27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
W „Dzienniku Polskim” nr 183 z 7 sierpnia roku chyba 2008 ukazało się tłumaczenie rozpowszechnianego w Internecie listu. Zaczyna się tak:
„Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką, i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej, jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na wartość, ale na ich znaczenie”.
Autor nie traci formy do końca listu, stąd polecam go w całości jako dość rzadki wyciąg z mądrości zebranej przez całe życie przez mądrego człowieka. Zdanie, które mnie daje najwięcej do myślenia, już przytoczyłem, powtórzę je: „Oceniałbym rzeczy nie ze względu na wartość, ale na ich znaczenie”.
Niech „znaczenie” i „sens” znaczą tutaj to samo, definicję wartości sobie podaruję.
Przykład rodzinny: Ojciec próbuje wytłumaczyć synkowi, kim jest dla synka (co dla niego znaczy). Synek na to: „Tatusiu, jesteś po prostu tatusiem”.
Przykład obyczajowy: Dwóch mężów zdradziło swoje żony. Dla jednej to znaczy, że jej mąż zrobił to z (nadmiaru) miłości do niej, i tym bardziej go kocha. Druga sądzi i reaguje odwrotnie.
Przykład biznesowy: „Straciłeś na giełdzie sto tysięcy, nie martw się, tylko potraktuj to jako consulting”. Antywartości wymiernej straty można nadać niewymierne znaczenie.
Przykład historyczny: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Niezależnie od światopoglądu, każde z tych trzech pojęć może nadawać znaczenie wielu postawom i czynom.
O wyższości sensów nad wartościami świadczy chociażby to, że ludzie w większości gonią za wartościami, różniącymi się co prawda między sobą, jak dajmy na to zamroczenie przysłowiowym jabcokiem od cichej satysfakcji z bezinteresownej i anonimowej pomocy obcemu czy wielu obcym. Ale racja nie jest u większości, jak powszechnie – czyli jak większości – wiadomo. Bo czyż gonienie za wartościami nie sprowadza się najczęściej do gonienia za przyjemnością lub w celu polepszenia swego mniemania o sobie (zwłaszcza na tle innych)? Dla przyjemności i mniemania o sobie pracowici mogą zrobić naprawdę wiele, leniwi znacznie mniej. Leniwych zostawmy w świętym spokoju, o którym marzą – co z pracowitymi? Wydaje się, że sensami tego, co robią, zajmują się znacznie mniej niż tym, co robią. Mówimy o nadawaniu sensów samemu, bo zupełnie inaczej jest w przypadku sensów, jakie ktoś nadał czemuś, co człowiekowi bliskie – o tych słucha się chętnie.
Dlaczego zatem to męczące i czasochłonne w nadawaniu, niepraktyczne, bo niewymierne i nieweryfikowalne „znaczenie” ma takie znaczenie? Długo by opowiadać historię ludzkości. Więc dlatego, że tak właśnie lubił się objawiać duch człowieka. A mniej górnolotnymi słowy, „znaczenie” jako wyjaśniające, wyjaśnienia nie wymaga, zarówno co do tego, że jest, jak i tego, jakie jest. Jeszcze inaczej, człowiek i wszystko to, co jego, to marność nad marnościami i proch z prochu – nic, tylko się beznadziejnie przeciwstawiać.
Gdybym miał czytać beletrystykę, z wielu powodów wracałbym wyłącznie do co ambitniejszych rzeczy z młodości. Na razie jednak wolę takie formy jak „przejmujący list chorego na raka GGM”.
Wiesław Żyznowski
O ile przykład biznesowy jest zabawny i w pewnym sensie (ironicznym) prawdziwy, o tyle przykład obyczajowy jest dla mnie nie do zaakceptowania. Dlaczego? Otóż dlatego, że zawsze o wartościach, sensie/znaczeniu łatwiej mówić wtedy, kiedy nie ma po drugiej stronie czynnika ludzkiego. Antywartości wymiernej straty można nadać niewymierne znaczenie? Być może – jeśli mówimy o pieniądzach, raczej nie – jesli mówimy o ludziach.
a
Cieszę się ze świąt. Chcę dostać samolot sterowany od Mikołaja. Będziemy go składać z tatą. Cieszę się także z Nowego Roku 2009. Mam nadzieję, że w nowym roku dużo ciekawych rzeczy zrobię z moim braciszkiem Miłkiem, zwanym Bobakiem. Planuję też nauczyć się wielu nowych rzeczy, na przykład sterowania moim samolotem.
Czytając dalej list chorego na raka GGM z sierpnia 2002r., który chciałby oceniac rzeczy ze względu na ich znaczenie, nie wartość, napotykam na przekaz: „rzuciłbym się ku słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moją duszę”, „nauczyłem się, że wszyscy chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając że prawdziwe szczęście kryje się w samym sposobie wspinania się na górę”, „bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej czas, aby im powiedzieć „jak mi przykro”, „przepraszam”, „proszę”, „dziękuję” i wszystkie inne słowa miłości, jakie tylko znasz”.
Czytając Twój wpis, w nawiązaniu do słów, że najwięcej daje Ci do myślenia zdanie: „Oceniałbym rzeczy nie ze względu na wartość, ale na ich znaczenie”, oprócz ujmującej odpowiedzi synka „Tatusiu, jesteś po prostu tatusiem”, napotykam konkluzję „człowiek i wszystko to, co jego to marność nad marnościami i proch z prochu, nic tylko się beznadziejnie przeciwstawiać”.
Wychodząc z tego samego punktu, mając tę samą jedną wskazówkę, wyruszacie w dwie przeciwne strony, choć ze wspólnym drogowskazem przeciwstawiania się. Od czego to zależy – od nadawania czemuś sensów samemu?, czy może od ilości i jakości zachowanych w sobie sensów pierwotnych – dziecięcych ?
Weźmy na przykład wspomniany przez Ciebie nadmiar miłości. Czy coś takiego istnieje? Wypróbuj na swoim synku, czy istnieje taka dawka Twojej miłości, której on nie byłby w stanie pochłonąć. Nie ma takiej! Pod względem chłonności miłości, jeśli ktoś nie ma założonej blokady, jesteśmy od dziecka do starości tacy sami, czy to synek, czy żona, czy babcia. Nie ma nadmiaru miłości, jest miłość. A żeby ocenić jak dany przejaw miłości zostanie odebrany, najłatwiej w przypadku osób, które mają dzieci, kierować się próbą wczucia się jak analogiczną sytuację odebrałoby moje dziecko, najczulszy receptor miłości. To wydaje sie być bliższe istoty niż nadawanie własnych sensów.