27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Starożytną grecką moirę można rozumieć jako „przeznaczenie”, jednak jest to nieprecyzyjne. Zdaniem Adama Krokiewicza w przypadku moiry chodzi o „przydzieloną (ale czy to znaczy: przeznaczoną?) człowiekowi część życia. Innymi słowy, dola to przydzielona człowiekowi część rzeczywistości ”. Słowo to zasługuje na uwydatnienie choćby dlatego, że można je rozumieć nieco inaczej niż „przeznaczenie, fatum, los”.
Jeśli czytasz te słowa, to znaczy, że żyjesz na tym świecie ze swoją dolą. Zostałeś znacząco obdarowany przez rodziców – to na pewno, i jeszcze przez kogoś lub przez coś. Jak tylko umiesz, ciesz się swoją dolą, bo będziesz miał dolę taką, jaką będziesz miał, nie lepszą.
Przy okazji skręcę z uliczki pseudometafizycznej w pseudojęzykową , zauważając, że koliste stwierdzenie: „będziesz miał dolę taką, jaką będziesz miał” niekoniecznie jest pleonazmem. Mam wrażenie, że w swym znaczeniu nie wyklucza ono wpływu człowieka-podmiotu na to, co go dotyczy, przynajmniej dopóty, dopóki mówienie o doli wyraża się słowami „taką, jaką”, a nie „taką, którą”. A do czegóż możemy się przykleić pewniej niż do języka, no i może jeszcze do swego ciała?
Chcąc nie chcąc, każdy z nas odnosi się ciągle do swojej moiry – nie tylko w języku, ale i w całym życiu – dlatego właśnie, że mają nad nami przewagę, są zawsze o co najmniej pół kroku do przodu, ona i darczyńca, który się z nią pojawił; kimkolwiek lub czymkolwiek nie są. Jeśli wierzymy, że mają nad nami przewagę, i to całkowitą, dola staje się podmiotem „takim, który”; jeśli nie wierzymy i po temu czynimy, nasza dola jest „taka, jaka”, my zaś „tacy, którzy”.
Generalnie możesz poddawać się temu, co zastałeś, próbować to zmieniać lub próbować to wyrażać. Jak cię znam, robisz wszystkiego po trochę. Przecież czasem delektujesz się tym, co naokoło ciebie, i ani piśniesz. A już przez cały czas, jak tego nie robisz, a na dodatek nie śpisz i – nie daj Boże – nie oglądasz serialu, to próbujesz coś zmienić na lepsze: działając, co zresztą skutkuje różnie. Wyrażasz się też bardzo dużo, chociażby kiedy coś mówisz, na dodatek nie chciałbyś na tym poprzestawać.
Wyraź się, proszę, w komentarzu „takim, który…”
Wiesław Żyznowski
Czasami zdarza sie, ze nie jest nam dane przetanczyc do konca swojej milosci z “tym, ktory” jest jej przedmiotem i wowczas mamy do czynienia z cierpieniem pieknie opisanym przez tego znakomitego poete:
AIN’T NO CURE FOR LOVE
„I loved you for a long long time. I know this love is
real. It don’t matter how it all went wrong. That
don’t change the way I feel. And I can’t believe that
time can heal this wound I’m speaking of – There
ain’t no cure, there ain’t cure, there aint’t no cure
for love.
I’m aching for you baby. I can’t pretend I’m not. I
need to see you naked in your body and your
thought. I’ve got you like a habit and I’ll never get
enough – There ain’t no cure, there ain’t cure,
there aint’t no cure for love.
All the rockets ships are climbing through the sky,
the holy books are open wide, the doctors work-
ing day and night, but they’ ll never ever find that
cure for love – there ain’t no drink, no drug –
there is nothing pure enough to be a cure for love.
I see you in the subway and I see you on the bus. I
see you lying down with me and I see you waking
up. I see your hand, I see your hair, your bracelets
and your brush. And I call you, I call you, but
I do not call soft enough –There ain’t no cure,
there ain’t cure, there aint’t no cure for love.
I walked into this empty church – I had no place
else to go – when the sweetest voice I ever heard
came whispering to my soul. I don’t need to be
forgiven for loving you so much. It’s written in the
scriptures, it’s written in blood. I even heard
the angels declare it from above – There ain’t
no cure, there ain’t cure, there aint’t no cure for love”.
LEONARD COHEN
To co napisal poeta o niespelnionej milosci. Natomiast w realnym zyciu, to ja jednak bardziej jestem sklonna uwierzyc w trwalosc milosci ludzi industrialnych (lub tego typu) o scislych umyslach i solidnych zasadach moralnych niz uwierzyc w ulotna milosc poetow czy spiewakow.
W tej wymianie handlowej w zamian za wszystko to co jest wymagane od mezczyzny (jak powyzej), kobiety sa przygotowane wypowiedziec swoje zbawienne TAK.
Paradoksalnie wypowiedzenie „Tak“ nie jest lekiem na wszelkie zlo a wrecz przeciwnie. Caly czas musimy troszczyc sie tak samo o „Tego, ktorego“ wybralismy w naszym zyciu, aby pozostawal „Taki, ktory“ a nie „Taki jaki“ jest. Niekiedy jest to lekka praca ale czasami bardzo ciezka z malymi rezultatami, ale zawsze warta wysilku.
Oto jak ten paradoks rzeczywistosci z punktu widzenia mezczyzny opisal w jednym ze swoich najpiekniejszych wierszy Lonard Cohen
DANCE ME TO THE END OF LOVE
“Dance me to your beauty
with a burning violin
dance me through the panic
till I’m gathered safely in
Lift me like an olive branch
and be my homeward dove
Dance me to the end of love.
Let me see your beauty
when the witnesses are gone
Let me feel you moving
like they do in Babilon
Show me slowly what I only
know the limits of
Dance me to the end of love.
Dance me to the wedding now
dance me on and on
Dance me very tenderly and
dance me very long
We’re both of us beneath our love
we’re both of us above
Dance me to the end of love.
Dance me to the children
who are asking to be born
Dance me through the curtains
that our kisses have outworn
Raise a tent of shelter now
though every thread is torn
Dance me to the end of love
Dance me to your beauty
with a burning violin
Dance me through the panic
till I ‘am gathered safely in
Touch me with your naked hand
touch me with your glove
Dance me to the end of love”.
Nie moge w to uwierzyc, ze nikt jednak nie zdecydowal sie odpwiedziec wprost i bez wykretow na najwazniejsze pytanie z wpisu glownego postawione przez Wieslawa:”TAKI, KTORY”.
Przyznam sie szczerze myslalam, ze piora pisarskie pisarek sie rozpala glownie na ten temat.
Z tego co udalo mi sie zrozumiec, podsumowujac szczatkowe informacje przekazane w wielu niezaleznych rozbitych na fragmenty informacjach, kobiety potrzebuja glownie mezczyzne: „TAKI, KTORY” potrafi sie poswiecic dla swojej damy serca TAK JAK TEN opisany w poemacie L. Cohena I’AM YOUR MAN.
I’M YOUR MAN (By L. Cohen)
„If you want a lover
I’ll do anything you ask me to
If you want another kind of love
I’ll wear a mask for you
If you want a partner
take my hand, or
if you want to strike me
down in anger
here I stand
I’m your Man
If you want a boxer
I will step into the ring for you
If you want a doctor
I’ll examine every inch of you
If you want a driver
climb inside
or if you want to take me
for a ride
you know you can
I’m your Man.
The moon’s too bright
the chains too tight
the beast won’t go to sleep
I’ve been running through
these promises to you
that I made and I could not keep
But a men never got a woman back
not by begging on his knees
or I’d crawl to you baby
and I’d fall at your feet,
and I’d howl at your beauty
like a dog in heat
and I’d claw at your heart
and I’d tear at your sheet
I’d say please
I’m your Man
If you want got to sleep a moment on the road
I will steer for you
If you want a father
for your child
or only want to walk
with me a while
across the sand
I’m your Man.”
@ Pani Ula
Istnienie dobrej woli eliminuje niewole. Jezeli cos wykonujemy z pasja i zaangazowaniem to wowczas nikt nas nie musi do niczego przymuszac. Jezeli potrafimy sami wyprzedzic czyjes mysli i zrobic cos dobrowolnie to wowczas tworzymy dobra dole w ktorej jest wiecej radosci i przyjemnosci. Egoizm, Egotyzm i Egocentryzm zaprzecza Dobrowolnosci i jest przyczyna poczucia Zniewolenia.
Jednak to co jedni postrzegaja jako Niewole inni przyjmuja z pokora i traktuja jako Wyzwolenie. Tak wiec jest to kwestia wlasnych preferencji i percepcji otaczajacego nas swiata.
Natomiast efekty naszego dzialania i wysilku beda zawsze znacznie lepsze jezeli przed kazda decyzja rozpoczecia biegu znamy jego: PRZYCZYNE, KIERUNEK, & CEL. Nie warto tylko “GDZIES pedzic, COS gonic, uwijac sie jak w ukropie, gory przenosic”.
Miara sukcesu kazdego przedsiewziecia jest umiejetnosc trafnego okreslenia przyczyny, kierunku i celu swojego wysilku. Korelacja tych trzech zalozen jest krytyczna. Jezeli np. znamy cel ale nie znamy kierunku do celu to raczej go nie osiagniemy. Znamy mniej wiecej kierunek ale nie znamy celu to raczej szkoda biec czy nawet pedzic, bo tak czy inaczej tam nie dojdziemy. Brak znajomosci przyczyny wlasnego wysilku wyklucza mozliwosc osigniecia przyjemnosci z rezultatow.
Jezeli robimy cos co nie ma wartosci dla nas samych ani dla innych, zarowno doraznie jak tez w dlugiej perspektywie to oczywiscie lepiej nic nie robic.
– oj dolo nasza dolo 😉
Do Wiesława
Zgadzam się z Tobą, że dola nie jest tym, co otrzymujemy w całości i z góry – nie w tę stronę szło moje myslenie. Zastanowiło mnie, czy i w jakim stopniu otrzymywany talent i intelekt ma wpływ na naszą wolę (a pośrednio dolę), bądź nie-wolę (ale się złożyło słowo: nie-wola [brak woli] to rzeczywiście jest pewien rodzaj niewoli).
Ciekawie ująłeś dzianie się tego czegoś, czym jest dola: „dola jest tym, co się nam czy przed nami rozwija, układa, snuje”. Tak, dola spokojnie się snuje jak kula ziemska spokojnie jednostajnie kręci się wokół własnej osi okrążając Słońce, niezależnie od naszego poczucia, że gdzieś pędzimy, coś gonimy, że się uwijamy jak w ukropie, że góry przenosimy, itd.
@ Wiesław
„Chwała bądź wiecznej wiośnie życia,
która stworzyła dobro wszelkie:
bytom najmniejszym powstać dano,
jedynie forma ich przemija.
Przez lat miliony życie kwitnie
i nieustannie pnie się w górę,
światy mijają i powstają,
z gatunków się gatunki rodzą.
Któryś jest kwiatem wiosny życia,
wstąp w jego radość ty, co żyjesz,
aby korzystać w ludzkim kształcie,
na cześć Wieczności, z toku czasu.
Wstąp w nieprzerwany trud Wieczności,
swobodnie wdychaj wieczny dzień.”
Do Uli. Wydaje mi się, że choć „nie mamy niczego, czego byśmy nie otrzymali” dola nie jest tym, co otrzymujemy w całości, zwłaszcza co otrzymujemy w całości i z góry, tylko tym, co się się nam czy przed nami rowija, układa, snuje. I im bardziej mamy wpływ na to snucie dzięki naszej woli, tym bardziej ona jest taka, która, a nie taka, jaka.
@ Punia
People who care for others are the most severe judges for themselves. Everybody who has discovered confession knows it is better then silence in creating peace, but art is the best in healing our Souls lost in this big world. I hope we will see more of the great art on this blog (specially with such inspiring main comment from Wieslaw).
GIFT (By L. Cohen)
“You tell me that silence
Is nearer to peace than poems
But if for my gift
I brought you my silence
You would say
This is not silence
This is another poem
And you would hand it back to me”.
@ Krakus
Pisząc do Pani nie myślę o „przebaczeniu komuś” . Jeżeli czytamy „piszcie proszę do siebie…” – co można odpowiedzieć?
Nic?
Piszemy przez chwilę na blogu gospodarzy, czy tylko tyle możemy przeczytać;
musimy poprosić o pisanie – nie tylko o sobie, lub wymienieniu Wielkich tego świat dla podkreślenia
– i tak nie macie racji.
Może słowo Przebaczam samemu sobie będzie odpowiedzią.
PS. Urodziny to najpiękniejszy dzień w Naszej Dobrej Doli.
Życzę aby Pani promieniowała na innych dobrocią i mądrością przez kolejne lata i nawet Ci odporni, aby się poddali:)
Dopiero dzisiaj zauwazylam, ze wpis glowny Wieslawa, akurat tak sie zlozylo byl w dniu moich urodzin tj 22 kwietnia. Nie to zebym konkurowala z Tadeuszem Mazowieckim w uhonorowaniu jak tez wiem, ze to jest czysty przypdek, ale chce Wam zdradzic tajemnice, ze cyfra 22 jest bardzo wazna i symboliczna w moim zyciu. 22 lata miala moja mama jak ja sie urodzilam. Bacia Catherine jest starsza od mojej mamy o dokladnie 22 lata, firma z ktora od wielu lat jestem polaczona wieloma mocnymi niciami ma w numerze rejestracyjnym moja pelna date urodzenia rozpoczynajaca sie od 2204 oraz numer mojego przydzielonego fragmentu “moiré” 11. Mam jeszcze wiele innych waznych spraw, ktore oscyluja wokol cyfry 22.
I jak tu nie wierzyc w teorie amerykanskich filozofow na temat matematycznych wyliczen naszego przeznaczenia przez wyzsza Inteligencje.
@ Punia,
Bardzo chetnie przebacze wszystko, tylko musze najpiew wiedziec co i komu mam przebaczac. Nie mam zadnych znanych mi wrogow, jak tez nikt nie wyrzadzil mi zadnej krzywdy w moim zyciu. Niektore zdarzenia z przeszlosci, ktore pozornie wydawaly sie byc dla mnie niekorzystne z uplywem czasu zawsze zamienialy sie w czyste blogoslawienstwo.
Moja Karma jest znakomita i to pozwala mi zachowywac ciagly wewnetrzny spokoj wraz z radosnym spojrzeniem na swiat.
@ Krakus
Przebaczyć – to odzyskać wewnętrzny spokój
Wczoraj skupiajac sie na „niepamietaniu” przeczyalam 97 stron z ksiazki Leonarda Cohena pt ” Stranger Music” – Selected Poems and Songs.
Oto jeden, ktory mnie rozbawil do lez:
„ALL THERE IS TO KNOW ABOUT ADOLPH EICHMANN
EYES: ………………………………………………………………Medium
HAIR:………………………………………………………………Medium
WEIGHT:………………………………………………………….Medium
HEIGHT:…………………………………………………………..Medium
DISTINGUISHING FEATURES:…………………………None
NUMBER OF FINGERS:……………………………………Ten
NUMBER OF TOES:………………………………………….Ten
INTELLIGENCE:…………………………………………………Medium
What did you expect?
Talons?
Oversize incisors?
Green saliva?
Madness? „
@ Punia,
Tym razem Puniu nie zgadlas. Slowo „Niepamietanie“ – to jest poddawanie sie zastanej rzeczywistosci, ktorej zmienic nie mozna, ale jedynie zapomniec. To tak samo jak z cechami charakteru czlowieka, ktore sa wrodzone. Nie mozna powiedziec, ze wybaczamy komus np. glupote, egoizm, egocentryzm etc. ale raczej staramy sie niepamietac. Odkryciem natomiast jest to ze niepamietanie jest duzo wieksza sztuka niz pamietanie.
@ Ula
Ciekawy komentarz.
Wszystko to co jest obiektywnie pozytywne oraz sluzy nam i innym dobrze jest dobrem.
Akurat tak się złożyło, że wpis Wiesława o doli – „przydzielonej człowiekowi części rzeczywistości” zbiegł się z uhonorowaniem Tadeusza Mazowieckiego, prawego człowieka, który wpisał się nieocenionym darem w naszą dolę.
Jak wszyscy zapewne wiedzą, został on człowiekiem 20-lecia „Gazety Wyborczej” „za zbudowanie fundamentów wolnej Polski, za dawanie świadectwa wartościom demokratycznym, chrześcijańskim i europejskim, za siłę konsekwencji i spokój odwagi”.
Jeden z niewielu autorytetów tamtego okresu, który się nie zdewaluował, który kiedy się go słucha albo o nim czyta, sprawia że przechodzą przez człowieka dreszcze.
Ze wzruszeniem i przejęciem przeczytałam laudację na jego cześć autorstwa prof. Barbary Skargi, która między innymi wspomina dzień, w którym został on premierem: „W następnych latach wielu takich nowo mianowanych widziałam, jak się cieszyli, jakiej wielkiej satysfakcji dawali wyraz, a pan od radości był daleko, przeciwnie, zrobiło się panu słabo i przerwał pan na chwilę obrady. To był znak, jak głęboko był pan świadom straszliwej odpowiedzialności, która na pana barki została rzucona, i że wiedział pan, jak niezmiernie trudno jest rozhuśtanemu w politycznych zmaganiach społeczeństwu narzucić więzy demokratycznych reguł i skierować jego wysiłki w jedną stronę, to jest w stronę dobra kraju.”.
On sam wypowiedział się, że: „ta wspólna Europa to jest cud. A jeżeli mówimy o naszym polskim cudzie, to mamy cud w cudzie. […] co by było, gdyby Polska, odzyskawszy wolność, wracała do innej Europy, skłóconej. Jakie straszne problemy by przed nami stały.”
Nasze dzieci już się nad tym nie zastanawiają, i dobrze, ale my nie możemy dopuścić, żeby się nie zastanawiały, co znaczy być człowiekiem prawym.
Prof. B. Skarga: „Warto więc wrócić do tego pojęcia, choćby dlatego, że wnosi nas na etyczne szczyty. Albowiem prawość, jak już pisał Arystoteles, jest czymś lepszym od bezinteresowności, uczciwości i sprawiedliwości i stoi od nich wyżej, jako że pozwala na korekturę sprawiedliwości ustanowionej, która nieraz błądzi. […] Inaczej mówiąc, artykuły prawne niepozbawione są błędów, stąd człowiekiem prawym jest tylko ten sprawiedliwy, który „nie obstaje uparcie przy swoim prawie na niekorzyść drugiego, lecz pozwala się ukrócić, nawet wtedy, gdy ma prawo po swojej stronie” („Etyka nikomachejska”, ks.V 1138a)”.
Jestem też pod wrażeniem pierwszych słów laudacji:
„Laudatio to pochwała. Przyznam się, że pochwał nie lubię. Jak to już kiedyś Erazm z Rotterdamu powiedział, pozbawiona słusznych podstaw pochwała nie budzi zaufania, nawet gdy jest szczera. Natomiast taka, która mocne podstawy posiada, choćby znajdowała wielu zwolenników, staje się zbędna. Po co bowiem chwalić kogoś, o kim dobrze wiemy, że żaden chwalca nie potrafi oddać miary jego zasług, że jakby się pięknie o nim nie mówiło, żadne słowa jego godności nie opiszą, że trzeba nie słów, które tylko zniecierpliwienie budzą, ale prawdziwego zrozumienia dla jego czynów i postawy, a te każą nam po prostu pochylić czoła.”
@ Krakus
Niepamiętanie – to przebaczenie
@ Glover
– no już dobrze, potem mamusia kupi traktorek z przyczepką
Synek do taty:
– Kiedy, już czy potem?
@ Punia,
Znow Tobie w udziale przypadla jedna z najinteligentniejszych i najbardziej pobudzajacych sugestii nowego nurtu, ktorego zrozumienie szczesliwie mnie sie przytrafilo: “Zniewolony Umysl” (“The Captive Mind”).
Pozwol mi jednak odetchnac od ciezaru Ziemi. Ona mnie przygniata, pozbawia tlenu, zmusza do bezpamietania i bezmyslenia.
Tak wiec w otwartych przestrzeniach nieba, gor i oceanu bede dzisiaj zajmowac jak umie najlepiej niepamietaniem.
@ Wiesławie
Bardzo dziękuję, myślę że wszyscy zrozumieli
do Doroty i Puni
Drogie Panie,
Żeby tak szlachetnych osób nie pobudzać swoją osobą do krytykanctwa, proponuję:
Wy piszcie swoje, a ja będę pisać swoje.
Próbowałam zrobić to bezszelestnie (nie reagując), spełniając też prośbę Wiesława o „wpisy, które”, ale bezszelestny sposób, jak widać, nie sprawdza sie w naszym wydaniu.
Wy piszcie z perspektywy swego wyobrażenia o pięknym świecie, ja będę pisać z perspektywy swego wyobrażenia. Stanowicie świetny duet, rozumiecie się, piszcie proszę do siebie i do innych oczywiście.
A o czytelników bądźmy spokojne, myślę że oni sobie świetnie radzą z interpretacją tego, co czytają..
Liczę na Wasze zrozumienie.
@ Glover
„Przyznaję się do wdzięczności i podziwu,
Ponieważ brak powodu, żeby wstydzić się szlachetnych uczuć”
O NIEROWNOSCI LUDZI ,
Czeslaw Milosz
„To nieprawda, ze jestesmy mieso,
ktore przez chwile gada, rusza sie, pozada.
Mylne sa plaze z mrowiem obnazonych cial
I tlumy na ruchomych schodach.
Na szczescie nie wiemy, kim jest ten czlowiek obok.
Moze byc bohaterem, swietym, geniuszem.
Poniewaz rownosc ludzi jest urojeniem
I klamia tablice statystyk.
Na mojej wlasnej potrzebie uwielbienia
Opieram przekonanie o codzien odnawianej hierarchii.
Stapam po ziemi chroniacej wybrane popioly,
Choc nie beda trwac dluzej niz popioly innych.
Przyznaje sie do wdziecznosci i podziwu,
Poniewaz brak powodu, zeby wstydzic sie szlachetnych uczuc.
Obym okazal sie godny wysokiej kompaniji,
I szedl z nimi, niosac pole krolewskiego plaszcza.”
Pani Ulu, nie wiemy co Pani chce udowodnic czytelnikom. Prosze ich tak nisko nie oceniac. Jezeli wystepuje spojnosc mysli to oni sami ja wychwyca, nawet jezeli Pani nie podpisze sie pod swoim komentarzem imieniem, ale pseudonimem.
Ja osobiscie posiadajac wolnosc slowa oraz mozliwosc wyborow nie wstydze sie zadnych szlachetnych uczuc. Natomiast raczej wszystkich negatywnych: egoizmu, egocentryzmu, egotyzmu, nienawisci, lenistwa, agresji, beznadzieji, bezwiary i mozna wymienic cala liste innych ciagnacych nas w glab dusznej Ziemi.
-Synku, czy zjadłeś dziś cukierka?
Synek na to:
– nie wiesz tego.
„Generalnie możesz poddawać się temu, co zastałeś, próbować to zmienić, lub próbować to wyrażać. Jak cię znam , robisz wszystkiego po trochę.”
Egocentryzm, Egotyzm – zastanawiam się drogi Czytelniku, czy jest wrodzony, nabyty, uleczalny, czy można powiedzieć temu Dość?
Wyczuwam w głębi słów, że jednak to nie takie proste.
A może patrząc ponad piękno błękitnego nieba mamy „Zniewolony Umysł”
Pozwoli Pani, JJ, Krakusie, Doroto, Stranger, Eurydyce, D&J, Zagubiony Stranger, Socrates Cafe for Passionate Heart, Złośliwcu Mędrku, Malozdolny Ocenzurowany, Malosamolubny O. itd., że pozostanę przy pisaniu w liczbie pojedynczej i na dodatek pod jedną osobą, nie wstydzę się swoich wypowiedzi, nie mam też rozdrobnienia jaźni, a nasi bliscy może nie mieliby ochoty czytać o wspólnych prywatnych przeżyciach na blogu (czy o tym Pani nie pomyślała?).
Chciałabym wrócić jeszcze do wpisu głównego.
Co sprawia, że nasza dola „staje się podmiotem „takim, który” ” albo pozostaje „ „taka, jaka”, my zaś „tacy, którzy” ”; czy to tylko kwestia wiary bądź niewiary?
Czy szeroko pojęty talent, intelekt, o których mówi się, że dostajemy je od Boga lub innego darczyńcy, to także elementy doli, dostajemy je od tego samego darczyńcy wraz z dolą? Jeśli tak (zakładając, że dolę otrzymujemy w darze od jakiegoś darczyńcy), to może od początku dana jest nam albo dola „taka, która” albo dola „taka, która” z potencjałem stania się „taką, jaką”, my zaś dowiadujemy się tego wraz z upływem czasu.
Wtenczas wynikałoby, że nadrzędnie wszystkie dole są „takimi, które”, ponieważ potencjał czynienia tak, aby nasza dola była „taka, jaka”, a my „tacy, którzy” również otrzymujemy w darze razem z dolą albo nie otrzymujemy go.
„Kiedy ogladam…., slucham…., ogladam…, czytam…., uwalniam sie…., czuje przemozna lekkosc i nie mam watpliwosci jak ja sie osiaga”.
Wg mojego uznania to wszystko jest powiedziane w liczbie pojedynczej bez zadnej interakcji z otoczeniem. Dla mnie to raczej wyglada jak nuda przyprawiajaca o depresje a nie lekkosc. A moze tylko moja polszczyzna taka niepoprawna.
Jedno jest pewne tancerze baletowi czy nawet egzotyczni wagi piorkowej nie zaciaza na mnie ani o „lekkosc” przyprawia.
do krakusa
„Teraz ma to dużo większy sens”, ponieważ zrozumiała Pani, co chciałam przekazać oraz to, że dar nie musi równać sie prezent, a życia nie pakuje się w ozdobny papier z kolorowymi wstążkami.
do jjpp
Jak widzisz jjpp, taka już nasza dola z tą dyscypliną myślową.
Ja niestety też się jej nie trzymam.
Ciekawe dokąd byśmy doszli wysnuwając wnioski typu (pomijamy całkowicie, że komentuje się wyrwany z kontekstu wątek a nie myśl przewodnią czyjejś wypowiedzi):
Ponieważ dostrzegasz wirtuozerię lekkości wyrazu wspaniałej tancerki (której nie sposób nie dojrzeć), to w takim razie jesteś widzem samotnie oglądającym pokaz baletowy, który jest wydarzeniem czy przeżyciem mogącym lub nie mogącym wpłynąć na twoją lekkość, nie potrafisz też upajać się tańcem z ukochanym, itd.
???????????????????????????????
A ta „lekkość dla siebie samej”?
Nie ma czegoś takiego. Jeśli czujesz lekkość, to automatycznie wszyscy dookoła też ją czują, bardziej lub mniej.
Prościej: jeśli tancerka jest lżejsza o 5 kg, to partner tez to czuje.
Dary. „Dzielenie sie” a „przekazywanie” to zupelnie cos innego.
Teraz ma to duzo wiekszy sens.
Odnosnie tanca i muzyki.
Taniec przynoszacy lekkosc to tylko taki z ukochanym pod gwiazdami. Sale balowe czy teatralne wykluczone. Najlepiej na plazy, nad oceanem. Wyrezyserowane gesty i ruchy na pokaz nieakceptowalne. Muzyka przynoszaca lekkosc – taka sama zasada. Najlepiej jezeli osoba sluchajaca ze mna uwielbia te sam rodzaj muzyki.
Dla mnie samotne ogladanie pokazu baletowego lub wystepu skrzypkow nie jest jakims wielkim wydarzeniem czy przezyciem, ktore bede pamietac lub wplynie na moja lekkosc. Kazdy jednak ma swoje upodobania. Rowniez lekkosc dla siebie samej nie jest zadna lekkoscia. Wazne aby byc rowniez lekkim dla najblizszych dla otoczenia. A czasami nawet ich dzwigac z Ziemi dzieki swojej lekkosci.
Odnośnie darów
Krótko, bo rzeczywiście szkoda cierpliwości czytelników.
Jeśli wychodzimy od darów jakimi są życie i dola (i dołączamy np.: przekazane nam wartości, skarby rodowe, wytwory myśli i rąk itp), , zakładamy że mówimy o darach szczególnych. Decydujemy o ich przeznaczeniu i nie decydujemy, natomiast w momencie uswiadomienia sobie ich wartości, czując się szczególnie obdarowanymi, mamy niodpartą potrzebę dzielenia się tymi darami. A z nimi jest tak jak z chlebem cudownie rozmnożonym przez Chrystusa, wystarczy dla wszystkich, których tylko zechcemy obdarować, bylebyśmy chcieli podjąć ten trud ( i znowu trud a nie przyjemność, tyle że dający radość).
Odnośnie tematów przyjemniejszych
Kiedy w końcu okazuje się, że chodzi o przyjemność, szkoda wdawać się w dyskurs, bo po pierwsze jest to cała paleta indywidualnych odczuć, a często jednak sprowadza się do polepszaczy samopoczucia, humoru, leczenia kompleksów, a nie do rzeczywistego dążenia do osiągnięcia np. lekkości (lekkości ducha, lekkości wyrazu, lekkości bytu).
Przeważnie osiągnięciu lekkości towarzyszy katorżnicza praca, a nie poddawanie się przyjemności. W przeciwnym razie tworzy się sobie jedynie ułudę lekkości i wielu ludziom o to właśnie chodzi, żeby się nie natrudzić za bardzo a dobrze się poczuć na chwilę.
Kiedy np.: oglądam Izabelę Milewską (pierwszą solistkę Teatru Wielkiego) w tańcu, słucham koncertującej Anne-Sophie Mutter, oglądam spektakle Krystiana Lupy, czytam poezję Czesława Miłosza albo przemyślenia Jiddu Krishnamurtiego (według którego „można osiągnąć pełną wolność poprzez uważną obserwację własnego umysłu, wolną od idealizmu”) czy najzwyklej uwalniam się od jakiegoś swego ograniczenia, czuję przemożną lekkość i nie mam wątpliwości jak się ją osiąga .
I nie łudźmy się, że w życiu codziennym jest inaczej, czyli łatwiej; chyba że kogoś zadowala pusta lekkość, która za chwilę staje się ciężarem.
Chcialabym doprecyzowac: na codzien uwielbiam zadania logiczno-matematyczne oraz wszelkie inne zmagania z przeciwnosciami oparte o nauki scisle. Ostatnio jestem zapracowana nad zadaniami: „utrzymywania wartosci, podnoszenia wartosci, dociekania istoty, tworzenia, przekraczania ograniczen”
Nie ukrywam odbywa sie to w bardzo prawdziwym i realnym swiecie, wymaga trudu,ale sprawia radosc kiedy sie widzi rezultaty swojego wlasnego wysilku.
Temat jednak o wiele za dlugi i wykraczajacy poza ten blog.
@ Punia,
I was going to comment earlier on the subjects you mentioned, but as you can see I got involved again in some tuff logic work.
Dzisiaj jednak ponownie wroce na chwile do tematow wazniejszych i przyjemniejszych (trzymaj w pamieci, ze pewna czesc mojej codzinnosci ciagle poswiecam na prace logiczno-matematyczne wiec mysle zasluguje na chwile wytchnienia od tych dziedzin).
I do not know where you are getting these philosophizing comments but you are very correct and I totally agree with you. The characteristics of the person in love is attributed to the individual person itself and we are all different and surly not the same. Person, who is not sensitive or not profound will not be able to develop sentient or deep love. If we love someone it does not matter if this person is close to us or fare away. It does not change anything exept we may miss somebody more because of the separation. Normally love last for ever and a good example of lasting love is poetry of Karolina Gabrylowa’s which remains full of feelings . Love touches us before we are born and stays through out the Eternity. It is very special gift from the Divine and I wish everybody to enjoy this feeling to the greatest extend and definitely to have it in their own Destiny.
Pani Ulu, Prosze mi wybaczyc ale wogole nie rozumiem co chce Pani wyrazic. Obdarowany moze z darem zrobic co uzna za stosowne. Na tym wlasnie polega cala idea daru. Jezeli Pani cos komus podaruje to znaczy, ze Pani nic w zamian nie oczekuje (chyba ze sie myle). Ponadto zazwyczj dar przekazuje sie bezposrednoi komus komu on ma ostatecznie sluzyc ( a nie desygnuje sie komu i jak ma sluzyc). Jezeli przekazanie daru jest obwarowane warunkami do wypelnienia w zamian za dar to przestaje on byc darem tylko nabiera forme zobowiazania.
Jezeli chodzi natomiast o „dziedzictwo kulturowe czy przyrodnicze, wszystkie wartosciowe dary ofiarowane i przekazywane dalej” to raczej dotyczy spadku a nie daru, ktory jest ciagle w posiadaniu i uzytkowaniu obdarowanego. Obdarwany moze naturalnie przekazac dar dalej jezeli uzna ten za bezuzyteczny dla niego samego.
Po przekazaniu daru darczynca nie ma zadnego wplywu na dar. Nie moze nikomu narzucic jak z niego korzystac lub co z nim zrobic (innymi slowy dar aby zachowal forme daru musi byc czysty i pozostawac bez zadnych zalaczonych do niego nitek). Obdarowany jezeli szanuje dar to bedzie o swoj dar odpowiednio dbal i zazwyczaj skoro mu dobrze sluzy nie bedzie chcial go komus dalej przekazywac dopoki nie uzna tego za stosowne. Ta sama zasada dotyczy wszystkich darow wlacznie z darem zycia. Dar zycia po przekazaniu przez darczynce ma sluzyc glownie obdarowanemu a nie tylko darczyncy.
Po pierwsze powinnam doprecyzować pierwsze zdanie z mego ostatniego komentarza:
„Pod innym względem, najważniejszym jest uświadomienie sobie, że nasza dola i życie są darem.”
Po drugie, znowu muszę zająć odmienne stanowisko niż zdeklarowani empatyczni, altruistyczni, wspaniałomyślni, górnolotni, marzący blogowicze.
Wszystkie wartościowe dary są ofiarowywane i przekazywane dalej (m.in. z szacunku dla nich), chyba że natrafią na kogoś, kto je skutecznie zniszczy bądź zaprzepaści.
Począwszy od życia, poprzez wszelkie skarby rodowe, wytwory naszej myśli i rąk, na światowym dziedzictwie kulturowym i przyrodniczym skończywszy.
Logicznie myslac oraz respektujac darczynce nie mozna otrzymanego daru nikomu przekazywac (w calosci lub fragmencie). Tylko te dary, ktore nie sa szanowane sa przekazywane w darze komus innemu.
Zachecam do obdarowywania innych tylko swoimi wlasnymi darami z respektem dla siebie, szacunkiem dla daru oraz tych, ktorych chcemy obdarowac.
Pod innym względem najważniejszym jest uświadomienie sobie, że nasza dola jest darem.
„Zostałeś znacząco obdarowany przez rodziców – to na pewno, i jeszcze przez kogoś lub przez coś.” – czytamy we wpisie głównym.
Co z tym darem robimy, czy utrzymujemy jego wartość, podnosimy ją, czy obniżamy? Co z dociekaniem istoty? Z trudzeniem się – tworzeniem? Z przekraczaniem ograniczeń?
A jeśli my sami staliśmy się rodzicami – darczyńcami, czy przekazujemy otrzymany dar w całości?, czy nie stajemy się z dnia na dzień marnotrawcami, złodziejaszkami, wygodnisiami?
Życzę powodzenia
Tak, swoja własna dola jest pod PEWNYM względem najważniejsza, bo od tego, jak pisał Wiesław, czy będziemy umieli cieszyć się swoją dolą, a będziemy mieli dolę taką, jaką będziemy mieli, nie lepszą – od tego będzie zależało, jak będziemy promieniowali na innych. Im szybciej dojrzejemy do aprobaty własnej doli tym szybciej będzie nas więcej i pełniej dla innych, tym bardziej będziemy w pełni, a nie tylko w słowach i chęciach empatyczni.
Czy mając swoją dolę, tylko ona jest najważniejsza?
Czy obca jest nam – Empatia?
O Miłości mogę porozmawiać z tym: kto ją stracił, kto na nią czeka, kto za nią tęskni i kto nią się cieszy, także kto nią żyje.
Polecam za piękny przykład Miłości, którzy żyją nią
Wiersze Karoliny Gabryłowej
„Synkowi memu”
„Tęsknota”
„Wróć miły”
Tak jak i w innych życiowych tematach, tak i w temacie miłości, siłą rzeczy, nie znajdą porozumienia marzący o niej z żyjącymi nią, ani narzekający na nią z żyjącymi nią, najbliżej chyba narzekającym na nią do marzących o niej.
Tak samo, ciekawe dla nas jest to co nam najbliższe.
Ale chyba znowu oddalamy się od tematu zawartego we wpisie głównym.
Jeszcze inne ciekawe teksty filozoficzne o Miłości:
„zazdrośnikiem włada Miłość pazerna”
„dobry człowiek ma Miłość szczodrą i łaskawą”
„nudziarz kocha nudnie”
„głupiec robi swą Miłością dużo szkód”
„prawdziwa Miłość niesie w sobie tęsknotę za doskonaleniem Jej i bycia razem”
Czy mamy wybór jaka Miłość
Czy nasza dola kształtuje Ją
Niezaprzeczalnie TAK.
A ponieważ jest fundamentalnie ważna w aprobacie naszej doli, prosi się aby żywiołowo, bezpośrednio i spontanicznie okazywać ją (wyrażać) swoim umiłowanym (z uwielbieniem, rozkoszą, pożądaniem, tęsknotą itd., ale też z oddaniem, poświęceniem, zaangażowaniem, wsparciem), zaś pisać o niej (wyrażać się) na forum w sposób niebanalny, nietrywialny – w specjalny sposób.
Moim skromnym zdaniem Miłość jest w nas. Dobrze jest Miłością żyć, ale także w każdej formie wyrażać Ją.
„Miłość w pełnym znaczeniu tego słowa musi wiązać się z tęsknotą, pragnieniem, pożądaniem osoby i radością spotkania”
Hold on. Just think a second. The greatest part of our MOIRE – FATE, DESTINY is Love. There is nothing greater in this world.
MOIRE ( w mitologii greckiej oznacza sily kierujace przeznaczeniem, losem ludzkim, porzadkiem oraz nieublaganymi prawami swiata)
Whatever we have done of hate or selfishness it is a total loss of energy and time in wrong direction. Whatever we have created of Love is Good. It is very simple. It is why love is so powerful and creative force in the entire Universe.
Of course, it is in the eye of beholder, and then what you choose to make of it. Since love is the most delicate and total act of a Soul, it will reflect the state and nature of the Soul.
Dla miłujących miłość jest tak naturalną częścią ich doli, że nie muszą o niej pisać na każdym kroku jak o jakimś wyjatkowym zjawisku, bowiem żyją nią zamiast marzyć o niej: wielkiej, prawdziwej, niespełnionej itd.
Ona sama przebija sie przez ich słowa w różnych bardziej lub mniej widocznych szczegółach.
Wieslawie,
Jak dobrze, ze masz wybory i mozesz wedlug wlasnej woli wybierac dole. One thing I do not understand why nobody is writing here about love in their destiny.
Of course, some of us will have to deal with some envy when you choose the precious few, but I know you are the shining light and there are many who like to be in the warmth of your thoughts and always will.
I have only one DOLE wiec wyglada na to, ze pozostaje mi tylko liczyc na opatrznosc. Musze zagladnosc do slownika jak przetlumaczyc “opatrznosc”. W mojej ocenie to w sumie nie do konca wiadomo czy to my wybieramy nasza dole czy dola wybiera nas.
One of my favorite Greek Myths is the one about Love’s origin: how humans were once one being – not sexless, but made of both sexes, until they were separated by Zeus. Ever since, the separated selves have searched for each other, longing to come together again as ONE. Since that time every human being is trying to find the missing second part to create perfect unity. Unfortunately there are sometimes some mismatches and mistakes. Nevertheless it is better to accept our second part as they are without any alternations. As Shakespeare put in sonnet 116:
….Love is not love
Which alters when it alterations finds ….
O no, it is ever fixed mark
That looks on tempests and is never shaken.
What’s wrong with someone wanting us to be better? Does it depend on what that “better” is? The problem is that there is no better or worse if there is no perfect fit. Only when people have this perfect fit they can feel fulfilled and extremely happy in their unity and do not require any alternations. In conclusion either they found their love or they did not. Love it is not something what changes with the time or changes when you see another’s faults.
There is nothing in this world can change the true love.
Przede wszystkim wspaniale, ze piszecie. Tak duzo wiecej uczymy sie od siebie nawzajem. Przeciez kazdy z nas (moze nie tak doskonaly jak wybrani), ale ma w sobie duzo pozytywnego i wystarczy to dobro wyzwolic. Zawrocic nasze mysli jak wichura. Slepym pomoc odzyskac wzrok, gluchym pozwolic uslyszec w gluszy najcichszy szelest. Dla mnie nawet najmniejsza okrucha szczescia jest wazna. Ja nigdy nie marzylam o wielkich rzeczach i moze dlatego one mi sie w zyciu przydarzaja. Albo moje dziecinne patrzenie na swiat pozwala mi wszystko widziec duzo wiekszym i wspanialszym niz jest w rzeczywistosci. Stad moja radosc zycia i akceptacja mojej doli i niedoli. Wiadomo kazdy chcialby miec caly bochenek chleba i “wszechdostepna mozliwosc stwarzania, wytwarzania, przetwarzania, rodzenia etc”, prosze jednak sobie wyobrazic, ze sa tez tacy ktorzy musza wszystko sami stworzyc z niczego albo z limitowanego minimum i potrafia byc szczesliwi z okruchami. Nie to, ze mysl czasami nie ucieka w piekniejsze krainy, ale jak tu powstrzymac mysl. Jak ja ujac w mocniejsze cugle? Ot tak, zapomniec o wszystkich i wszystkim, przestac marzyc czy umrzec? Wazne jest to co potrafimy dac innym od siebie sami z siebie. Nie mowie tutaj o rzeczach materialnych, chociaz te sie tez zdarzaja.
Jedno w moim zyciu zrozumialam, ze nalezy akceptowac swoje przeznaczenie takim jakim jest, ale dodam wiecej rowniez takim jakim bedzie, jakim moze sie stac, akceptowac wraz ze wszystkimi jego zmianami, z jego przyszloscia.
Przepraszam, przez pomyłkę źle wpisałam nazwę:
Adam Strug jest laureatem Nagrody I stopnia im. Czesława Niemena.
Do Wiesława
Tak, precyzyjniej określiłeś „stop” jakim jest tworzenie (w kontekście doli), rzeczywiście w dużej mierze składa się on z woli. I wolę tę rzeczywiście częściej wykazują ludzie, którym w udziale przypadła dola ani zbyt szczęsna ani zbyt nieszczęsna. A nawet podobna zależność przenosi się
dalej na obszar dla tworzenia: słuchałam ostatnio wypowiedzi Adama Struga, pieśniarza (laurata Nagrody I stopnia im. Czesława Miłosza) i on ten obszar zakreślił dużym kołem, ale jednak z nieprzekraczalną granicą: „między infantylną radością a nihilizmem”.
Mnie osobiście ten zakres równiez najbardziej odpowiada.
Aczkolwiek dookoła sporo jednak zwolenników tzw. „infantylnej radości” i dialog wtenczas jest bardzo utrudniony.
Drogi Wiesławie, czytając książkę „Wieliczanie na opisanych fotografiach” to przedstawiona „dola Wieliczan”.
Tworzenie dla samego tworzenia dla samego siebie – to nas nie interesuje. Tworzenie to „wykrzesanie przez niego z siebie woli” dla służenia komuś lub czemuś – jest wartością.
Czym zainspirowana myśl bliska ocenianiu doli pysznej, kiedy każdy żyje swoją dolą, nie bardzo wiedząc co zrobi w przyszłości otrzymując przez przypadek dolę mniej pyszną.
Odważna ocena po napisaniu Wielkiego Dzieła.
Odnosząc się do wpisu Uli zaczynającego się od słowa „ważne”.
Właśnie, jak się ma dola człowieka do jego tworzenia? Bezpośrednio stanowi o nim, jest jego ostatecznym kresem, podstawowym surowcem? A może dola, jako coś danego, jest przeciwieństwem tworzenia, będącym, jeśli się ziści, dawaniem szczególnego rodzaju? Byłbym za tym, że tworzenie przez kogoś jest stopem danej mu doli i wykrzesanej przez niego z siebie woli. Ta ostatnia już taka jest, że jej raczej nie ciągnie do doli zbyt nieszczęsnej bądź zbyt szczęsnej. Widać, lubi stany średnie, może dlatego, że jest pyszna i lubi się pokazywać w towarzystwie pospolitszym od siebie.
jjpp – czekacie na swoją kolej mówienia?
Proszę pisać, ponieważ z pisaniem jest tak, że nie wszystko wszystkim się podoba.
Trzy linijki – a jakie miłe słowa.
Dzisiaj się poprawiłam, dotarłam do „odrobiny tlenu” . Dziękuję:)
Do przeznaczenia dołączam „opatrzność”
(kuzyn będzie wiedział)
JJPP masz calkowita racje. W taka wlasnie kakofonie przeksztalca sie rozmowa, kiedy napotykamy na sciane egoizmu czlowieka zapatrzonego wylacznie w siebie, lub na czysta ludzka zlosliwosc polaczona z brakiem logiki.
Aby nadac mysli dyscypline nalezy nadac jej sens, kierunek oraz jasnosc. Bardzo jest trudno o dyscypline mysli w czyms czego nie rozumiemy. My chcemy sie uczyc i rozumiec wiecej. Czasami wystarczy jedno przyjazne slowo, aby zmienic cala orbite myslenia.
Brak powietrza nas przytlacza i dusimy sie pod ciezarem Ziemi. Obiecujemy sie poprawic jak dotrzemy do odrobiny tlenu.
dyscyplina myślowa nie jest najmocniejszą stroną tego bloga. prawdę mówiąc przypomina to raczej kakofonię dźwięków niż jakiś logiczny dyskurs. mam wrażenie, że zamiast słuchać/ czytać czekacie tylko na swoją kolej mówienia.
Powietrze jest tak samo albo nawet bardziej niz Ziemia potrzebne do Zycia. Chociaz to znow tylko z pozorow powietrze i przestrzen sa mniej uzyteczne.
Natomiast orbite mysli zawsze warto poszerzac, aby nie zakrecic sie na smierc wokol wlasnej osi. Im blizej i szybciej obracamy sie wokol wlasnej osi tym slabiej postrzegamy otaczajacy nas swiat. A to wielka strata.
Wogole nie rozumiem logiki metafory Deby & Topole.
Jezeli chodzilo Pani o symbol dlugowiecznosci i sily przetrwania to „wiecznie zielone” Cedry moga osiagac wiek ok. 4,000 lat czyli maja wielo, wielokrotnie wieksza zywotnosc niz Deby. Topola natomiast jest duzo bardziej odpornym drzewem w walce o przetrwanie. Rozsiewa sie duzo latwiej niz dab jak tez nadaje sie do zalesiania nieuzytkow, gdyz ma niskie wymagania. Oba drzewa zarowno Dab jak i Topola nie sa drzewami owocowymi czy ozdobnymi, wiec jest bez znaczenia czy kwitna i czy przekwitaja. Wiem natomiast , ze jest 600 gatunkow debow. Sa to przedewszystkim drzewa rzadziej wysokie krzewy. Osobiscie jednak nie znam debu, ktory nigdy nie przekwita.
W ekstremalnych warunkach nie mozna obu drzew porownac np. z bezkorzennym kaktusem. Kaktus potrafi przetrawc nawet dluzej niz trzy lata bez kropli wody. Gdy tymczasem inne drzewa usychaja w ciagu jednej suszy. Tak wiec oceniajac rzeczy z pozorow i bardzo powierzchownie i bez wglebiania sie w ich istote od srodka mozna robic duze pomylki. Natomiast pozytecznosc drzewa mozna ocenic dopiero po jego scieciu. Jezeli drzewo zyje (nie jest sciete) to pozytek taki sam z debu czy topoli. Drewno topolowe bedzie bardziej pozyteczne dla tych ktorzy uzywaja duzo papieru (celulozy), natomiast drewno debowe dla tych ktorzy zajmuja sie stolarstwem lub meblarstwem. Tak wiec kazdy bedzie mial inne potrzeby i dla kazdego cos innego bedzie czyms pozytecznym.
Ważne jest gdzie i jak krąży nasza myśl. Czy bliżej jej do puchu topoli, którego wszędzie pełno gdy drzewo przekwita, ale do niczego sie nie nada, czy do poletka dębów pnących się konarami do nieba i wzmacniających swymi korzeniami ziemię.
Gdybym miała się wyrazić w jednym słowie, co najbardziej mnie fascynuje w relacji: dola/ja, odpowiedziałabym: tworzenie. Wszechdostępna możliwość stwarzania, wytwarzania, przetwarzania, rodzenia.
I tu trzeba rzeczywistego styku żywej myśli żywego człowieka z dolą.
I zaskakuje magiczna turbina.
Dola – wspaniały z niej przyjaciel, nie ogranicza w podejmowaniu prób przekraczania własnych ograniczeń, a kiedy trzeba, rzuci kłodę pod nogi gdy się w dół rozpędzasz za bardzo.
Inna wspaniala ksiazka warta przeczytania dla lepszego zrozumienia spraw KOLISTYCH to „THANK GOD FOR EVOLUTION“ autor MICHAEL DOWD. Podtytul do tej ksiazki: How the marriage of Science and Religion will transform your Life and our World.
Wybrane z wielu komentarzy do ksiazki warte przeczytania:
“The Science vs. Religion Debate is Over” – Craig Mello, 2006 Nobel Prize in Physiology/Medicine.
“The Universe took 13.7 billion years to produce this amazing book” – John Mather, NASA senior Astrophysicist, 2006 Nobel Prize in Physics
Wroce ponownie w calosci do tego znakomitego wpisu glownego Wieslawa. Wpis ten na to zdecydowanie zasluguje i wypowiem sie na ten temat duzo szerzej. Jednak uwazam, ze jestem ostatnia osoba, ktora tutaj moze “medrkowac”.
Zaczne jednak dzisiaj od SRODKA czyli centrum wszystkiego co nas otacza czyli lakonicznej analizy konstrukcji naszej rzeczywistosci. Cytuje slowa Wieslawa: “zauwazajac, ze KOLISTE stwierdzenie: „bedziesz mial dole taka, jaka bedziesz mial”
Aby rozszerzyc te bardzo trafna uwage Wieslawa zachecam do przeczytania ksiazki Robin Collins’a (znakomitego matematyka
amerykanskiego i rownoczesnie duzego formatu
filozofa): “Infinity: The Well-Tempered Universe: God,
Cosmic Fine-tuning, and the Laws of Nature”. Wspominalam te ksiazke w jednym z moich e-mail. Poniewaz jest to tak bardzo frapujacy ostatnio amerykanskich wspolczesnych filozofow temat pozwole sobie przytoczyc glowne watki dla wszystkich tych, ktorzy czytaja ten blog.
Collins napisal ja przy wspolpracy wielu znanych naukowcow ( w tym wielu nagrodzonych miedzynarodowa nagroda Nobla) z roznych
dziedzin: w tym fizyki molekularnej, mikrobiologii,
znawcow kosmologii ktorzy podjeli sie proby zdefiniowania
pojecia naszej “Rzeczywistosci”, “Wiecznosci” & “Wszechswiata”.
Grupa tych wspolczesnych amerykanskich naukowcow podazajac za
Isaac Newtonem dokonala szczegolowej analizy roli
grawitacji w istnieniu zycia na ziemi podjmujac
rownoczesnie odwazna probe udowodnienia iz wszystko we
wszechswiecie oraz naszym zyciu jest matematycznie wyliczone i kierowane precyzyjnie przez wyzsza inteligencje (Intelligent
Design). Czyli w chwili narodzin wszystkie nasze dole i niedole sa precyzyjnie okreslone. Stad spotykajac nasza dole poswiadomie wiemy, ze jest ona nasza a nie inaczej. Napisze na ten temat duzo wiecej, ale dzisiaj nie bede odbiegac od tematu srodka.
Przytocze tylko kilka fascynujacych prawidel:
np zmiana wartosci grawitacji (przesuniecie srodka
ciazenia) mialaby dla swiata katastrofalne skutki. Aby
np. istnialo zycie na ziemi ta wartosc jest bardzo
precyzyjnie okreslona (konfiguracja jest tak trafna i
precyzyjna ze mozliwosc jej przypadkowego powtorzenia
jest jeden do trillionow). W wyniku oddzialywania
grawitacyjnego sa ZAKRESLANE WSZYSTKIE CZASOPRZESTRZENIE PRZEZ WSZYSTKIE FORMY MATERII.
Zupelnie fascynujacymi byly dla mnie wypowiedzi tychze
wlasnie naukowcow na temat istnienia 11 wymiarow w
swiecie gdy tymczasem my jako ludzie jestesmy w stanie
zauwazac tylko 3 wymiary. Rowniez bardzo ciekawa
wydala mi sie teza iz swiat zostal stworzony od konca
do poczatku. To znaczy w chwili stworzenia kazda rzecz
jest zdefiniowana od poczatku do konca. Nie zaprzecza
to calkowicie teorii ewolucji Darwina ale ukazuje w
innej perspektywie. To tak jak w teorii Kopernika
zostala odwrocona teza obrotu Slonca wokol Ziemi do
Ziemi wokol Slonca.
Swiat jest wieczny, czyli nie ma ograniczen czasowych, wiec nie ma znaczenia w ktorym kierunku rzeczywistosc sie posuwa. Moze isc do przodu ale rowniez w tyl. Przeszlosc moze determinowac przyszlosc ale moze byc tez odwrotnie. Natomiast my jako ludzie limitowani wymiarem czasu mamy iluzje przesuwania sie zdarzen tylko w jednym kierunku.
Wszystko będzie dobrze Pani Glover, proszę się nie martwić – mamusia kupi traktorek.
-Pani Gawryłowa, kiedy mi pani o tym powie?
– Już panu powiedziałam.
No coz autorzy sami sobie juz pogratulowali wlasnej ksiazki. Ja jak narazie nie widzialam ani nie czytalam jej wiec moge tylko pogratulowac intrygujacej i zachecajacej do otwarcia innych stron okladki. Ktokolwiek wpadl na pomysl tej okladki zasluguje na wielka nagrode. Mysle, ze nie bedzie jednej osoby, ktora nie przegladnie wszystkich fotografii w tej ksiazce aby zobaczyc kto jest na zdjeciu glownym (zamieszczonym na okladce). Gratuluje autorowi znakomitego zespolu, ktory stworzyl to dzielo.
Jezeli chodzi o samego firmujacego okladke autora Wieslawa Zyznowskiego, to aby mu odpowiednio podziekowac nalezy znow napisac cala ksiazke. Przeciez bez niego nic by nie istnialo (nawet ten blog).
Pozdrawiam Pana Henryka Ostrowskiego. Jak dobrze, ze Pan nam sie ujawnil chociaz na zdjeciach, bo inaczej to by nie bylo wiadomo kto za tym wszystkim siedzi. Niepowtarzalna skromnosc Pana Henryka.
Jezeli chodzi natomiast o przeznaczenie to ja wierze, ze ta ksiazka nie jest jednak Waszym ostatecznym przeznaczeniem. Ja osobiscie czekam na Wasza prawdziwa ksiazke tzn. bez zdjec. Zdjecia sa martwe. Odzwierciedlaja zaklamana powierzchownosc i juz nie zyjaca chwile. Zaklamana dlatego, ze zdjecie nigdy nie odda wielowymiarowej rzeczywistosci. Chwile na zdjeciach sa martwe, bo juz nie istnieja. Zycie zawiera slowa, cisze, emocje, napiecia, zapachy, slonce, swiatlo, wiatr, cieplo, zimno, dotyk, trojwymiarowosc, krajobrazy, wilgoc, suchosc, oddzialywanie boga, kosmosu, ducha ktory emanuje z czlowieka. Slowa sa zywsze i oddzialywuja duzo mocniej niz zdjecia. Zachecam do napisania rowniez takiej ksiazki.
Czy ktos moglby zamiescic link do ksiegarni, gdzie mozna kupic “Wieliczanie na opisanych fotografiach”? Nie wszyscy przeciez moga byc Wieliczanami a niektorzy z innych mniej zacnych miejscowosci tez by chcieli te ksiazke poczytac.
Przeznaczeniem, było stworzenie książki „Wieliczanie na opisanych fotografiach” takim, które pozwoli nam wspominać, tęsknić, uśmiechać się do wszystkich Wspaniałych Wieliczan.
Gratuluję i Dziękuję Wszystkim, a w szczególności Panu Wiesławowi, który ma zdolność przekazania swojej myśli tak trafnie, że człowiek szczerze zaangażuje się w pożyteczne dzieło.
Jestem bardzo dumna z Wieliczan, którzy mieszkają lub mieszkali w naszej Wieliczce i mogę ich bliżej poznać.
Ps. Pani Aniu lubię ludzi, którzy się uśmiechają, Dziękuję za książkę 🙂
Mój komentarz i ja, którzy z zaciekawieniem wyczekujemy na Twoje nowe zapisane słowami przemyśliwania, mając przed oczami całą Twoją pisarską drogę, uśmiechamy się do tego wpisu i puszczamy do Was oko; fajne jest to wzrastanie.
Tak, miodem jest zabawa słowami, słodyczą – lekkość wypowiedzi, a cymesem – przenikliwość myśli.
Wyzwaniem zaś – zaprzyjaźnienie się z naszą dolą na dobre i na złe.
Teorie „mojry”, przeznaczenia, doli, losu czy fatum przewijają się bodajże przez wszystkie nauki i nie tylko nauki, ale chyba ogólnie – dziedziny – humanistyczne. Od religii, przez filozofię, po literaturę, psychologię i jeszcze inne, które teraz nie przychodzą mi do głowy. Dla mnie (upraszczam, jak zwykle, ale staram się jak mogę na miarę mojego skromnego IQ) teoria fatum jest teoria „mojry” jest nader optymistyczna, chociaż chyba szukam w niej czegoś innego niż Wiesław. Optymistyczna, bo jeśli się w nią wierzy – wierzy się także w jakiś wyższy porządek, w jakiegoś Cudownego Układacza Ludzkiego Losu, w jakis nadrzędny plan i chyba poniekąd zakłada się że to dobry znak. Bo podobno najbardziej boimy się nieznanego. A świadomość, że ktoś (właściwie: Ktoś) ten plan zna powinna być źródłem harmonii wewnętrznej i odprężenia czyli czegoś co od kilkudziesięciu lat zestresowanej ludzkości wypisują na receptę psychoanalitycy. Jednocześnie teoria fatum odbiera człowiekowi nieco z jego sił sprawczych, zdejmując tym samym odpowiedzialność z niego i przenosząc ją do bliżej nieokreślonego fizycznie obszaru. W „Weronika postanawia umrzeć” (ach, czegóż to się nie czytało za młodu:) główna bohaterka mówi, że jeśli życie cię przerasta, jeśli doświadczasz tyle bólu, że nie jesteś w stanie tego udźwignąć, to możesz się zabić. I Bóg który ma swój boski plan i wszystko widzi i wszystko wie – nie będzie miał ci tego za złe, bo w końcu zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś zakończysz swoje życie bez jego pomocy. Wiem, to jest dość skrajny przypadek wiary w fatum: w fatum-wymówkę, fatum-pretekst, fatum-usprawiedliwienie – dla mnie czasami denerwujące, a z drugiej strony, przecież sama wierzę, że „wszystko będzie dobrze” – chociaż chyba raczej w wyniku tego, że coś zrobię, zmienię, poprawię, niż że samo spadnie na mnie jak złoty deszcz:)