27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Zastanawiam się na tym, dlaczego za pewne rzeczy i w stosunku do pewnych ludzi bywam wdzięczny, w innych przypadkach zaś nie. Nie mam wątpliwości co do tego, że generalnie niewdzięczność jest zapłatą świata, jak mówi przysłowie. Niemniej wdzięczność ciągle się zdarza, może tylko coraz rzadziej. Szybko odkrywam, że mam skłonność do okazywania wdzięczności tym, których lubię. Ale to oznacza także, że zawdzięczam coś także tym, których nie lubię, a to, że im coś zawdzięczam, nie spowodowało tego, że ich polubiłem. Jednym coś zawdzięczam mimo tego, że ich nie lubię, ale jest i tak, że innych lubię, choć im nic nie zawdzięczam. Ci pierwsi wyświadczyli mi coś na darmo w tym sensie, ci drudzy nie musieli. Pamiętam o słowach Arystotelesa, że nie lubimy tych, którym coś zawdzięczamy, nikt bowiem nie lubi być czyimś dziełem. Cenię Filozofa do tego stopnia, że zaczynam się obawiać, czy przypadkiem mi się tylko nie wydaje, że lubię niektórych spośród tych, którym coś zawdzięczam, bo może jest tak, że lubię ich między innymi dlatego, że im jednak nie zawdzięczam nic istotnego. Pamiętam też cytat z Mario Puzo: ludzie będą ci wdzięczni za to, na co liczą od ciebie w przyszłości, a nie za to, co z przeszłości. W świetle tego wszystkiego pozostaje mi pogodzić się ze swą interesownością, nie jest bowiem inaczej niż tak, że lubię, bo nie zawdzięczam, zawdzięczam, bo oczekuję.
Wiesław Żyznowski
Chciałabym tylko zauważyć, iż to Pan Wsobny jako pierwszy użył sformułowania „nie odczuwanie niewdzięczności” w swoim wpisie z dnia 18.09.2007 w odpowiedzi na mój wpis o tym, iż „nie odczuwam na sobie brzemienia przysłowia, że niewdzięczność jest zapłatą świata”. Coś w tym przypadku musi być na rzeczy z tą niewdzięcznościż, i jeśli nie z odczuwaniem niewdzięczności, to z jakimś przykrym, smutnym uczuciem z powodu tego, że ktoś nie odwdzięczył się za jakąś ofiarność albo nie wyraził tej wdzięczności w sposób zadowalający, w przeciwnym razie nie pojawiałaby się opcja czyjejś niewdzięczności.
Proponuję uporządkować nieco materię. Dajmy na to, X zasługuje na wdzięczność u Y. Zatem odczuwać wdzięczność może Y względem X, jeśli zaś jej nie odczuwa, jest niewdzięczny. Niewdzięczność to brak odczuwania wdzięczności, to nieodczuwanie. To, co się dzieje z Y w tej sprawie, X może zauważać albo nie. Ale oczywiście można sobie także wyobrazić współodczuwanie X w stosunku do Y w tej kwestii. Tylko, co nam z tego wyjdzie? X odczuwa wdzięczność, którą Y odczuwa względem niego – to jest jeszcze możliwe. Ale w przypadku niewdzięczności chyba nie za bardzo. Bo czym by to było? X odczuwa, że Y nie odczuwa wdzięczności? Albo jeszcze śmieszniej: X odczuwa, że Y odczuwa niewdzięczność. Żeby ciągnąć ten wywód, potrzebowałbym wypić butelkę wina.
I jeszcze jedno droga Eleonoro. Piszesz: „… jeśli odczuwamy żal z powodu braku czyjejś wdzięczności, to jest to odczuwanie niewdzięczności.” Toż to chyba sprzeczne w sobie. Nawet jesli założymy, że niewdzięczność to coś, co jest, a nie coś, czego nie ma i na dodatek, że jest to uczucie, to na pewno nie jest ono tożsame z żalem. To nie wymaga uzasadnienia.
Bo z odczuwaniem, Panie Wsobny, to już tak jest, że albo się czuje albo nie i nawet „święty Boże” nie pomoże. Jeżeli można odczuwać czyjąś wdzięczność, bo można – na dodatek nie podważył Pan tego, to wydawałoby się, że jest też możliwe odczuwanie niewdzięczności, jako braku wdzięczności.
I oczywiście odczuwanie jej jest możliwe raczej względem jakoś związanych z nami osób, natomiast zauważać ją można względem Balcerowicza. I nie powinno być wątpliwości, że jeśli odczuwamy żal z powodu braku czyjejś wdzięczności, to jest to odczuwanie niewdzięczności wobec nas albo naszych bliskich, a żal ten wypływa nie z czego innego jak z oczekiwania na wdzięczność.
Czymże jest niwdzięczność X, jeżeli nie brakiem okazania i odczuwania wdzięczności wobec Y, na którą to wdzięczność Y oczywiście liczył, bo w przeciwnym razie nie czułby niewdzięczności ze strony X, byłby poza tematem.
Przegadywanka zsunęła się trochę niepostrzeżenie, bo nie rozróżniliśmy chyba na czas między zauważaniem niewdzięczności a jej odczuwaniem. Po zastanowieniu się przez chwilkę, nie jestem pewien, czy istnieje coś takiego, jak „odczuwanie niewdzięczności”. Jeżeli niewdzięczność wykazuje X i ma ona chyba więcej z postawy czy z nastawienia niż z uczucia czy odczucia, to jak Y może ją odczuwać? Myślę, że odczuwać można np. żal czy przykrość z powodu czyjejś niewdzięczności, a jej zaistnienie się po prostu zauważa bądź nie. Na dodatek, oczywiście zauważamy ją o wiele częściej jako reakcję na zasługi nie nas samych, tylko innych osób. Przypadek odwrotny świadczyłby o chorobliwym wręcz egotyźmie. Ja na przykład nie mogę już ścierpieć, jak wymuskane nieroby jeżdżą po Balcerowiczu jak po łysej kobyle.
Czy może odczuwać niewdzięczność, zwłaszcza wobec siebie, ten kto nie oczekuje wdzięczności? Jeśli ten ktoś robi coś wyłącznie z potrzeby serca, z zauważonej potrzeby u drugiej osoby, ze współczucia, z sympatii, z przyjaźni i nie uzurpuje sobie prawa do wdzięczności za okazane poświęcenie (itp.), czyż może odczuwać niewdzięczność, czytaj brak wdzięczności?
Można więc przedstawić sprawę w innym świetle, a mianowicie: nie ilość a nawet jakość gestów zasługujących na wdzięcznośc, ma wpływ na odczuwanie niewdzięczności świata, ale właśnie (czasami podświadome) robienie tego z oczekiwaniem wdzięczności, powoduje, iż odczuwamy niewdzięczność świata, czytaj brak wdzięczności.
I można uznać za szczere i prawdziwe, iż ktoś nie odczuwa niewdzięczności świata, ponieważ cokolwiek robi, robi to z potrzeby serca, z potrzeby wsparcia drugiego człowieka, i robi to na miarę swoich możliwości ( patrz: grosz biednej wdowy z Biblii a wkład bogacza), nie oczekując wdzięczności. Jest to odczucie osobiste, oczywiście analizujac dany przypadek pod kątem wdzięczności i w oderwaniu od emocjonalnego podejścia do sprawy, można próbować dowodzić bardziej lub mniej wyabstrachowanych odczuć.
Stąd też, cytując, że „liczenie na nią [wdzięczność] jest prawie zawsze naiwne i, co gorsza, małostkowe” można zaryzykować stwierdzenie, że odczuwane niewdzięczności jest małostkowe.
Nie odczuwanie niewdzięczności jako zapłaty świata może jednak świadczyć – co nie znaczy, że koniecznie świadczy – o osobistym braku wypracowania zbyt wielu powodów do tej wdzięczności (czy niewdzięczności) ze strony świata. Oczywiście wszyscy żyjący jesteśmy per saldo dłużnikami świata, niemniej niektórzy są większymi. Jeśli można mówić o kimś, że jeszcze się nie odwdzięczył w pełni, ale ma na to szansę, to nie ma tu mowy o niewdzięczności z prawdziwego zdarzenia. Jej istotą bowiem, jak myślę, jest nieświadomość, zapomnienie i anonimowość. Prawdziwi niewdzięcznicy po prostu nie uświadamiają sobie, że ktoś im coś wyświadczył, a jeśli już, to zapominają o tym szybko. A w ogóle, to najbardziej lubią nic o tym nie wiedzieć od początku.
Myślę, że nie powinno się też mylić wdzięczności z pozostałymi odczuciami względem innych ludzi, pozytywnymi lub nie. Zasługuje ona na odróżnienie – co nie znaczy na wyróżnienie – z wielu przyczyn. Np. dlatego, że bywa jedynym odczuciem, jakim możemy darzyć niektórych ludzi.
Inna sprawa, że z wdzięcznością jest chyba tak, że tylko jej wyrażanie (przede wszystkim czynne, ale jednak niekiedy też werbalne) bywa szlachetne, liczenie zaś na nią jest prawie zawsze naiwne i, co gorsza, małostkowe.
Nie odczuwam na sobie brzemienia przysłowia, że „niewdzięczność jest zapłatą świata”. Bardzo szanuję zmaganie się człowieka ze sobą, ze swoimi ułomnościami i pragnieniami, ze swoimi ograniczeniami, nie oczekuję szybkich i jednoznacznych efektów, staram sie dawać mu czas i WIERZYĆ w niego, i nawet kiedy wydawałoby się, że cos mi zawdzięcza a jednak nie odwzajemnia mi się tak jak bym chciała, nie określam go jako niewdzięcznika, co najwyżej wypowiadam mu swoje żale, jeśli jest mi bliski.
Nie mam też pretensji do kolei losu, staram się podejmować jego wyzwania i nie użalać się, cierpiałabym wtedy, gdyby moi najbliżsi, zwłaszcza mali nie radzili sobie z moją nieporadnością wobec tych wyzwań.
Nie stosuję się też w relacjach z ludźmi, którzy są mi w najmniejszym nawet stopniu bliscy, do cytowanych tu słów Arystotelesa, być może jego stwierdzenie ma większe znaczenie w przypadku zawdzięczania komuś pozycji społecznej bądź zawodowej.
Gdybym miała oszacować, czy często zwracam się do drugiego człowieka słowami: „jestem Ci wdzięczna za …”, odpowiem bez dłuższego zastanawiania się, iż rzeczywiście nie często. Przeważnie mówię: „jestem szczęśliwa, że …”, „cieszę się, że …”, „dziękuję Ci za to, że …”. Czy to oznacza, że jestem niewdzięczna? Może. Ja tak nie uważam. Staram się doceniać każdą najmniejszą rzecz i nie czuję, iż o wszystkim tym muszę mówić, wydaje mi się, że daje się to odczuć. Nie uważam też, że jeśli mam odwagę mówić komuś o jego (według mnie) wadach czy błędach, nawet jeśli potrafię się na niego za to zezłościć, to że sam juz ten fakt pozbawia mnie wdzięczności dla tego kogoś za coś innego.