27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Filmu nie docenili widzowie i krytycy, jak się zdaje. Być może z przyzwyczajenia, że niewiele obrazów może unieść najwyższy ładunek emocji. Ten film go unosi, między innymi dzięki czułej reżyserii, ascetycznemu, niezwykle precyzyjnemu scenariuszowi i subtelnej grze Anny Paquin. Wszystkie postacie zachowują się przez cały czas z nieco podwyższoną serdecznością i wyszukana delikatnością, nawet Niemcy są jakby inni od tych, do których przyzwyczailiśmy się w filmach. Wywołuje to u widza poczucie, że uczestniczy w historii, która mogła się zdarzyć raz w dziejach. Ani jednego kawałka sceny nie dałoby się ująć bez straty dla całości, nie chciałoby się zmienić ani jednego wyrazu twarzy czy gestu. Najmłodsza w historii zdobywczyni Oscara, Anna Paquin gra nie tak, jak zachowywała się podczas wojny Irena Sendlerowa, tylko jak powinno się zagrać kogoś takiego, jak ona. Kogoś, kto przemycił z getta warszawskiego 2,5 tysiąca dzieci, narażając się wielokrotnie na śmierć, wreszcie został na nią skazany po torturach gestapo i umknął jej o włos. Złego słowa nie można też powiedzieć o grze innych aktorów, w tym Danuty Stenki i Mai Ostaszewskiej.
Pewne swego przerażenie wchodzi w widza powoli, niezależnie od tego, czy znał wcześniej pokazywaną historię. Scena, w której ojciec wypycha synka przez dziurę w podłodze wagonu w pociągu wiozącym Żydów do obozu śmierci w Treblince jest nie do zniesienia nie tylko dla ojców mających synów i synów mających ojców.
Dla widzów polskich zrobiono dubbing, co w wypadku takiego obrazu jest słuszne. Są historie, które Polacy powinni oglądać tylko po polsku. W „Pianiście” mówiący po angielsku aktorzy razili bardziej niż w innych obcojęzycznych filmach o Polakach. Zmienianie znaczenia tytułów na gorsze podczas tłumaczenia z oryginału na polski ma długą tradycję. Ten film nie opowiada o dzieciach Ireny Sendlerowej, nie opowiada także o niej, tylko o jej „odważnym sercu”.
Sława i chwała przyszły do Ireny Sendlerowej pod koniec życia. Chyba nie przyjdą do filmu, który zasługuje na to, by o niej opowiadać.
Wiesław Żyznowski
Do fana maxa webera
Albo: czy wyznając jedne wartości, nie odsuwamy na bok innych, które uznajemy, choć tym samym ich tak nie celebrujemy?
@ Krakus
Jeżeli wartość to dobro – zawsze będzie nas łączyła.
Sposoby są różne; dobro w nas w innych i dla innych. Problem polega na silnej woli, aby wzajemnie ją wyznawać.
Do fana maxa webera
Jak to jest z wartościami? Niby ich istnienie jest niezaprzeczalne; niby ktoś wyznaje bardziej te niż tamte; niby wyznawcy tych samych powinni czuć wzajemną wspólnotę, a różnią się.
To nie wartości nas łączą, ale sposób w jaki je wyznajemy.
@ Punia
Wspanialy wiersz. Od razu zrobilo sie przyjemniej na tym blogu. Bede mogla kontenplowac te bardzo wartosciowa mysl jutro w mojej dlugiej podrozy.
Do komentarza Pani Uli:
Nie rozumiemy sie. Sama aktywnosc to nie jest jeszcze cecha pozytywna. Ktos moze byc aktywny w dzialaniu destruktywnym czy w bezsensownej klotni, ktora nic nikomu dobrego czy wartosciowego nie przynosi. Nie znaczy to jednak, ze rzeczy ktore nie sa dla mnie dobre nie sa znakomite dla kogos innego. Nigdy nie tworze sobie opinii na podstawie osadow osob trzecich. Wiec nie zamierzam rozmawiac z kimkolwiek na Pani czy czyjkolwiek temat. Wybralam trud pisania w blogu zamiast plotkowania (chociaz byloby to bardziej kobiece). Po to aby poznac ludzi oraz ich mysli bezposrednio.
Moj swiat jest oparty na prostocie: czyli na tym co jestem w stanie sama bezposrednio doswiadczyc: co sama widze, slysze, czuje w bezposrednim kontakcie z czlowiekiem, ludzka mysla, natura czy otoczeniem. Moze w ten sposob wiem duzo mniej. Jednak w zamian za to znam rzeczywistosc z mojego punktu widzenia. Jak mi kiedys podstawowych zmyslow zabraknie to bede pytac innych o interpretacje. Narazie wbrew stworzonej tutaj opinii nie jest ze mna az tak zle. Slepcem jeszcze nie jestem wbrew tym, ktorzy mi zycza inaczej.
@ Krakus
„Miłość mi wszystko wyjaśniła,
miłość wszystko rozwiązała –
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała”
Karol WOJTYŁA
Irena Sendlerowa, która ma kochające serce i można Jej do końca zaufać. Niezagubiona w słowach i czynach.
Czy może być dla nas przykładem?
Pani Doroto,
To co piszę w zupełności wystarczy, ja wolę się wyrażać akurat w ten sposób.
Za to o interesujących Panią kwestiach w temacie mojej osoby proszę porozmawiać z „kimś kogo Pani zna od bardzo dawna”, jego zdanie będzie najlepszą i na pewno najbardziej wiarygodną wersją co do mojej, mimo Pani odmiennego zdania, dość aktywnej osoby (bo przecież Pani mnie w ogóle nie zna). Nie potrzebuję nic od siebie dopowiadać!
Nawet w kwestii tak przeczołganej przez Panią pomocy charytatywnej. (Szkoda, że Pani nie widzi jak trudno być wiarygodną po pewnych szczerych stwierdzeniach.)
Pani Ulu,
W odniesieniu do Pani komentarzy z wczoraj.
To co pisze na blogu nie stanowi zadnej tajemnicy (ani sluzbowej czy prywatnej). Natomiast informacje, ktore powierzam ludziom zaufanym stanowia nasza wlasna tajemnice. Jezeli ma Pani cos pozytywnego do napisania o sobie czy o innych na bazie wlasnej wiedzy, doswiadczenia, swojego sprytu i swojej inteligencji (bez rozpowszechniania i manipulowania informacjami podstepnie przemyconymi) to wartosc tego bylaby duzo wieksza. Dla scislosci chodzi o wyzsze zarobki i wyzsza pozycje a nie zadne szczycenie czy chwalenie sie czymkolwiek. Tak w ogole wszystko wyzsze. A cala sprawa opiera sie tylko o dwa wspolczynniki: czas + przestrzen.
Pomoc charytatywna jest dla mnie wartoscia. Jednak tylko wtedy kiedy jest oparta o szczera milosc i wlasne pieniadze. Natomiast redystrybucja srodkow to tylko praca.
Do Puni
Jeszcze nie wymienia Pani jednej nader często stosowanej formy na tym blogu w temacie „ustalania opinii o człowieku”, a mianowicie przypisywania jego wypowiedziom lub czynom takich rzeczy, których nie wypowiedział ani nie zrobił.
@ Krakus
„Czasem ustala się opinię o człowieku na podstawie tego, co sam o sobie mówił, a jeszcze częściej na podstawie tego, co inni o nim mówili, nie zostawiając sobie czasu na namysł i osąd”
Zastanawiam się nad jednym delikatnym pytaniem:
Czy większą wartością dla nas stanowiłaby opinia człowieka o naszych czynach, że jesteśmy jak Irena Sendlerowa, czy lepiej śmiało wszystkim wmawiać, że „jestem jak Irena Sendlerowa”?
Pani Doroto,
Akurat o swojej „wspaniałej” pozycji zawodowej, a między wierszami również o solidnym wynagrodzeniu, pisze Pani na tym blogu systematycznie średnio co miesiąc.
Ale tym razem wymienia Pani także swoje działania charytatywne.
Powiedziałabym, że „bardzo smutnym” jest raczej to, że Pani zamiłowanie do lekkości jest w tym wypadku obarczone poniżającym ciężarem, bo przecież wg Pani jak już cytowałam: „pomoc charytatywna należy do najbardziej poniżających i niczego nie rozwiązujących działań”.
Poniżające zaczyna być też to przegadywanie między nami, za co ja ze swej strony z góry przepraszam.
Pani Ulu,
Znamy siebie oraz innych tylko na tyle na ile nas sprawdzono. Na temat zarobkow napomknelam w rozmowie tylko z jedna jedyna osoba na tej planecie. Kims kogo znam od bardzo dawna, czlowiekiem biznesu i temat nie powinien nalezec do czegos dziwnego. Zdecydowanie nie w kontekscie szczycenia sie. Chociaz ta informacja jest od lat do publicznego wgladu nikt inny nigdy nie slyszal ode mnie nic na temat wysokosci zarobkow. I nie dlatego, ze mam sie czego wstydzic. Jednak jak widac rozni ludzie rozne rzeczy uwazaja za wstydliwe. Ich sprawa. Natomiast bardzo smutnym jest to, ze wlasnie Pani pisze na ten temat.
Jezeli chodzi o pomoc charytatywna to jak narazie stac mnie jedynie na pomoc polskim dzieciom. Teraz zaczynam rozumiec: Polska przeciez nie jest trzecim swiatem tylko juz Europa. Faktycznie jeszcze nigdy nie pomoglam zadnemu Afrykanczykowi. Nie dlatego ze mam cos przeciwko tej ideii czy z powodu braku serca tylko nie mam czasu i sil aby to zorganizowac.
Ponadto staram sie oszczedzac i dbac o moje wlasne interesy (bo kto ma dbac) oraz inwestowac tak aby nie musiec samej korzystac z pomocy charytatywnej w przyszlosci. Chociaz jezeli Pani ma tak duzo pieniedzy do rozdania to ja sie tez zastanowie czy moje dzialania sa sluszne i wlasciwe. Moze jednak jestem na zlej drodze. Moja ulomnosc, widoczny brak inteligencji i cala lista wad wrodzonych powinna w 100-tu procentach kwalifikowac mnie do zostania przedmiotem pomocy charytatywnej. Tylko bez zadnych manipulacji: “wszystkim po rowno i wedlug potrzeb”. “We need takers and givers to keep balance”.
Pani Doroto,
A skąd biorą się „Ireny Sendler”? Może z tego samego źródła co pieniądze?
Wyznaje Pani pogląd, że to Bóg: „swoim dzieciom daje to, co dobre, co najlepsze i w swojej hojności przekracza nasze najśmielsze marzenia i oczekiwania”.
Skoro w odniesieniu do Ireny Sendler wypowiada Pani słowa: „cała siła zwycięstwa jest w nas. Nosimy ją w sobie cały czas. Musimy tylko umieć ją wyzwolić’, a wiemy że siła zwycięstwa Ireny Sendler objawiła się darem bezgranicznego (bezinteresownego) oddania potrzebującemu człowiekowi, to być może Bóg / świat wymaga od nas , abyśmy tak samo (bezinteresownym oddaniem) odwdzięczali się za siłę, którą zdołaliśmy w sobie wyzwolić. U jednego jest to „odważne serce”, u drugiego zdolność zarabiania pieniędzy, nie wspomniawszy o całej rzeszy innych zdolności.
Np.: Pani zdolności manipulacyjne – być może ceniłabym je sobie, gdybym była Pani pracodawcą; byłaby Pani skuteczna, co wymiernie oceniałoby rezultaty Pani pracy.
Jednak na tym blogu chcielibyśmy spełniać jakieś podstawowe normy uczciwości intelektualnej.
Naiwnie i prowokacyjnie pyta mnie Pani: „w kim widzę szyderstwo”, podczas gdy dla wszystkich czytających jest to raczej oczywiste.
Odwrócę pytanie: Na podstawie czego uważa Pani, że: „pomoc charytatywna należy do najbardziej poniżających i niczego nie rozwiązujących działań” wobec najtrywialniejszego faktu, że np. afrykańskiemu dziecku może uratować życie szczepionka, która kosztuje 5$, a miesięczna kwota, za którą można je wyżywić i ubrać to 15$. Czym wobec tegoż faktu jest „wysokie wynagrodzenie”, którym tak się Pani szczyci, mimo iż nie jest to wynagrodzenie porównywalne do Oprah Winfrey i które zapewne w imię przytaczanych poglądów nie stanowi jakiegokolwiek udziału w bezinteresownej pomocy potrzebującym (a ponieważ są często dziećmi albo kalekami, to choćby mieli siłę w przyszłości, nie potrafią na ten moment sami sobie pomóc)?
Nie rozumiem dlaczego normalnym wydaje się, że Irena Sendler ma się swoją wspaniałością dzielić, a ktoś kto potrafi zarabiać pieniądze, ma się nie dzielić?
Co do negatywnych myśli, proszę się wczytać w swoje komentarze, tam znajdzie Pani odpowiedź na wszystkie swoje wątpliwości.
Do: Pani Uli
A skad biora sie pieniadze? Jak powstaja organizacje? Zbiorowosc czy indywidualna osoba ma wieksze mozliwosci kreowania? Czy dziesieciu przecietnych artystow jest w stanie namalowac lepszy obraz niz jeden genialny artysta? Dlaczego biedni powinni by biednymi? Dlaczego sa ludzie aktywni i zadowoleni a po przeciwnej stronie bierni i negatywni? Czy dawcy musza zawsze dawac a biorcy tylko brac? Czy nie mozna tego zmienic? Czy pomoc charytatywna nie przypomina zabawy ludzi bogatych w Sw.Mikolaja? Zabawy w ktorej mozna sie latwo i lekko pozbyc toksyn winy i odpowiedzialnosci. Jest ona jednak zabawna tylko dla tych ktorzy nie sa przedmiotem pomocy charytatywnej. Nie powiedzialam przez to, ze jest to zla zabawa i ze jej nie popieram. Natomiast nie wiem w kim Pani widzi szyderstwo. Warto sie wyzbyc takich negatywnych mysli (tylko nie przekazywac ich charytatywnie).
Myślę też, że niezaprzeczalnym wzmocnieniem siły Ireny Sendler było to, iż codziennie wracała (niezależnie od tego, czy sama, czy z żydowskim dzieckiem „pod pachą”, ryzykując życiem domowników) do „ciepłego domu, kochającej rodziny, wiernych przyjaciół, dobrych znajomych i do tego co jest bezpieczne” i bynajmniej nie podważało to wartości jej poświęcenia, ofiarności i nie wykluczało sensu tego co robiła.
Wydaje się, że największym błędem, który popełniamy, jeśli chodzi o pomoc potrzebującym, jest to, iż zakładamy, ze skoro nie stać nas na bycie „Ireną Sendler” to nasza pomoc nie jest warta zachodu albo po prostu usprawiedliwiamy w ten spodób naszą znieczulicę.
A tymczasem o jaką niewyobrażalną ilość mniej zdziałałaby Irena Sendler gdyby nie ludzie dobrej woli, którzy na co dzień w najróżniejszy sposób (każdy według swoich możliwości) jej pomagali, gdyby nie fundusze i układy Żegoty.
Podobnie czym Pallotyni żywiliby, ubierali i uczyli osierocone afrykańskie dzieci, gdyby nie hojne „datki ludzi dobrej woli”, co rozdawałyby Urszulanki ubogim rodzinom, gdyby „ludzie dobrej woli” nie przynieśli paczek żywności, ubrań i zabawek, za co opiekunowie domów dziecka kupowaliby podręczniki, ubrania, środki czystości swoim wychowankom, gdyby nie datki darczyńców, jak rodzice dzieci z porażeniem mózgowym realizowaliby dwa razy dziennie programy rehabilitacyjne, do których potrzeba jednoczesnie dwóch – trzech osób, gdyby nie zgłaszający sie do pomocy ochotnicy, itd.
Dziwi mnie, że mimo iż tak samo łatwo jest ofiarować coś od siebie drugiemu charytatywnie, jak szydzić sobie z charytatywności, to jednak są tacy co wybieraja mimo wszystko szyderstwo.
Nalezy wyjsc od tego; ze dzieki fenomenalnej przenikliwosci umyslu i niezwyklej wrazliwosci serca autora tego blogu powstal wpis pt “Dzieci Ireny Sendlerowej” (“The courageous Heart of Irena Sendler”). W jego jednym zdaniu (“Ten film nie opowiada o dzieciach Ireny Sendlerowej, nie opowiada także o niej, tylko o jej „odważnym sercu”) jest zawarta cala roznica percepcji czlowieczenstwa jaka powstala na przestrzeni dziesiatek lat u ludzi w Polsce i ludzi (mlodych, starych i dzieci) Zachodu (lub przynajmniej anglojezycznej czesci swiata). Jest wyrazem spojrzenia indywidualisty na indywidualna historie ludzka. Jest spojrzeniem na czlowieczenstwo jako zespolona calosc a nie na jeden wycinek czy fragment zycia. Wg. Tworcow tego filmu dzieci sa wazne na rowni z “Courageous Heart ” czlowieka – kobiety czy mezczyzny bez wzgledu na wiek. Nie byloby uratowanych 2.5 tysiaca dzieci gdyby nie: “The courageous Heart of Irena Sendler”. Czyli miedzy “Odwaznym Sercem” a 2.5 tysiacami zyjacych dzieci mozna postawic znak rownosci. Cala sila zwyciestwa jest w nas. Nosimy ja w sobie caly czas. Musimy tylko umiec ja wyzwolic. Nie ma to nic wspolnego z dzialalnoscia charytatywna. Pomoc charytatywna nalezy do najbardziej ponizajacych i niczego nie rozwiazujacych dzialan. Rzucenie grosika na odczepne nie mozna porownywac z walka o czyjes zycie z pobudek serca w narazeniu siebie samego.
@ Krakus
„Prawda emocjonalna”
Uczestnicząc nawet w najmniejszej pomocy dzieciom jest pięknym gestem. Udział w imprezach charytatywnych, gdzie otrzymujemy podziękowania przy których uważamy, że to i tak za mało co mogliśmy podarować. Uczymy nasze dzieci, aby uwrażliwić na głód i choroby innych potrzebujących dzieci.
Czy po „wszystkim” nie wracamy do ciepłych domów, kochających rodzin, wiernych przyjaciół, dobrych znajomych i do tego co jest bezpieczne, a nasza wolność czy jest wolnością otwartą i każdego dnia dziękujemy za to Bogu?
Czy nasza bohaterka mogła to samo odczuwać, narażona za każdą pomoc tylko wypełnionym strachem – egzekucją, śmiercią, tym co jest wolnością zamkniętą?
Film uświadamia, że nie mam tyle odwagi na porównanie z Kobietą, która „żyjące serce” ofiarowała dla niewinnych dzieci i dlatego wciąż nie ten czas…
Jak widać przywołane przemyślenia prałata papiesiego są na tyle uniwersalne, że może się z nimi utożsamiać zarówno on – działacz charytatywny (mimo tego, że „tak naprawde nie wiemy co jest dla nas dobre z perspektywy wiecznosci”, ani że „Najwiekszym paradoksem rzeczywistosci tutaj na tej Ziemi jest to, ze czlowiek przypisuje sobie samemu odpowiedzialność za rzeczy, na ktore nie ma żadnego wpływu”, jak tez ktoś, kogo z różnych względów nie pociąga idea działalności charytatywnej.
Może dawane jest nam to, w czym najlepiej się odnajdziemy i czym najlepiej przysłużymy się światu.
Zapomnialam dodac dopisek: iz kwintesencja powyzszego komentarza powstala na bazie przemyslen jednego z moich bardzo starych przyjaciol (starych nie wiekiem tylko dlugoscia przyjazni a to jest zaleta) – pralata papieskiego, dzialacza charytatywnego, znakomitego znawcy biblii w jezyku hebrajskim.
Dzieki pjm.
Caly problem polega na tym, ze tak naprawde nie wiemy co jest dla nas dobre z perspektywy wiecznosci. Czy jest lepsza smierc czy narodziny? Czy nasza forma cielesna jest szczytem doskonalosci a moze nicosci i ponizenia. Jezeli cierpimy to dlaczego? Czy nam sie nalezy cierpienie czy radosc? Czy jest mozliwe aby wszyscy byli szczesliwi? Najwiekszym paradoksem rzeczywistosci tutaj na tej Ziemi jest to, ze czlowiek przypisuje sobie samemu odpowiedzialnosc za rzeczy, na ktore nie ma zadnego wplywu. Czesto sie buntujemy przeciw niesprawiedliwosci, stracie, krzywdzie, smierci. Bog jednak zna terazniejszosc, przyszlosc i wiecznosc, dlatego swoim dzieciom daje to, co dobre, co najlepsze i w swojej hojnosci przekracza nasze najsmielsze marzenia i oczekiwania.
Zadne zycie nie powstaje i nie konczy sie bez ingerencji Boga. Nasze cialo jest jak mala muszelka , ktora Bog napelnia i oproznia w odpowiednim czasie. Matki moga sobie jedynie wybrac ojca (chociaz w tym tez sa ograniczenia) dla swoich dzieci a reszta jest sprawa boska. Tymczasem znam matki traktujace swoja role rodzicielska jakby to one same byly stworcami. W zapatrzeniu w swoja stworcza role czasami zapominaja o wiekszym dziele, w ktore moglyby sie bardziej wydajnie zaangazowac to jest wychowanie, wyzywienie i okrycie swoich wlasnych dzieci. Szczesliwie dla porzuconych i zaniedbanych dzieci nie DNA decyduje o milosci.
Czas jest właśnie ciągle TEN.
Jak nie tu, to tam jest jakaś wojna, jakaś mniejsza lub większa krzywda dzieje się dzieciom: masowo głodują, chorują, są wykorzystywane, zabijane, osierocane.
I nie teoretycznie, ale praktycznie każdy z nas jest w stanie tym dzieciom na co dzień pomagać, choćby w najprostszy sposób odkładając swój symboliczny „grosik” przekazywany organizacjom charytatywnym, domom dziecka; interesując się swoim otoczeniem pod kątem potrzebujących pomocy; ucząc swoje dzieci ofiarowywania którejś z własnych rzeczy w czasie zbiórek świątecznych dla domów dziecka, itd. A jeśli kogoś jest na tyle, to oczywiście robić dużo więcej i jeszcze więcej.
Rzeczywsitość empiryczna jest dla nas kulturą dlatego i tylko o tyle, o ile ujmujemy ją w odniesieniu do idei wartości; obejmuje ona te i tylko te częsci składowe rzeczywistości, które stają się dla nas znaczące dzięki temu odniesieniu. (Max Weber)
To: Punia.
“TO BE, OR NOT TO BE : that is the question”
William Shakespeare
One of the most important qualities for human being is a freedom. If you want “TO BE” you need a freedom. Or you will become a marionette.
FREEDOM (WOLNOSC) it is the most misunderstood concept among many people. To minds of many people „Freedom it is just to do anything”. Unfortunately that’s the best receipt for endless torment.
Freedom it is your deep inner strength and ability to make things happen. That depth gives you the resources to deal with whatever comes your way.
Freedom does not mean War. Freedom means Peace.
@ Krakus
Czy mamy podzielonych oglądających
„Uśpiona inteligencja” widzi film, mało dosadne obrazy, rozpacz, bohatera przy którym odważnie nadużywają przymiotników, a może chcą bardzo upodobnić się do niego, ale to przecież nie ten czas…
„Czujna inteligencja” swoim przenikliwym spojrzeniem dostrzega historię czasu wojny. A co najważniejsze wyostrzony wzrok pozwala dotknąć „Krwawe życie Bohatera, który w każdej godzinie całym sobą BYŁ”
Ps. Krakus – wspomnienia czasu wojny mnie paraliżują, czujne oglądanie to wciąż ponad siły.
Jestem dumna z Naszej Polski, że miała takiego Bohatera – Kobietę.
Film i jego twórcy świadomie umieścili się w czułej relacji (delikatnie z boku) wobec heroizmu Ireny Sendlerowej, będącego swoistym arcydziełem.
Wojna. W ocalałym przytulnym mieszkaniu kochająca ciężko chora matka, wpatrzona w swoją córkę, zatroskana o jej los. Ojciec (choć nie żyje) i jego idee ratowania– jak pochodnia płoną w sercu dziewczyny. W tle wątek zakochanego w niej, wartościowego chłopaka.
A ją wsysa to piekło, ta agresja, ta śmierć.
Przed murami getta toczy się w miarę normalne życie, nawet karuzele kręcą się wesoło w pobliżu.
Gdyby matka i chłopak byli ludźmi mniejszego formatu, zapewne mogliby mieć do niej np. żal, że nie docenia ich oddania, miłości, myśli tylko o swoich ideach. Ale na szczęście tak nie jest, ma wokół siebie ludzi podobnego formatu, mimo iż nie tak heroicznych.
Za murami masa wygłodniałych osieroconych dzieci umierających na ulicach – te może najłatwiej wyprowadzać z getta, nakarmić, ubrać, nauczyć polskiej modlitwy, pozwolić dziecku na chwilę poczuć się bezpiecznie, przekazać dalej chętnej rodzinie i pędzić z powrotem do tysięcy upchniętych tam przeznaczonych na śmierć dzieci.
A nad szyją pętla czasu, dostrzegana tylko przez niektórych.
Ale to nie wszystkie dzieci. Wiele z nich mieszka nadal ze swoimi wielopokoleniowymi rodzinami w kamienicach objętych gettem. Jak przekonać ich matki, ojców, dziadków, patrząc im w oczy, niemal wyrywając im te dzieci z rąk, że powinni ODDAĆ je obcym polskim rodzinom i najprawdopodobniej nigdy więcej ich nie zobaczyć, a może jednak to wszystko jakoś się ułoży, przecież Niemcy to cywilizowany naród. Dzieci nie są w stanie zrozumieć tej rozłąki, a nie ma czasu na czułości. Jest jeszcze tyle innych dzieci …
Pomyślałby ktoś na zdrowy rozsądek, przecież można by tak pośrodku: przemycać bochenek, dwa chleba do getta, chodzić tam jako pracownik pomocy socjalnej, wydawać żywność ludziom, robić wszystko co potrzeba, ale w ramach jakiegoś bezpieczeństwa – takich odważnych ochotników była garstka, kilkadziesiąt osób.
Ale Irena Sendler, będąc takim właśnie pracownikiem uświadomiła sobie, że „nic nie robi dla tych dzieci”.
Współodczuwająca, wielkiego serca, wyostrzona, skuteczna, przekonana, waleczna, nieusłuchana, nieugięta.
Ale zapewne znaleźli się by i tacy, co by powiedzieli: zarozumiała, niemądra, niewdzięczna, i nie wiadomo czy to wszystko ona.
Cytuję Dziennik;
Według słynnej anegdoty z planu „Maratończyka”, Dustin Hoffman biegał jak szalony, by przed kamerą wyglądać na zmęczonego, zszokowany sir Lawrence Olivier zapytał go: „a nie może pan tego zagrać”