27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Zdarza się człowiekowi coś, co go zasmuca, niekiedy podłamuje. Odkrywa, że kawałek świata, który – jak mu się wydawało – miał, jeśli już nie troszczyć się o niego, to, co najmniej uwzględniać go w swoich rachubach, nie robi tego. Innymi słowy, ten kawałek świata nie obdarza go względami. Dajmy na to wątroba, na którą liczył, zawodzi. Niezależnie od tego, czy ten powód do desperacji wziął się z czystego zbiegu okoliczności, czy też miał się zdarzyć, żeby nadać sens temu, co działo się wcześniej, zdesperowany odkrywa przy okazji swoją częściową władzę nad czymś, nad czym, wydawałoby się, nie można mieć władzy w ogóle. Zauważa mianowicie to, że być może jest coś takiego, jak sama w sobie nieodwracalność tego, co się zdarzyło. Zdesperowanego nie dotyczy to jednak do końca, bo póki czuje i myśli, może zmieniać swój stosunek do tego czegoś, wydawałoby się, nieodwracalnego i w tym sensie nie jest to dla niego nieodwracalne.
Nieodwracalność – która jeśli nie jest istotą faktów (dodajmy tautologicznie: realnych), to przynajmniej ich istotną cechą – ma wpływ na wnętrze człowieka, ale ono broni się swoimi sposobami przed bezwzględnością tego wpływu. Właśnie bezwzględność, brak uwzględniania lub uwzględnienia, jeszcze jedna cecha faktyczności, zasmuca chyba bardziej niż nieodwracalność. Ale dlaczego? Może dlatego, że bezwzględności ciężej nie brać do siebie ze względu na nieodłączny jej przekaz: z tej strony jesteś osamotniony.
Wiesław Żyznowski
W ofercie henldowaj są tzw sery twarde, zawierające głf3wnie olej palmowy. Tymczasem w tłuszczu mlekowym obecnych jest kilkanaście związkf3w o właściwościach antynowotworowych. Jednym z wielu jest witamina E. Masło zawiera mniej witaminy E niż oleje czy margaryny. Tylko, że obecne w tłuszczach roślinnych formy witaminy E nie sa aktywne w temp. ciała człowieka. Natomiast witamina E obecna w produktach zwierzęcych jest biologicznie aktywna.
Doszła nam zmora, która zarządza strapionym „zdesperowanym”. I warto się zastanowić, czy to częściowo nie ona wywołuje całą tę sytuację. Czy to nie ona jest zamieszana również w chorobę „wątroby”, w reakcje „zdesperowanego”. Może to „zmora” jest faktycznym problemem „zdesperowanego”? Bo jeśli „wątroba” jest chora i można ją leczyć, któż, komu na niej zależy nie podjąłby takiej próby i nie cieszył się z jej wyleczenia, a nawet nie godził się na częściową zmianę trybu życia?
Rodzi się jeszcze oczywiście pytanie, czy „zdesperowany” chce uwolnić się od „zmory” i jak ważna tak naprawdę jest dla niego „wątroba”? Zakładamy, że jest on istotą, która stawiane tu problemy przemyślała, i nie udaje, że ich nie dostrzega albo że nie ma na nie czasu, wręcz przeciwnie jest świadom swoich wyborów.
Pisząc wcześniej i teraz o „zdesperowanym” i „wątrobie” używam tych słów (w cudzysłowie) jako skrótów myślowych nawiązujących do przykładów zaproponowanych w podstawowym tekście przez Wiesława. O wątrobie jako organie, piszę tylko wówczas, gdy nie daję tego wyrazu w cudzysłów.
Komentując Krystynę i trochę jeszcze Ulę, myślę, że strapienie, którym można „zarządzać” nie jest jeszcze strapieniem z prawdziwego znaczenia, tylko dopiero przyczynkiem do niego. Ze strapieniem czy bólem naprawdę egzystencjonalnym jest tak, że to już ono zarządza strapionym i jest to jego istotą. Zmora taka pokonała już wszelkie blokady, rządzi i robi co chce .
Powyzsze teksty na temat „chorego z depresja” i „niedomagajaca watroba” oraz rozne mozliwosci zastosowania leczenia zainspirowaly i mnie,lecz:”Istnieja choroby,ktore tylko przez posrednictwo ducha daja sie wyleczyc”-Platon
Zakladamy ze, chory nie stracil jeszcze jasnosci widzenia,myslenia i czucia. Nie ogarnela go jeszcze desperacja wdzierajaca sie jak kornlk w zakamarki jego duszy.Niektorzy zdrowi trapia sie czesto pozorami choroby wiecej niz niektorzy chorzy choroba rzeczywista.Cierpienie w duzej mierze moze zalezec tez od usposobienia.Kazdy z nas odczuwa bol na swoj sposob,lecz w koncowym efekcie uswiadamiamy,analizujemy i szukamy jego przyczyn.Fakt ,ze coraz lepiej uswiadamiamy sobie bol,sprawia ,ze mamy dosc sily by stawic mu czolo.Nie zapomnijmy tutaj ze,:”Lekarstwo bywa gorsze od choroby.Mozna wyleczyc chorobe,ale zabic pacjenta”.-Fracis Bacon
Jezeli chory ma zdolnosc myslenia ,czucia i tym samym decydowania o swoim stanie zdrowia i metodzie leczenia warto przytoczyc aforyzm Nietzschego: „Jesli czlowiek sie tylko nad czyms glebiej zastanowi,to rychlo odkrywa,ze nie ma racji”.Metoda leczenia ,zdawaloby sie jest bardzo wazna ale ,: „czlowiek postepuje rozsadnie wtedy i tylko wtedy gdy wszelkie inne mozliwosci zostaly wyczerpane”.-tzw.prawo Murphyego
czy rzeczywiscie ani w nauce , ani w zyciu nie ma wiele absolutnie jednoznacznych prawd ?
Jednak najwazniejszym by bylo uwierzyc w cos ,czego moc bylaby uzdrawiajaca., bo bol moze stracic swa szkodliwa moc i stanie sie gleba dlA ZDROWIA.W kazdej sytuacji jestesmy odpowiedzialni za nasze mysli,uczucia,zachowania ,wybory. To co stanie sie potem,zalezy”od nas i naszych okolicznosci”.
Osobiscie mam duze zaufanie do medycyny alternatywnej („oswieceniowo racjonalne”).
Pewnie w idealnym świecie wypełnionym odważnymi, mądrymi ludźmi sytuacja godzenia się z własną słabością jest na porządku dziennym – przechodzona z godnością i wsparciem bliskich. W praktyce chyba raczej rzadko takie reakcje się zdarzają, a szok i ból jest normalną reakcją na bezwzględność realu, zaraz po wszelkich próbach wypierania ze świadomości tego, ze coś jest nie w porządku i niereagowania dającego poczucie bezpieczeństwa – bo zatrzymującego czas. A im mocniej świat daje nam znać, ze coś jest nie w porządku, tym mocniej – bywa – zasklepiamy się w sobie, zamykamy. Jako mała dziewczynka zawsze, gdy nabroiłam, od razu czułam się zmęczona i szłam spać. Sen właściwie nie przychodził, był tylko sposobem na przeczekanie kryzysu. Normalny mechanizm. Przeczekać, aż będzie lepiej. W sumie to nawet optymistyczny…
Niech żyje oświeceniowa wiara w przewagę rozumu nad emocjami. Powyżej pewnego poziomu zrozumienia i racjonalistycznego podejścia, na swoją watrobę nie można się obrazić i nie pozostaje nic innego niż jakaś terapia. Niektórzy jednak odrzucają lekarzy i szpitale, bo na przykład nie mogą pogodzić się z życiem z chorą wątrobą. Nie jest to może oświeceniowo racjonalne, ale jest zrozumiałe.Zresztą odrzucając konsekwentnie lekarzy i szpitale nie mieli szansy dowiedzieć się o pogarszających się wynikach.
Weźmy pod uwagę tego „zdesperowanego”, „osamotnionego” i jego „wątrobę”. Zawsze się dziwiłam, dlaczego ludzie stają przed faktem np. nieuleczalnie chorej watroby, podczas gdy przeważnie przez kilka lat wcześniej czuja objawy nieprawidłowości jej funkcjonowania. Ona już w pierwszym stadium choroby daje o sobie znać, mamy potwierdzenie w gorszych wynikach. Co sprawia, że bez reakcji czekamy na wyrok śmierci, a kiedy go dostajemy, niby zaczynamy walczyć, ale przeważnie wiemy, że już nie o życie, tylko ze śmiercią. Dlaczego nie wolimy przyznać się przed sobą i bliskimi o chorobie, uznać swoją słabość i podjąć walkę? Podobnie z walką „zdesperowanego” i jego zawodzącej „wątroby”, chyba że on sam przywróci jej możliwość ozdrowienia, co w przypadku desperacji jest jak najbardziej możliwe. Wystarczy sobie wyobrazić, że ta „wątroba” naprawdę odchodzi, umiera i na wzór przezyć związanych z odejściem naszych najbliższych, uzmysłowić sobie co wtenczas przeżywamy, czego dotykamy i jak tego kogoś wspominamy, jak żałujemy, że tyle nie wypowiedzieliśmy, nie dokochaliśmy, nie zrozumieliśmy. Szczęsliwy niech będzie ten, którego „wątroba” dobitniej, realniej sygnalizuje, że jest chora i może zacząć zawodzić – dana mu jest większa szansa na własne ozdrowienie.
Jednak między kawałkiem świata a całym światem jest różnica. Kawałek od podatków spisuje się w opisanym tu aspekcie znakomicie, bo i troszczy się o podatnika, każąc pracować mu średnio pół roku na siebie i swych mocodawców, oraz uwzględnia go w swych rachubach, szacując swoje wpływy i – jeśli są za niskie – podnosząc podatki.
„Odkrywa, że kawałek świata, który, jak mu się wydawało, miał, jeśli już nie troszczyć się o niego, to, co najmniej uwzględniać go w swoich rachubach, nie robi tego.”
Jeśli myślisz, że cały świat o tobie nie pamięta, spróbuj przestać płacić podatki…