27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Instytut Pamięci Narodowej zaprosił brata i mnie na „udostępnienie do wglądu” akt osobowych byłych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy w latach 50. ubiegłego wieku prowadzili śledztwa przeciw naszemu ojcu Zbigniewowi Żyznowskiemu. Odmówił on służby wojskowej i pracy w kopalnianej brygadzie specjalnej, wchodzącej w skład paramilitarnej formacji „Służba Polsce”, co spowodowało, że spędził w więzieniu około dwóch lat.
Pierwszy niech będzie Żyłą Wodną. Urodził się w 1925 roku w Złożeńcu. Był pochodzenia chłopskiego, rodzina miała gospodarstwo i dwie morgi ziemi. Jego ojciec jeszcze przed wojną był członkiem PPR. Miał czterech braci. W czasie II wojny światowej był w grupie Newskiego partyzantem o twardo brzmiącym pseudonimie. W 1943 roku wstąpił do Gwardii Ludowej, a w 1944 roku do Armii Ludowej, w której służył w konspiracji do stycznia 1945 roku W tym samym roku po wstąpieniu do Milicji Obywatelskiej złożył w Olkuszu ślubowanie, w którym napisał: „Czując się uczciwem Polakiem, chcę dołożyć swojej przysługi w nowo oswobodzonej, demokratycznej Polsce”. Podpisał także zobowiązanie, z którego jeden cytat brzmi: „Tajemnicy służbowej dotrzymam i nigdy jej nie zdradzę […] w przeciwnym razie będę surowo ukarany według prawa”. W 1958 roku zdał maturę eksternistyczną, w 1962 roku ukończył Zawodowe Studium Administracyjne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a w 1967 roku studia wyższe, również na UJ. Mieszkał w Krakowie przy al. Słowackiego. W MO przeszedł ścieżkę od plutonowego do podpułkownika, którym został w 1968 roku. W 1971 roku objął funkcję naczelnika wydziału IV SB. Otrzymał piętnaście odznaczeń państwowych. W 1976 roku zarabiał 13 200 zł miesięcznie. Był przełożonym drugiego ubowca, o którym mowa poniżej. W 1976 roku skierował do generała brygady Stanisława Kowalczyka pismo o zwolnienie ze służby, co wkrótce nastąpiło. Złożył wówczas zobowiązanie, w którym obiecywał „zachować tajemnicę służbową do śmierci”. Po zwolnieniu, w sierpniu 1977 roku, otrzymał 13 200 zł emerytury, czyli dokładnie tyle, ile wcześniej zarabiał. Miał syna i córkę.
Drugiego ubowca nazywam Mądrym Wołem. Urodził się w 1927 roku w Chorągwicy pod Wieliczką, trzy lata wcześniej niż mój ojciec i niemal jako jego sąsiad – dzieliło ich kilka kilometrów. Ojciec Mądrego Wołu był emerytowanym górnikiem. Miał dwóch braci i trzy siostry. Ukończył szkołę podstawową oraz liceum zawodowe w Wieliczce. Zdobył zawód ślusarza, praktyki zawodowe odbywał w Pawlikowicach. Następnie pracował jako kalkulator w Zakładach Budowlanych Maszyn i Aparatury w Krakowie. Nie odbył przeszkolenia wojskowego. W 1948 roku ożenił się, do czasu zakończenia służby prawdopodobnie nie miał dzieci. Zamieszkał z żoną w Wieliczce. W 1952 roku wstąpił do partii i jednocześnie do UB. Jako powód swojego zgłoszenia podał w podaniu: „Ponieważ praca ta będzie mi odpowiadała”. Złożył wówczas deklarację: „Jako świadomy członek partii, chcę przez pracę w organizacji bezpieczeństwa przyczynić się do umocnienia władzy ludowej i jej bezpieczeństwa”. W UB nie pracował samodzielnie. Został wydalony ze służby w 1956 roku za incydent z alkoholem i bronią. Na karcie zwolnienia jako powód wpisano „wykroczenie natury moralnej”. Został skazany na 2,5 roku wiezienia.
Dziwne uczucie przeglądać poufne akta ludzi, ponad pół wieku temu mogących bezkarnie decydować o życiu i śmierci dwudziestokilkulatka, który później został moim ojcem. Mogli z łatwością, według swojego widzimisię, nawet mimowolnie, zlikwidować możliwość przyjścia na świat mnie i mojego brata, naszych dzieci, wnuków, aż po koniec wszystkich rodów, które rozgałęziając się, ostatecznie powstaną wskutek rozrodczości mojego ojca. Wpatruję się w twarze ubowców na zdjęciach dołączonych do akt. Jeden wygląda, jakby jeszcze poprzedniego dnia klepał pług, jego rysy są wyostrzone, jakby ich właściciel był zmuszony do kierowania się w jakąś stronę. Gładsze rysy drugiego wskazują na twarz, od której odbiły się różne impulsy.
Od początku istnienia IPN ojciec słał pisma do tej instytucji, ale przez siedem następnych lat, póki żył, urzędnicy nie zdążyli pokazać mu jego teczki. Minęło kilka następnych lat i państwo polskie umożliwia mi i bratu zapoznanie się wybranymi szczegółami z życia służbowego i prywatnego ubowców, którzy zajmowali się ojcem. Państwo mści się na tych, których niegdyś nagradzało, hołubiło, odznaczało. Czym jest państwo polskie? Czy tysiącletnim, ponadindywidualnym bytem kierującym się moralnością własnego przetrwania i niepoczuwającym się do wierności wobec swoich sług? Bo nie nieistniejącym w żadnej formie ani wymiarze widmem na usługach aktualnych funkcjonariuszy, którzy rządząc, mogą się obrócić przeciw wcześniejszym kolegom po fachu. Nie, naród i jego duch liczą się bardziej niż widzimisię funkcjonariuszy.
Ważniejszy z dwóch ubowców otrzymał piętnaście odznaczeń państwowych, a ja czytam o jego chorobach i słabostkach, o tym, jak się prosił, żeby na koniec służby w 1976 roku do emerytury w wysokości 13 500 złotych dorzucono mu jeszcze jeden ważny medal. Urzędnicy, jak kiedyś odznaczali się nawzajem po piętnaście, dwadzieścia razy, tak robią to nadal – raczej bez zażenowania. Mojego ojca nie odznaczono. Przepracował zawodowo niemal pięćdziesiąt lat, jak pamiętam, w 1976 roku jego pensja wynosiła około 4000 złotych – osoby młodsze i ewentualnie z zagranicy informuję, że było to około 40 dolarów amerykańskich.
Wiesław Żyznowski
Drogi IPN-ie. Ależ dlaczego piszesz, że „wreszcie” piętnuję oprawców? Przez sekundę z mojego 46-letniego życia nie było tak, że ich nie piętnowałem, napromieniowany przez Ojca traumą z prawdziwego zdarzenia, która nigdy nie pozwoliłaby mu być na przykład jawnym opozycjonistą. Co oczywiście nie zmienia prostego spostrzeżenia, że jeśli chodzi o moje pokolenie, łatwiej i milej było dzieciom ubeków. Zresztą nadal tak jest, ich potężna reprezentacja siedzi na prominentnych, nieusuwalnych stołkach urzędniczych i bezkarnie ćwiczy takich, jak ja- podobnie jak ich ojcowie ćwiczyli mojego Ojca. Choć oczywiście różnica między epokami jest tak monumentalna, że godna opisania przez nowego Tołstoja. Napisz jeszcze.
Chwalić trzeba, że tak autor wreszcie piętnuje oprawców swojego Ojca, a przez to i ten zbrodniczy system PRL, ktory tak potraktowal ojca-bohatera.
Czyżby wreszcie minął już żal, że ” nie był synem ubeka?”
To wszystko zalezy jak ktos kogos chce widziec. Kazdy ma swoj punkt widzenia i swoja wlasna perspektywe.
Ja zdecydowanie nie wstydze sie zadnych z moich posiadanych przynaleznosci obywatelsko-narodowo-pochodzeniowych. Natomiast z ideami czy ze stylem zycia roznych nacji swiata niekiedy utozsamiam sie chociaz bardzo selektywnie. Jestem ponad wszystko wnikliwym obserwatorem i lubie podejmowac ciagly wysilek w celu dokonywania pozytywnych zmian. Zmiany zaczynam jednak zawsze od siebie.
Pragne aby wszystkie narody mialy swoja szanse na lepsze zycie. Jednak : “lepsze”, “dobre” czy “najlepsze” dla kazdego bedzie zawsza oznaczc cos innego.
Pani Doroto,
Ja również dziękuję, że Pani dostrzegła, że coś napisałam, choć poprzedni komentarz był moim siódmym (szóstym) do tego wpisu.
Czy mogę zadać pytanie, jak Pani obecnie określa swoją tożsamość narodową: czuje się Pani Polką, Amerykanką polskiego pochodzenia, Amerykanką, …?
Pani Ulu,
Przede wszystkim dziekuje, ze Pani cos napisala. Lubie jak ludzie pisza.
Ja nie mam najmniejszego pojecia co robia polscy madrzy, pelnowartosciowi przedsiebiorczy mezczyzni i kim lub czym sie wspomagaja. Kilka dni temu slyszalam tylko wypowiedz Prezydenta Polski (podczas sniadania z Malyszem), ktory powiedzial: “Zona jest zawsze wspoludzialowcem przestepstwa”. Uwazam tak samo jest w przypadku sukcesu mezczyzny (w kazdej dziedzinie). Naturalnie mezczyzna moze zrobic wszystko sam, ale co to bedzie za robota i jaka bedzie z tego radosc dla niego?
A wolania o ratunek to od Polakow nie nalezy sie spodziewac. Glownie dlatego, ze to niezwykle wstydliwy narod. Polacy wstydza sie wszystkiego. Wstydza sie przyznac kiedy sa biedni ale rowniez wtedy kiedy sa bogaci, wstydza sie zarabiac, ale tez tracic, wtedy kiedy sa glodni i wtedy kiedy sa przejedzeni, wyspani lub niewyspani, zmeczeni lub wypoczeci.
Np. Maysz pierwsze slowa jakie wypowiedzial po powrocie do swojej Wisly to, ze wstydzi sie iz nie ma tam skoczni dla poczatkujacych skoczkow i dzieci. Liczy na wladze miasta, ze ja zbuduja. Zamiast zostac z dwa dni dluzej w Vancouver i podpisac kilka dochodowych kontraktow on wraca przed zakonczeniem olimpiady i biadololi.
Tymczasem szesnastoletnia Nikkie Yanofsky (Janowski) nie wstydzila sie zarobic swoimi koncertami 10mln CAD i przekazac na cele charytatywne, szpitale dla dzieci, obiekty sportowe etc..Byc moze jej uroki nie sa w typie Polakow, ale mnie sie podoba jej zaciecie.
Czy wymagają ratunku nie wzywający go?
Może Polacy są po prostu silnymi, pełnowartościowymi, mądrymi, przedsiębiorczymi mężczyznami i nie wymagaja takiego wspomagania, dzięki czemu mogą doświadczać innych uroków kobiet niż feministyczne zacięcie.
Ale niestety nie ma sprawiedliwości: jedni rodzą się wśród „cwaniaków, złodziei, kłamców, pasożytów, leni”, drudzy wśród „pracowitych, uczciwych, mądrych, dzielnych”.
Czyli nastąpił miłych komentarzy ciąg dalszy!
Przeoczyła Pani naszą złotą, srebrną i brązową medalistkę Justynę Kowalczyk i panczenistki (brąz).
I also do not like giving up.
Oto inny link do tej samej melodii “ I believe”. Moze ten bedzie dzialal w innych krajach poza krajem tworcow:
http://www.youtube.com/watch?v=pP9IQuz-jlk
Bede wdzieczna za potwierdzenie. TQ.
“Wychowanie to pokazanie wartosci”. Kazde spoleczenstwo, kraj, miasto, wioska, rodzina, najblizsze otoczenie wychowuja kolejne pokolenia do swoich wartosci. Sa narody i spolecznosci, ktore wychowuja swoje dzieci do niewiary, do cwaniactwa, zlodziejstwa, zaklamania, pasozytnictwa, lenistwa, bezszacunku, bezducha, pogardy, zazdrosci, nienawisci, agresji, brutalnosci.
Zwyciezcami jednak beda zawsze Ci, ktorzy ucza wartosci przeciwnych. Swiat bowiem aby mogl istniec potrzebuje idealnego balansu miedzy dobrem a zlem, swiatlem a ciemnoscia. Wybor drogi jest wolny i nalezy do nas samych. Lepiej jest wybierac to co dobre i piekne, sprawiedliwe.
“Piekne bo dobre” Platon
Chcialam przy okazji tego wpisu dodac, ze Polacy powinni zaczc rownac sie z Polkami. Zadna forma feminizmu w Polsce jest niemozliwa, bo rownianie sie z mezczyznami dla kobiet polskich oznaczaloby obnizanie swojego poziomu. Kobiety przez to rownanie nie moga niczego zyskac tylko jedynie stracic.
Polacy (poza przechodzacym na emeryture Malyszem, o ktorym pisalam wczesniej) zajeli pozycje pierwsze od konca w igrzyskach olimpijskich 2010.
Panowie ratujcie sie choc troche!!!
Odciety link. To wielka strata. Strata dla mlodych, starych i dzieci. „I believe” jest ciezko skomentowac. Trzeba to samemu poczuc, zobaczyc, posluchac.
Strona nie chce przyjąć mojej odpowiedzi na komentarz z 22 lutego (z Tarzanem w treści).
Piszę tę uwagę, zeby sprawdzic, czy to ze względu na wiekszą pojemność odpowiedzi, czy z jakiegos innego niewiadomego względu.
Stąd proszę uznać ten komentarz za techniczny.
Niestety nasz kraj ma odcięty dostęp do tego linku.
Można po raz kolejny w „miły sposób” to skomentować.
http://www.youtube.com/user/CTVOlympics?v=pP9IQuz-jlk&feature=pyv&ad=3470515166&kw=i%20believe
Zycze milego sluchania i dalszych milych komentarzy.
“I BELIEVE
There comes a
moment when my
heart must stand alone
On this lonely path I’ve
chosen
like a house that’s not a
home
Sometimes when I feel
I’ve had enough
and I feel like giving up
You willed me to be all
I can be
Now nothing can stop
me
I believe in the power
that comes
From a world brought
together as one
I believe together will find
I believe in the power of
You and I
This is the moment we
have dreamed of all
our lives
Well be the change
we wish from others
Well stand tall for what
its right
And in my hearts there’ll
be no doubt
The arms of the world will
come reaching out
And embrace me to be all
I can be
Now nothing can stop me
I believe in the power that
comes
From a world brought
together as one
I believe together well find
I believe in the power of
You and I
I believe the time is
right now.
Stand tall and make
the world proud.
I believe together well
fly.
I believe in the power of
You and I
I believe in the power of
You and I
I belive, I belive, I believe in
YOU.
I believe together well fly
I believe in the power of
You and I.”
Ten hymn “I BELIEVE” zimowej olimpiady 2010 w wykonaniu szesnastoletniej sensacji jazzowej Nikki Yanofsky (Janowski) dedykuje wszystkim tym, ktorzy sa: zmeczeni, zniecheceni, smutni, zrezygnowani, opuszczeni, skloceni, nieufni, przegrani,przechytrzeni, niewierzacy w siebie oraz innych. W zalaczeniu ponizej link aby posluchac wersji tego hymnu w nagraniu kanadyjskiej Telewizji CTV:
“I BELIEVE
There comes a
moment when my
heart must stand alone
On this lonely path I’ve
chosen
like a house that’s not a
home
Sometimes when I feel
I’ve had enough
and I feel like giving up
You willed me to be all
I can be
Now nothing can stop
me
I believe in the power
that comes
From a world brought
together as one
I believe together will find
I believe in the power of
You and I
This is the moment we
have dreamed of all
our lives
Well be the change
we wish from others
Well stand tall for what
its right
And in my hearts there’ll
be no doubt
The arms of the world will
come reaching out
And embrace me to be all
I can be
Now nothing can stop me
I believe in the power that
comes
From a world brought
together as one
I believe together well find
I believe in the power of
You and I
I believe the time is
right now.
Stand tall and make
the world proud.
I believe together well
fly.
I believe in the power of
You and I
I believe in the power of
You and I
I belive, I belive, I believe in
YOU.
I believe together well fly
I believe in the power of
You and I.”
Ten hymn “I BELIEVE” zimowej olimpiady 2010 w wykonaniu Nikki Yanofsky (Janowski) dedykuje wszystkim tym, ktorzy sa: zmeczeni, zniecheceni, smutni, zrezygnowani, opuszczeni, skloceni, nieufni, przegrani,niewierzacy w siebie oraz innych. W zalaczeniu ponizej link aby posluchac wersji tego hymnu w nagraniu kanadyjskiej Telewizji CTV:
http://www.youtube.com/user/CTVOlympics?v=pP9IQuz-jlk&feature=pyv&ad=3470515166&kw=i%20believe
Zycze milego sluchania i dalszych milych komentarzy.
P.S. Nie Tuzin. ALL is ONE.
A Ty niby umiesz?
@ Podszywajacy sie pod Czarnego (niegdys) Anarchiste
Ma Pan racje, Drogi Panie: dystans intelektualny powstaje zawsze tylko i wylacznie w stosunku do ludzi. To wlasnie chcialam napisac (doceniam Pana pomoc w sprecyzowaniu). Natomist krainy,przyroda, natura, styl zycia, kultura, wychowanie determinuja nasz intelekt. Stad ludzie odmiennych krain beda miec zawsze odmienny sposob myslenia. Transformacja mysli jest bardzo trudna i niemozliwa jezeli czlowiek pozostaje pod presja oraz przemoznym wplywem otoczenia. Wezmy przyklad “Tarzana” – czlowieka wychowanego w dzungli, ktory wyksztalcil odmienne umiejetnosci. Nie gorsze ani nie lepsze tylko inne.
A szczescie to kazdy z nas ma. Nalezy tylko umiec siegnac po nie.
Droga Krakusko, uważa Pani, że dzieli Ją dystans intelektualny chyba nie tyle z krainą dzieciństwa, co z ludżmi w niej żyjącymi czy z niej pochodzącymi. Kraina jako taka nie może mieć właściwości intelektualnych. Zresztą, nawet jeśli chodzi o ludzi owej krainy, to mam wrażenie, że Pani dystans tylko po to się obecnie zwiększa, żeby dojść do punktu, od którego zacznie się zmniejszać. Jeśli będzie Pani mieć szczęście, na sam koniec ów dystans zniknie, Nastanie jedność między Panią a owymi ludźmi, co uczyni Panią szczęśliwą (albo – niech tam – jeszcze szczęśliwszą niż obecnie).
Moi zaprzyjaznieni Amerykanie, Kanadyjczycy czy Ameryko-kanadyjczycy wiedza doskonale jaki balans miedzy zachwytem a krytyka zachowuje.
O wadach Polakow rozmawiam tylko i wylacznie z Polakami. Tylko takie szczere i bezposrednie rozmowy moga przyczynic sie do wzajemnej transformacji mysli.
Wracajac do mojej “dzieciecej krainy” czuje jak dzieli mnie z nia coraz wiekszy dystans intelektualny a nie dystans przestrzenny. Ten ostatni jest bardzo latwy dla mnie do pokonania a ten pierwszy bedzie sie zwiekszal.
Określenie „”mocny” paszport” nie odnosiło się do udanych wędrówek czy przemieszczania się tylko do wypowiadania się na temat pojawiającej się z wiekiem tęsknoty za odległą „nieco zmitologizowaną rodzinną okolicą”. Wydawałoby się: tęsknoty tym silniejszej im bardziej jesteśmy oddaleni od rodzinnej okolicy.
Oczywiście, że Miłosz wypowiadał się na różne sposoby o Polsce i Polakach, z podkreśleniem słowa: „na różne”. Jeśli dostrzegał truciznę, głupotę, zniewolenie – pisał o nich, ale równocześnie oddawał piękno, niepowtarzalność, wyrażał tęsknotę, uwielbienie.
Dziwi i zastanawia, że można tak lekko pisać o swojej „rodzinnej okolicy” jedynie w negatywnym wymiarze, zaś o kraju wybranym na swoją „drugą rodzinną okolicę” w samych superlatywach. Jestem zaprzyjaźniona z Amerykanami i Kanadyjczykami i oczywiście wśród słów zachwytów nad swoją ojczyzną słyszę od nich słowa krytyki o narodzie, polityce kraju, zwyczajach, itp.
O tych „sentymentalnych poematach” sam autor wypowiada się nieco odmiennie:
„Poemat „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” ukazał sie w całości w kwietniu 1974 w wydawnictwie Instytut Literacki w Paryżu. Niektóre części poematu ukazały się wcześniej w poszczególnych numerach „Kultury ” paryskiej.
Według niektórych badaczy jest to „opus magnum” mojej twórczości poetyckiej. Uważam to za mozliwe i spowodowane przez ogromną swobodę z jaką to pisałem. Ta >fuga poetyckaformie bardziej pojemnej<, mieszajacej gatunki i wypisy z danych biograficznych.
…Utwór ten nie był planowany w formie, w jakiej się ukazał. Narodził się z prób ujęcia rzeczy przypomnianych, przede wszystkim mojego powiatu na Litwie. Nigdy jeszcze Litwa, tak różna od Kalifornii, nie wróciła do mnie z taką żywością i dlatego zapewne jest to utwór tak wyraziście zmysłowy. Zdarza sie niekiedy, że tworzymy rzecz niezamierzenie gęstą i przez to ważną, tak też jest z tym poematem. Jest to zanurzenie się w przeszłość, bez chęci gonienia za tym, co aktualne czyli wyłania się z tego obraz, nieco zmitologizowany, zarówno mojej biografii, jak moich okolic rodzinnych. Jest to zarazem operacja przywrócenia rzeczy minionych w ich postaci opierającej się przemijaniu, niejako oczyszczonej.
Czesław Miłosz"
Skoro zostalo przywolane nazwisko Milosza w kontekscie tego wpisu. Pozwole sobie przypomniec szanownym czytelnikom, ze Cz.Milosz w 1960r przeprowadzil sie do Stanow Zjednoczonych. W 1964r. przyznal sie, ze coraz mniej zajmuje sie Europa Wschodnia, gdyz “procesy istotne dla przyszlosci ludzkiego gatunku zachodza w Ameryce”. Pisze dalej w jednym ze swoich listow do J.Giedroycia “Dales sie zafascynowac tym tancem na europejskim podworku, podczas kiedy wiek dwudziesty rozgrywa sie gdzie indziej”. W dalszej korespondencji z J.Giedroyciem Milosz wyznal, ze sprawy polskie wydaja mu sie prowincjonalne i ze stara sie trzymac jak najdalej od “tego zadupia”.
Do udanych wedrowek w ktorymkolwiek kierunku potrzebna jest piekna i mocna osobowosc czlowieka, otwarty i latwo absorbujacy intelekt, odrobina talentu oraz wielka determinacja a nie “mocny” paszport. Oczywiscie kazdy woli obarczyc wina za swoje: porazki, niedoskonalosc, slabosc czy niezaradnosc tzw. warunki zewnetrzne, losowe i od nas niezalezne a jedynie zaslugi i osiagniecia przypisywac samemu sobie. Nie podejmowac nawet najmniejszej proby wyzwolenia swojego umyslu. Samo przemieszczenie sie w przestrzeni nie jest wystarczajace. Pozytek z wartosciowego czlowieka jest taki sam w kazdym jednym miejscu na tej planecie. Takaz sama i strata.
Tutaj raczej nalezaloby przytoczyc cytaty szorskiej i krytycznej, niekiedy ironicznej korespondencji Cz.Milosza do J. Giedroycia a nie przyklady sentymentalnych poematow. Dokonac analizy Miloszowej ksiazki “Zniewolony umysl”, wyrazajacej mechanizm myslenia w demokracjach ludowych. Presji ducha najblizszego otoczenia, oraz wplywu psychologii tlumu na myslenie jednostki. Aby to moc dokladniej zobaczyc niekiedy nalezy zyskac dystans i perspektywe patrzenia. Malo mozna zauwazyc samemu pozostajac w srodku toczacej sie akcji. Tak bylo rowniez w przypadku Cz.Milosza.
Natomiast “dziecieca kraina” jest wszedzie tam gdzie jest nasze serce. To otaczajacy nas ludzie tworza te kraine a nie przedmioty. Przedmioty czy miejsce mozna zawsze zmienic. Wazne aby umiec zachowac ludzi. Z “krainy dzieciecej” powinno byc tak samo latwo wyjechac jak i do niej powrocic.
Co prawda opuściłam swoje rodzinne strony oddalając się od nich zaledwie o 500 km (gdybym powędrowała w innym kierunku, musiałabym zmienić kraj) i teoretycznie nie mam „mocnego” paszportu do wypowiadania się na temat tęsknoty za tzw. „dziecięcą krainą”. Ale kiedy słyszę bluzgi celujące w nią, pytam o co tu chodzi, gdzie jest zadra, kompleks, uprzedzenie?
Czesław Miłosz w poemacie „Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada” pisze:
„Mimo, że zbierałem obrazy ziemi w wielu krajach na dwóch kontynentach, moja wyobraźnia nie mogła z nimi sobie poradzić inaczej, niż wyznaczając im miejsce na południe, na północ, na wschód i na zachód od drzew i pagórków jednego powiatu. W moim powiecie i w sąsiednim, kowieńskim, każda mała rzeczka, każde miasteczko i osiedle mają swoje własne dostojeństwo i tak też, z uszanowaniem, były traktowane przez historyków i archiwistów.”
„Piosenka zamorska”
„W jednym z mniej znanych afrykańskich narzeczy
Powstało moje dzieło.
Nawet Boska komedia, i ta tylko śmieszy,
Jeżeli plemię zniknęło.
W cywilizację porwany na lądach plamistych,
Między łuski morskiego smoka,
Siebie też oglądałem jak chmury i wyspy,
Z daleka, tudzież z wysoka.
[…]
Kto mnie potępi, jeżeli ojczyzny
I tu, i nigdzie szukałem,
Myląc dialekty, prowincjonalizmy,
Z oceanowym chorałem?
Ten przezroczysty kamyk na dłoni,
My w nim i dzwonki z kapelą,
I pieśni, i goście w taneczku dostojni
Wiecznie nas odtąd weselą.”
“Dream big,
Chase the dream,
Follow the flame”
Spiewal wczoraj Bryan Adams na otwarciu 21 zimowych igrzysk olimpijskich. Kazdy jednak ma inne marzenia. Mieszkajac w Polsce (zwlaszcza komunistycznej) nie przyszloby mi nawet to glowy, ze bede uczestniczyc w moim zyciu w takim zdarzeniu. Nie mialabym wowczas pojecia co znaczy znalezc sie w miejscu gdzie tak wyrazne czuje sie polaczenie energii Slonca, Ziemii i Ludzi. Spojenie wszystkich emocji od najglebszego smutku poprzez podnioslosc, patriotyzm, poczucie piekna obrazu, slowa, muzyki, zywiolu przyrody, natury, religii, jednosci i solidarnosci miedzy nacjami, krajami, przeszloscia i przyszloscia az po radosc samego obecnego istnienia. Tam gdzie zycie graniczy ze smiercia, doskonalosc ze slaboscia, mlodosc ze staroscia, ocean z gorami, lagodnosc i komfort z warunkami extremalnymi. Gdzie spotkali sie najlepsi atleci tej planety wsrod najinteligentniejszych umyslow, politykow, tworcow sztuki, kultury, finansow, biznesu. Wszystko w jednosci i wspolharmonii.Miejsce gdzie nie mozna nic przechytrzyc czy skorumpowac. Trzeba byc prawdziwie najlepszym.
Plomien zapalony od promieni Slonca odbitymi w lustrze na gorze Olympia w Grecji zaplonal w Vancouver na Pacyfikiem. Przeniesiony tysiace kilometrow. Najpierw na pokladzie samolotu militarnego a potem ze wschodniego wybrzeza na zachodnie przekazywany z rak do rak.
Moj los pozwolil wzbogacic moje zycie o jeszcze jedno wielkie doswiadczenie, ktore nigdy nie bede mogla opisac odpowiednio w slowach (bez wzgledu na jezyk). Nie bede jednak przestawac pracowac nad tym i marzyc, ze kiedys mi sie to uda.
Life is an illusion, but I was lucky enough to know life from both sides. There always will be something lost for something else to gain. Experiencing such a great Olympic event strengthen all my believes in God, Peace and power of humanity.
Hala Olmpijska w Vancouver jest zbudowana „na wodzie” oczywiscie (nie „na morzu”). Udzielila mi sie stylistyka hrabiego Fredry.
W narodzie kanadyjskim jednak „byla zgoda i tam wlasnie wyschla woda”. Budowniczym zajelo wiecej niz trzy lata samo przygotowanie placu budowy. Wbito setki stalowo-betonowych pali w dno zatoki na ktorych powstala ta niezwykle piekna architektonicznie budowla skierowana olbrzymimi oknami na osniezone gory oraz wody oceanu. Ciekawostka rowniez jest to, ze na jej dachu utworzono prawdziwy park z trawa, kwiatami, alejkami dla rowerzystow i spacerowiczow oraz zasadzono duza ilosc drzew. To chyba po to aby powiedzic odebralismy Oceanowi troche przestrzeni ale oddalismy ja Ziemi.
Kazda piekna i dobra rzecz aby powstala wymaga pomyslu, zgody oraz olbrzymiej ilosci pracy.
CIALO narodu polskego jak bylo slabe tak jest slabe i zaniedbane. Gdyby obywatel towarzysz “Zyla Wodna” oraz obywatel towarzysz “Madry Wol” byli w stanie zauwazyc, ze sa inne medale na swiecie, ktore dadza im wiecej zysku i satysfakcji oraz spolecznej aprobaty to by mieli gdzie swoja sile i agresje wyladowac. Kto jednak mial ich uswiadomic? Polska telewizja? Gazety? Szkola? Rodzina?
Polska uczestniczy w zimowych igrzyskach olimpijskich od 1924r. i w calej historii tego uczestnictwa zdobyla tylko 8 medali (w tym 2 zdobyl Malysz, ktory od lat trenuje poza Polska) i jest sponsorowany przez firmy zagraniczne. Porownujac te osiagniecia do innego (duzo mniejszego w liczbie narodu) jak Kanada, ktora zdobyla 119 medali olimpijskich (roznica wynosi 1400% ) to rysuje nam sie obraz doskonalosci ciala narodu polskiego. Ciala, ktore jest mocne tylko w klotni i w krwawym boju.
Adam Malysz 8 lutego przylecial do Vancouver. W jednym z wywiadow powiedzial: “Chcialbym zdobyc zloty medal tym razem, bo wtedy byloby mnie stac na przejscie na emeryture” Iteligentny czlowiek. Bede trzymac kciuki za Malysza i oby mu sie udalo. Tymczasem 23-letni olimpijczyk Przemyslaw Domanski (zakwalifikowany w mistrzostwach swiata w Los Angeles) ze Spinu Katowickiego jeszcze dzis nie wie czy przyleci do Vancouver. Nie mial gdzie i za co trenowac. Nie mogl znalezc sponsorow w Polsce.
Dzisiaj w Vancouver 9 luty 2010, trzy dni do rozpoczecia zimowych igrzysk, piekna sloneczna pogoda. Wczoraj do slonca w poludnie bylo +14C. Helikoptery lataja nad gora Cyprus Mountain w Vancouver i dorzuczaja tony sypkiego sniegu przeniesionego z pobliskich gor Whistler. Hala do otwarcia Olimpiady zbudowana na morzu w zatoce Pacyfiku Coal Harbor jest gotowa i czeka na atletow i ponad 60 tysiecy akredytowanych dziennikarzy z calego swiata (w tym 2 z Polski).
DUCH i cialo narodu polskiego sie nie zmienia.
Tak jak przed wiekami narod pozostaje sklocony, skorumpowany, leniwy. Najpierw komunisci mszcza sie na kapitalistach, potem jest odwrotnie. Najpierw ktos krzyknal, ze narod chce bez kosciola a potem juz tylko z kosciolem. W koncu znow przeciw kosciolowi. Mniejsza o to czy szarga sie wolnosc i godnosc czlowieka, swietosci czy tradycje. Oby sie tylko nie zgodzic, klocic, sadzic, procesowac, zemscic. Nie ma znaczenia jakim kosztem.
“Zemsta” hrabiego Aleksandra Fredry nie stracila nic na swojej aktualnosci:
“Wprzody w morzu wyschnie woda,
Nim tu u nas bedzie zgoda!!”
Te cechy narodowe, ktore stawaly sie tylekroc przyczyna naszych nieszczesc narodowych nie podlegaja procesowi edukacji czy transformacji. Nie przylegaly i nie beda przylegac do nowoczesnego swiata.
Kazdy z nas prawdopodobnie pewnego dnia lepiej zrozumie slowa tego pieknego wiersza Ks. Jana Twardowskiego:
“ Spieszmy sie kochac ludzi
tak szybko odchodza
zostana po nich
buty i telefon gluchy.
Tylko to co niewazne
jak krowa sie wlecze.
Najwazniejsze tak predkie,
ze nagle sie staje.
Potem cisza normalna
wiec calkiem nieznosna.
Jak czystosc urodzona
najprosciej z rozpaczy.
Kiedy myslimy o kims
zostajac bez niego.
Nie badz pewny, ze czas masz,
bo pewnosc niepewna.
Zabiera nam wrazliwosc
tak jak kazde szczescie.
Przychodzi jednoczesnie
jak patos i humor.
Jak dwie namietnosci
wciaz slabsze od jednej.
Tak szybko stad odchodza
jak drozd milkna w lipcu.
Jak dzwiek troche niezgrabny
lub suchy uklon.
Zeby widziec naprawde
zamykaja oczy.
Chociaz wiekszym ryzykiem
rodzic sie niz umierac.
Kochamy wciaz za malo
i stale za pozno.
Nie pisz o tym zbyt czesto
lecz pisz raz na zawsze
A bedziesz tak jak
delfin lagodny i mocny.
Spieszmy sie kochac ludzi
tak szybko odchodza.
I ci co nie odchodza
nie zawsze powroca.
I nigdy nie wiadomo
mowiac o milosci
Czy pierwsza jest ostatnia
czy ostatnia pierwsza
Spieszmy sie kochac ludzi”
Cierpienie, milosc, smierc to sa najwazniejsze aspekty naszego czlowieczenstwa. To one nadaja sens naszemu istnieniu i o nim stanowia. Nic na tym swiecie nie powstaje bez celu i przyczyny. W rzeczywistosci nie wiemy w jakim momencie sie znajdujemy i w jakim kierunku zmierzamy. O naszym zyciu ani my ani nawet nasi rodzice nie byli i nie sa w stanie zadecydowac. Nie mogli tez zadecydowac o nim komunisci czy nazisci.
Bo kto zadecydowal o tym, ze to wlasnie my powinnismy sie narodzic a nie ktos inny? Czy ktos nam powiedzial, ze to my rodzimy sie tylko i wylacznie do radosci, przyjemnosci, sukcesu i szczescia? Natomiast przeznaczeniem innych bedzie tylko dzwiganie wszelkich cierpien.
Czy ktos zadecydowal, ze to my bedziemy tworzyc dobro i milosc a inni beda chciec te wartosci tylko brac? Im wiecej sami tworzymy dobra (w ogolnym tego slowa znaczeniu) tym wiecej dobra nam samym sie przytrafia. Spieszmy sie tworzyc rzeczy piekne i dobre i nauczmy sie nimi dzielic. “Spieszmy sie kochac ludzi”.