zyznowski.pl - wydawnictwo i księgarnia online

Od dawna chciałem zobaczyć na żywo koncert Cohena i wreszcie ostatnio udało mi się to – w Warszawie. Nie dołączę tu spisu okoliczności tego, dlaczego mistrz ruszył w trasę w wieku 75 lat, bo są znane wszystkim zainteresowanym. Tak samo z opiniami o samym koncercie. Wspomnijmy: zaśpiewał większość swoich najlepszych utworów, zachował się dystyngowanie i powściągliwie, kilkakrotnie prezentował swój zespół z emfazą, nie oszczędzał się, bisował przy stojącej w większości widowni. Wbiegał i zbiegał ze sceny lekko, jak sarenka. Jednym słowem, 75-letni Cohen.
Tylko spróbuję pewnego podgrzewanego przez nas wszystkich co jakiś czas psychizmu i zastanowię się na tym, co on mógł tak po ludzku odczuwać między innymi, dając któryś już tam koncert z (ostatniego faktycznie i także z nazwy) tournee, zaplanowanego bodaj na 30 występów. Wiadomo, że gdyby nie podupadły jego finanse osobiste, nie wyruszyłby. Wszak ostatnio koncertował 15 lat temu. I raczej na pewno planował, że tak zostanie. Myślę, że widownia co najmniej w połowie składała się z ludzi, którzy mają w uszach każdą zgłoskę z jego utworów, i to wyśpiewaną przez niego w najlepszym czasie. Wyśpiewaną najlepszym głosem. Cohen musi o tym wiedzieć. Więc najwidoczniej na świecie ten kochający doskonałość chyba ponad wszystko artysta, śpiewając jednak – jak by go w ogóle nie podziwiać – słabszym niż kiedyś głosem, zamiast doskonałości śpiewu pokazał doskonałość charakteru. Bo nie można ująć z jednej doskonałości na rzecz drugiej – jest taka albo jej nie ma. A on kocha doskonałość jako taką na tyle, że mógł tylko zamienić jej przedmioty czy obszary u siebie, pieśń na pokorę i hart ducha, bez żadnych kompromisów. Pokora przezwyciężyła perfekcjonizm, jeszcze raz pokazała, że jest do tego zdolna. Więc mistrz unosił mnie, patrzyłem na niego z czwartego rzędu niedaleko środka sali, słuchałem na żywo, jak śpiewał, recytował, mówił, szeptał, natomiast moje słyszenie zachowało się trywialnie: krążyło między tym, co słuchałem, a tym, co miałem w uszach od lat. Do podziwu dołączyła sympatia, bynajmniej nie jakieś tam współczucie – na to Cohen nigdy nie pozwoliłby takim jak ja.
Wiesław Żyznowski

Koszyk0
Brak produktów w koszyku!
0