zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Minister Beck wykazał się nieznajomością lub zignorowaniem nie tylko Sun Tzu. Również Clausewitz okazał się dla niego mylący lub za trudny. W pracy tego autora zatytułowanej O wojnie czytamy:

Z wielu więc względów jest rzeczą możliwą, że zniszczenie nieprzyjacielskich sił zbrojnych stojących naprzeciwko nas nie jest celem boju, tylko środkiem. W tych wszystkich wypadkach nie chodzi też o dokonanie tego zniszczenia, gdyż walka jest tu tylko probierzem sił, a wartość jej leży tylko w wyniku, to znaczy w rozstrzygnięciu.

Próbę sił można, w wypadkach gdy siły te są bardzo nierówne, zastąpić przez prostą ich ocenę. Wtedy też do boju nie dochodzi, a słabsza strona zaraz ustępuje. (Wyd. Mireki,  przeł. Augustyn Cichowicz, Leon Koc, s. 39).

Spacyfikowanie Polski i jej sił zbrojnych było dla polityków realnych Niemców zaledwie pragmatycznym środkiem osiągnięcia szerszych celów politycznych. Mogli tego dokonać poprzez walkę bądź sojusz. Jeśli byli uważnymi czytelnikami Clausewitza, a chyba tak, woleli raczej sojusz. Polacy poszli na próbę bardzo nierównych sił, bo zakładając ich patriotyzm, albo nie dokonali prostej oceny, albo po dokonaniu jej zdecydowali się na walkę ze względów innych niż pragmatyczne. Nie jestem historykiem, może dlatego przypuszczam, że do Klęski Września doszło z obu przyczyn na poły. Niedokonanie prostej oceny sił własnych i przeciwnika wystawia jak najgorsze świadectwo ówczesnym elitom, zwłaszcza wojskowym. Clausewitz pisze:

Przygotowania do wojny rozciągają się zwykle na wiele miesięcy, gromadzenie wojska w wielkich punktach skupienia wymaga przeważnie zakładania magazynów i składów i powoduje poważne marsze, których kierunek można dosyć wcześnie odgadnąć (ibidem, s.148).

Druga z zakładanych przeze mnie przyczyn to niepragmatyczne podejście Polaków do pragmatyczności wojennej Niemców. W Polsce toczy się przez cały czas dyskusja, czy to słuszne ponieść piękną idealistyczną porażkę w konfrontacji z pragmatycznością. Aktualnie jesteśmy świadkami polemiki (niebezpośredniej) na przykład poety Jarosława Rymkiewicza z historykiem Janem Ciechanowskim na temat Powstania Warszawskiego. Przed laty ten dyskurs prowadzili Zbigniew Herbert i Czesław Miłosz. Nieubłaganie pragmatyczny Clausewitz nie zostawia wątpliwości, że w kontekście wojny pragmatyzm jest nadrzędny wobec innych wartości. Albowiem wojna rządzi się takimi samymi prawami, co polityka i handel:

Twierdzimy więc: wojna nie należy do dziedziny sztuk lub nauk, lecz do zjawisk życia społecznego. Jest to konflikt wielkich interesów, krwawo rozcinany i tym tylko różny od innych. Lepiej niż do jakiej bądź sztuki da się ona porównać do handlu, który jest również konfliktem ludzkich interesów i czynności, a o wiele bliższą wojnie jest polityka, którą ze swej strony można uważać za handel na większą skalę (ibidem, s. 98).

Zatem można wysnuć wniosek, że jeżeli Beck i inni rządzący byli patriotami i znali lub co najmniej przeczuwali przewagę Niemców, to uznali, że życie i dobrostan narodu oraz bezpieczeństwo państwa można i należy podporządkować zasadom innym niż pragmatyczne. Pozwolili sobie na łatwość pogardzenia podejściem utylitarnym i ekonomicznym, które cytując moją niepublikowaną jeszcze pracę – jest zasadą dążenia do ilościowej i jakościowej przewagi korzyści etycznych (dobra, szczęścia, przyjemności) nad kosztami etycznymi (złem, cierpieniem, brakiem przyjemności). Tak w ujęciu utylitarnym, jak ekonomicznym, liczy się różnica czy proporcja między tym, co się osiąga, a tym, co się traci. W modelach teoretycznych – im ta różnica większa, tym lepiej, niezależnie od wysokości kosztów w poszczególnych przypadkach. Co przynosi dużo użytecznego dla ogółu i jednostek dobra, jest lepsze od tego, co przynosi mniej takiego dobra. Pod warunkiem, że różnica między dobrem tego pierwszego a kosztem etycznym, który pociąga, jest większa niż analogiczna różnica w przypadku tego drugiego. To prowadzi do paradoksalnego wniosku: większe koszty etyczne takie jak zło, cierpienie, brak przyjemności, są lepsze od mniejszych kosztów tego typu, jeśli przynoszą relatywnie więcej dobra w porównaniu z dobrem pociągającym te mniejsze koszty. Więc lekarz, który wyleczył stu pacjentów, ale kosztem niewyleczenia pięćdziesięciu, jest lepszy od tego, który wyleczył pięćdziesięciu pacjentów, ale kosztem niewyleczenia pięciu. Mowa o przypadku, kiedy wszyscy niewyleczeni przez nich zmarliby. W sytuacji tego pierwszego bezwzględna – tu w podwójnym znaczeniu tego słowa – czysta (netto) korzyść wynosi pięćdziesięciu pacjentów, a tego drugiego czterdziestu pięciu. Mimo że bezwzględna (modelowo utylitarna) kalkulacja wskazuje na wyższą etyczność pierwszego lekarza, intuicja może wskazać na tego drugiego. W tym świetle mniej dziwi stwierdzenie na temat utylitaryzmu:  doktryna ta «godna jest tylko świń».

Beck i inni rządzący, będąc politykami, opowiedzieli się za czymś innym niż pragmatyczność i realność. Powstają pytania: czy kiedy podejmowali nierealne decyzje polityczne, to myśleli o ich realizacjach w wojskowości i gospodarce – obszarach, które są przedłużeniem polityki i trudno w nich ignorować realizm? Czy i jak wyobrażali sobie te przejścia z niedorzeczności w dorzeczność? Chyba Beck o czymś myślał, składając modele w Rumunii po ucieczce z Polski – płonącej w realnej, przegranej z góry wojnie.

Wiesław Żyznowski

 

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0