeczmi rozczarowana. Nawet paroma rzeczami z nieodleglej przeszlosci. Nie jest latwo robic jakiekolwiek interesy w Polsce, nie dlatego ze nie ma zadnych perspektyw ale niekiedy raczej brak logicznego i czysto biznesowego myslenia. Czasami brak wiedzy, brak powazania innych. Kedys to Panu wytlumacze jak mi Pan da szanse, ale to wykracza poza ten blog. Prosze sie tylko tym co powiedzialam nie obrazic bo to sie nie odnosi do Pana (jedno pozostaje “constant”; Pan sam zreszta doskonale wie jak Pana szanuje i podziwiam za wszytko co robi i co osiagnal dzialajac w tych czasami trudnych warunkach ) ani tez nie odnosi sie do zadnych firm w Polsce ale raczej samej sytuacji.
Nie oznacza to tez ze sie wyzbylam polskosci. Tylko Ci ktorzy mnie tu dobrze znaja moga powiedziec ile slow Milosza i wielu innych jakze pozytywnych dzwiekow polskosci brzmi ciagle w mojej pamieci. Jakby to bylo faktycznie tylko za sciana albo nawet za szyba. Tego sie nie zapomina i nie pozbywa. To tak jak jezyk w ktorym ze swoboda moge zawsze sie wypowiedzic mimo ze niestety mowie nim tylko kilka razy do roku. Tak wiec aby nie przeksztalcic tej pieknej strony (ktora szczerze podziwiam i uwielbiam czytac) w jakas wymiane pogladow z dziedziny biznesu i nie zanudzac na smierc jej czytelnikow bede konczyc narazie.
Dorota
Pani Doroto,
Szanse zmieniają się bardzo szybko, wczoraj ich nie było, a dziś może być ich zbyt wiele. Choć nie zawsze, znam małżeństwo, w którym on jest naukowcem o tak wąskiej specjalności, że musiał do Stanów, a żona za nim. Miłosz napisał, że w Ameryce wszystko jest poniekąd nie naprawdę, a lata na emigracji spędził jakby za szybą. Wiem, wiem, Miłosz Miłoszem, a Ameryka Ameryką. Im dłużej w to wnikam, tym bardziej chciałoby mi się na emigrację, przecież takie gadanie to już nie sentymentalizm, to istna ckliwość.
Panie Wieslawie,
Ja tylko chcialabym dodac ze mnie jest tak samo jak tym ktorzy zostali w Polsce bardzo smutno, bo mam wrazenie ze to ta zagranica dala mi wiecej szans niz moja wlasna ojczyzna, chociaz szczerze mowiac wolalabym aby bylo odwrotnie. Przeciez w moim kraju powinnam miec wiecej mozliwosci aby odniesc sukces niz gdziekolwiek indziej. Czy nie jest to wszystko paradoksalne?
Dorota
Pani Doroto. Jak to miło, że rodacy odnoszą sukcesy. Z drugiej strony trochę smutno, może zwłaszcza dla tych, co zostali, że zawsze uciekało i ucieka tyle energii z Polski. Z Polski nie tak Polaków, co kawałka globu, któremu, jak się wydaje, urodzeni na nim są jednak coś dłużni. Ale może tak nie jest, ponadto takie przysmucanie zahacza trochę o pewien rodzaj niezbyt sympatycznego patriotyzmu. Jakby nie było, słuchy o sukcesach Polaków zagranicą brzmią zawsze trochę słodko, trochę gorzko. Chociażby właśnie dlatego, że nie odnieśli ich w kraju. Prześladuje mnie też pewna niepoprawna politycznie myśl, to w zasadzie wrażenie, pewna złośliwostka. Mianowicie, że jak Polacy odnoszą sukces zagranicą (w kraju postawionym cywilizacyjnie wyżej od Polski), to odnoszą go dla siebie i głównie dla tej zagranicy, ale jak obcokrajowcy (z kraju postawionego j/w) odnoszą sukces w Polsce, to robią to dla siebie i głównie dla tej właśnie zagranicy. Jestem świadom słabości takiego uogólnienia i uproszczenia, niemniej, niemniej.
Panie Wieslawie najciekawszymi wymiarami naszej rzeczywistosci sa czas i przestrzen. Sa to rowniez dwa wymiary ktore czlowiekowi najtrudniej zrozumiec i objac swoim umyslem. Nie umiemy sobie wyobrazic nieskonczonej przestrzeni jak tez nie umiemy sobie tak naprawde wyobarazic czasu. Nie wspominajac ze nie umiemy zrozumiec zaleznosci tych dwoch wymiarow czasu i przestrzeni. A wszystko od tych dwoch wymiarow zalezy. Wszystkie wydarzenia sa uzaleznione od czasu i miejsca w ktorym w danym czasie sie znajdujemy. Czy sie Pan kiedykolwiek nad tym zastanawial?
Teraz jezeli chodzi o akcent to nie ma znaczenia jaki ma sie akcent ale raczej co sie ma do powiedzenia. Tak mawiaja przynajmniej Amerykanie. Wszyscy tutaj mowia z jakims akcentem i skads sie wywodza (wlaczajac akcenty wewnetrzne nowojorski , poludniowy i wiele innych). Zachowanie wlasnego akcentu daje “advantage” a nie “disadvantage” jako ze ukazyje iz to jest Twoj drugi a nie pierwszy jezyk. Do tego jezeli mowisz dobrym angielskim i masz cos madrego do powiedzenia to wszyscy to wrecz uwielbiaja. Gorsze sa przypadki kiedy ktos mowi tylko pierwszym jezykiem (na domiar zlego bedacym jego jedynym, ktorego sie nauczyl) bez zadnego akcentu ale rowniez bez wiedzy (a takich niestety jest najwiecej). Slowa sa tylko przekaznikiem pewnej rzeczywistosci. Jezeli ktos nie zna jej to jego slowa beda martwe i wibrowaly w powietrzu puste bez zadnego znaczenia i przekazu opadaly na dno niezauwazone. Slowa bez wgledu na akcent i jezyk moga miec olbrzymia sile. Czasmi nie slowa ale wrecz jedno slowo moze zmienic w zyciu czlowieka niemal wszystko.
Tak wiec podazajac za watkiem czasu, przestrzeni i emigracji. Przemieszczanie sie w przestrzeni i wchodzenie z jednej rzeczywistosi w druga nie wymaga opuszczania kraju. Niektorzy migruja ze wsi do miasta inni z malego miasta do duzego a niektorzy aby sie spelnic wychodza poza granice wlasnego panstwa. To tak jak z tworcami. Bywa ze osoba swoim talentem przerasta otoczenie i jest niedostrzegana lub wykpiona. Tymczasem przechodzac w inna rzeczywistosc (w czasie lub przestrzeni) jest odkrywana. Tylko prawdziwy mistrz bedzie wiedzial jak nalezy malowac swiatlo aby stworzac najlepsze odbicie trojwymiarowej rzeczywistosci przelanej na plaski papier. Ale nawet najwieksze dzielo sztuki nie znajdzie zadnego uzanania u kogos kto sie na tym nie zna. Laik nie zauwazy swiatla na brylach nie wspominajac subtelnych odcieni swiatla zalamujacego sie na bardziej skomplikowanych przedmiotach. Tak samo jest ze wszytkimi dziedzinami zycia i sztuki w tym tanca, muzyki i slowa. Tylko ktos kto ma wiedze w danej dziedzinie moze cos trafnie ocenic. Niektore dziedziny sztuki aby mogly sie “elewowac” i rozwinac na duza skale potrzebuja wyzszego poziomy technologii, wolnego rynku, i komercjalizacji, ktorej tworcy nie maja w wlasnej ojczyznie. Wezmy na przylad film i reklame. Nie bede mowic o filmie bo kazdy wie. Tylko niewielu w Polsce rozumie dobrze mechanizmy reklamy. Jeden ze znakomitych tworcow reklamy amerykanskiej powiedzial kiedys: “Nikt nawet nie uswiadamia sobie tego ze kazda reklama jest dobra. Nawet zla (negatywna) reklama jest dobra. Bo jezeli ktos o tobie cos chce mowic to juz jest dobrze. Zwlaszcza ze niewielu ludzi chce tracic czas aby sie kims lub czyms interesowac“. Rozumieja to np znakomicie Amerykanie nawet bez zbednych slow. Nie rozumieja czasami Polacy tak wiec nic dziwnego ze ojcem amerykanskiej reklamy pisanej przez duze „A“ zostal wybitny Polak. Dlaczego? Przypuszczalnie nie mial wystarczajacej przestrzeni stworzonej w Polsce. Mam duzo do powiedzenia w tej dziedzinie ale to znow odbiegam od tematu.
Dla mnie emigracja kojarzy sie bardzo pozytywnie. Emigracja jedank w znaczeniu nie krotkotrwalej podrozy do danego kraju w celu zarobkowym i powrot do ojczyzny ale prawdziwe przeniesenie swego ciala i ducha i wtopienie sie w nowy system funkcjonowania. Nie wystarczy jedank przyjechac do danego kraju na kilka dni czy tygodni aby cos na jego temat wiedziec. To tak jak z innymi uczuciami ludzkimi: czasami mozna sie w czyms lub kims zakochac albo odwrotnie nie dostrzegac zadnego uroku ale dopiero proba czasu objawia prawde. Trzeba tam zyc pracowac miec rodzine i wielu przyjaciol, oddychac jego atmosfera. Poznac blizej kulture i sztuke, spostrzegac, ciagle sie uczyc czegos nowego. To jest tak jak z narodzinami nowego czlowieka, ktory przekracza pewne bariery. W chwili narodzenia jest zagubione, tuli sie i siega do najblizszych, do tych ktorych zna i ktorym ufa. To tylko na poczatku jest ogolocone a nie “na opak”. Najpierw jest wogole bardzo zawiedzione placze ze ktos je “wydarl” z tej lepszej znanej dla niego przestrzeni i wprowadza w nowy zimny, wielki swiat a przeciez przed narodzeniem bylo mu najlepiej, cieplo bezpiecznie i bez zmartwien bo ktos inny zadbal o wszystko i zabezpieczyl. Tak wiec na poczatku jest totalna utrata poczucia bezpieczenstwa, brak znajomosci tego nowego swiata, ktory w pierwszym momencie wydaje sie o wiele za duzy i nie do ogarniecia a potem rok za rokiem kurczy sie i staje sie coraz mniejszy. Kurczy sie swiat albo zmienia sie nasza perspektywa spojrzenia na ten swiat. To tak jak dziecko zaczynamy rosnac, dojrzewac, uczyc sie i rozumiec mechanizm tej nowej rzeczywistosci i po jakims czasie to on zaczyna pochlaniac nasze mysli, dzialania i nie przychodzi nam juz do glowy ze to jest nasz nowy swiat tylko ze to jest ten prawdziwy istniejacy, ktory kochamy, podziwiamy i w koncu sie z nim utozsamiamy. Swiadomie czy w podswiadomosci przechowujemy ten dawny swiat a moze nawet kilka innych swiatow. Wszedzie tam gdzie przebywalismy zostawiamy jakis slad i wracamy do kazdego miejsca z tesknota. Emigracja nie jest dla nikogo strata, jest tylko zyskiem, poniewaz ludziom pozostajacym w kraju z duzym nieodkrytym talentem nie dano by i tak szansy rozwoju, czasami z powodu zasciankowosci a czasami zwyklej ludzkiej zazdrosci, natomist Ci ktorzy wyjezdzaja bez talentu tez straty sila rzeczy nie przesparzaja. Ludzie ktorzy wyjechali i tworzyli na emigracji wniesli do polskiej kultury, sztuki czy nawet gospodarki rowniez duzo a nawet niektorzy wiecej od tych ktorzy nigdy kraju nie opuscili.
Swiat jest tak maly ze zaciera sie roznica czy mieszkamy w Krakowie i jedziemy odwiedzic rodzine w Gdansku czy mieszkamy w Nowym Yorku lub Singapore i lecimy do Polski. Lot miedzykontynentalny nie trwa dluzej niz jazda samochodem np. z Krakowa do Gdanska. Czesto bywa tak ze dopiero przebywajac na emigracji czesciej odwiedzamy naszych bliskich niz mieszkajac w tym samym kraju a czasami nawet w tym samym miescie.
Emigracja dla mnie to jedna wielka wspaniala przygoda w czasie ktorej nic nie stracilam a zyskalam caly swiat. Moze w moim przypadku jest tak bo kiedy emigrowalam nie mialam nic do stracenia. Wyjscie poza moje miasto i moj kraj bylo jak mocny podmoch wiatru ktory poniosl mnie bardzo wysoko. Dal mi skrzydla i rozwinal telenty i mozliwosci ktorych nie mialam w Polsce czy nawet Europie. Wczesnym rankiem wraz ze wschodem slonca siedzac w duzym pokoju konferencyjnym z rozciagajacym sie ponad 100mil widokiem okalajacym miasto i konczacym sie na piaskowych gorach, ktore w blasku slonca migaja niebiesko pomaranczowymi kolorami bardzo czesto wpominam moich pierwszych nauczycieli i tych ktorzy pierwsi we mnie wierzyli. Czasami zaluje ze nie mam szansy im to osobiscie powiedziec jak duzo im zawdzieczam. Nie mam szansy bo brakuje czasu, lub oni sa tym niezainteresowani a niektorzy by nierozumieli, inni byliby zazdrosni. Tak wiec wole nic nie mowic i tylko czasmi patrze z mojego duzego okna skierowanego na wschod na odlegly horyzont i wstajace jaskrawo slonce i mysle o tych wszystkich miejscach gdzie zostawilam slad i do ktorych wracam z tesknota. Wszystkie one sa na wschodzie ale za roznymi oceanami.
Nie zawsze spotkanie z samym soba musi byc ciekawe to tak samo jak rozmowa z samym soba nie zawsze jest inteligentna. Bardziej cenne sa spotkania z innymi. Niosa wiecej emocji i przede wszystkim wiecej wiedzy. Ja cenie sobie kazde spotkanie nawet to z malo interesujucymi ludzmi. Lubie sie spotykac z ludzmi bo wowczas ucze sie jak byc samemu interesujacym i zmienic swiat w bardziej interesujacy. Uwielbiam spotykac sie z osobami naturalnie interesujacymi a znam ich tak wielu.
Dorota
P.S. Przepraszam za brak znakow polskich i bledy. Traktujcie to jak obcy akcent w jezyku polskim ale nie posiadam ich w moim komputerze.
Sent from my BlackBerry® wireless handheld
Kiedy próbuję się „rozbierać do naga” często nawiedza mnie mała dziewczynka z domu pod lasem, z krzywo obciętą ciemną grzywką patrząca na mnie dużymi ufnymi piwnymi oczami. Ciągle jest taka sama, jaką ją pierwszy raz zapamiętałam, ale też i ufna tak samo i ciągle z wyciągniętymi do przytulenia rękami. Ja za każdym razem trochę inna, w innym miejscu i czasie zatrzymana. Ciepło sobie razem rozmawiamy, mogę się dziwić, pytać dlaczego, pokiwać głową nad swoją lub innych głupotą, pochwalić się czymś nowo zrozumianym, zatęsknić, zapłakać, przekonać się że źle zrobiłam kiedy nie posłuchałam, poczuć promienistą lekkość bez wymagań. Jej twarz się zmienia w trakcie razem przebywania i zawsze mnie z czymś nowym ale też i z tym samym zostawia.
Polak mieszkajacy za granica nie musi tracic.ja moge sie zaliczyc do szarych ludzi,ktorzy mysla i czuja .Niema roznicy czy zyjemy po tej stronie Baltyku czy po tamtej….Jednak bedac po jednej ze stron czujemy sie zubozeni o druga(jakby nam cos brakowalo).Probujemny te swiaty tlumaczyc,przekladac i porownywac wzajemnie .
Integracja Europy sprawia,ze nie czujemy sie emigrantami w tradycyjnym tego slowa znaczeniu(emigracja w Europie).Jednak kompleksy obywatela ze „Wschodu” ciagna sie za nami nadal. Mieszkajac w tym kraju poddalismy sie czesto dobrowolnie przemianom(nieraz bezwzglednym).I od nas zalezy za kogo sie uwazamy.Utrata tozsamosci jest czyms najgorszym ,co moze sie zdarzyc.Mamy mozliwosc wyboru,zalezy jednak od plastycznosci naszej natury,zdolnosci przystosowania sie do zycia i trudnosci w nowym kraju.Kazdy z nas ma inne koleje zycia,ktore dzialaja na nas tyle silnie aby wytwrzyc nowe cechy czlowieka.-„Trudno jest nieraz okreslic, jakim czlowiek jest sam przez sie,bo duzo rzeczy z zewnatrz przeksztalca go i zmienia; nie jest dokladnie tym,czym jest lub czym wydaje sie byc”.-La Bruyere. Spoleczenstwo „wysoko rozwiniete” jest ubogie duchem ,jakby bezdomne.Ludzie sa syci ,ubrani ,lecz bez plomienia ,ktory daje cieplo i energie.Dla innych zycie z dnia na dzien to umieranie.Wiec pozostaje nam na obczyznie szukac wzorow,inspiracji .Mamy mozliwosci angazowania sie wcos,pomagania innym siegania do wzorcow ,ktore zawsze wskazywaly czlowiekowi droge. Nasza emigracja wewnetrzna to zycie pomiedzy dwoma kulturami ,ktora ,zarowno utrudnia jak i wzbogaca je.Czlowiek
staje sie kims nowym ,niby inny . Nie dalam sie odzec emigracji z mej tozsamosci,korzeni i rodziny.Nie zabrala mi przyjaciol i dobrych znajomych.Z uplywem l mijajacych lat coraz mocniej dbalam aby sie nie poddac procesowi oddalania od wlasnego kraju.Duze znaczenie ma mozliwosc powrotu do kraju(otwarte granice).Gdy nadchodzi chwila ladawania samolotu w Warszawie wiemy juz jak bedzie wygladala nasza polska przygoda.Wspomnienia sa bardzo zywe i powracamy do przeszlosci,dokonujac porownan z nowa rzeczywistoscia.Lecz po pewnym czasie zaczynamy liczyc dni i godziny,ktore dziela nas do naszego domu TAM,dokladnie nie przekonani gdzie jest „nasz dom”. Szukamy swojego miejsca,chociaz nie zawsze „geograficznie” ,moze leazy „pomiedzy”?W nowym kraju spotkal nas przewrot w zyciu , leczwlasnie to przyczynilo sie, ze stajemy sie dojrzalsi,wyrozumialsi ,glebsi duchowo.Uprawiamy i udoskonalamu nasze wnetrze ,laczymy nasze wiezi rodzinne i przyjacielskie.Bo jak pisze J.I Kraszewski ,ze ,tam gdzie serce ucieka i lzy plyna ,tam nasza kraina.
To nie do końca tak jest – z tą stratą. Najprostszy przykład – Polonia w Stanach – ludzie, którzy próbują odbudować świat, który znają, próbują oswoić obcość przez postawienie makiety świata, który znają – stąd szkoły polskie, sklepy polskie, polskie kościoły, a w nich polskie nabożeństwa. Nie ma w tym nic dziwnego – w końcu potrzeba bezpieczeństwa to jedna z potrzeb fundamentalnych. Myślę, że w tym procesie nie ma czasu na kontemplację „golizny” – potrzeba jej zasłonienia jest tak silna, że nie starcza czasu, myśli ani pewności siebie na obnoszenie się z nią. W końcu na zafundowanie sobie zamierzonej bezbronności stać niewielu, i to tych silniejszych psychicznie.
Co do bycia osobą nie/interesującą – nie znam człowieka, który nie wierzy w swoją „interesującość”… no, naprawdę nie znam…. W końcu dlaczego lubimy mówić o sobie? Dlatego, że dla siebie jesteśmy i będziemy zawsze najciekawszym tematem:) To, ze uczestniczymy w coraz bardziej skomplikowanych procesach komunikacji, przybywa interaktywnych mediów – to wszystko jest odpowiedź na fakt, że każdy uważa się za osobę interesującą (mającą coś interesującego do powiedzenia, parającą się czymś interesującym… itp).
No tak… miało być o emigracji, a wyszło o człowieku. Czyli standard:)