27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Podczas oglądania filmu średniej jakości mam skłonność, którą niezbyt lubię – do kibicowania lub nawet utożsamiania się z wybranym bohaterem, za to najczęściej nie odnoszę wrażenia jakbym był w środku akcji. Było nie było chodzi o patrzenie na „obraz”, czyli coś ujętego w ramy, co można postawić przed sobą, na przykład siadając w sali kinowej. Kiedy oglądałem „Białą wstążkę” czułem się inaczej. Haneke tak odtworzył austriacko-galicyjską rzeczywistość początku XX wieku, że momentami jakby odnajdywałem siebie po drugiej stronie ekranu. Natomiast mimo dość dramatycznych wydarzeń zachodzących w filmie bohaterzy pozostali mi obojętni, dotyczy to nawet dzieci, na których los, jeśli jest zły, jak większość ludzi bywam wrażliwy. Z takim samym odwróceniem – byciem niejako w filmie z towarzyszącą temu obojętnością na los bohaterów – mam do czynienia, kiedy oglądam filmy Bergmana. Dlatego zgadzam się z głosami twierdzącymi, że Haneke to współczesny Bergman. Choć chyba jeszcze nie osiągnął aż takiego mistrzostwa w wyczarowywaniu tych boskich chwil, kiedy akcja zarazem toczy się i zatrzymuje, kiedy nie muszę się utożsamiać z bohaterami, może nawet nie mogę, bo jestem jak jeden z nich. Swoją drogą, jak oni dochodzą podczas reżyserowania do takiego efektu dla widza; może odpowiedź jest banalna – stają się jednym z nich?
Nie wiem, jak to jest w przypadku widzów nie pochodzących z Galicji, w każdym razie jeśli chodzi o mnie, Hanekemu – chcąc nie chcąc – udało się odgrzać na chwilę tęsknotę za czasem młodości moich dziadków. Film przypomina o małych społecznościach, które były samowystarczalne w zaspokajaniu podstawowych potrzeb materialnych i umysłowych. Każdy był kimś określonym społecznie, baron był baronem, baronowa baronową, zarządca zarządcą i tak dalej: duchowny, nauczyciel, lekarz, akuszerka, niańka, chłopi produkujący żywność. Przynajmniej pozornie wszystko było na swoim miejscu i – jak mawiali moi rodzice – „tak jak pan Bóg przykazał”. Wspólnoty miały ustaloną hierarchię, w ramach której można było się wspinać, ciężko pracując. Stanowiły one zwarte konstrukcje społeczne przenicowane tajemnicami prywatnymi, biorącymi się po ludzku ze złości, zawiści, nienawiści, ale także (nieodwzajemnionej często) miłości, poczucia godności. Dziś nie ma już takich małych konstrukcji społecznych i takich tajemnic, nie ma także hierarchii do pięcia się w górę; tylko ludzkie przywary zostały.
Nie doczytałem, czy jest wyjaśnienie zagadkowych wydarzeń dziejących się w „Białej wstążce”. Jestem zdania, że stalowy drut mogła z miłości zawiesić kochanka doktora, z zawodu akuszerka – żeby go przywiązać emocjonalnie przez uzależnienie fizyczne. Świadczyłoby o tym także jego zelżenie jej ponad jakąkolwiek miarę, mające jakby korzenie głębsze niż nieudany seks, po którym nastąpiło. Syna baronów mógł zmaltretować broniący honoru rodziny mężczyzna, który się później powiesił, będący mężem kobiety, która zginęła pod zmurszałymi deskami w stodole. Stodołę mógł podpalić ich jawnie pragnący zemsty syn, ten, który zniszczył zagon kapusty. A niedołężnemu synowi akuszerki krzywdę mogły zrobić złowieszcze dzieci pastora wychowywane na bogobojnych, porządnych nazistów. Nie bardzo wierzę, że to one stały za pozostałymi tajemniczymi wydarzeniami.
Lubię i podziwiam Hanekego także za to, że tworząc film, od razu zamierza się na klasykę. Nie idzie okrężną drogą, nie udaje, że o tym nie pomyślał, co oczywiście nie oznacza, że idzie na skróty. Czarno-biały obraz, zniuansowana do bólu reżyseria, narracja zewnętrzna, hochdeutsch u większości aktorów, nie żaden dialekt. W sam raz na film, o którym wszyscy napiszą, za to będzie wyświetlany w dusznych salach małych kin z niszowym repertuarem.
Wiesław Żyznowski
@Wsobny
Ja Ciebie nie potepiam. “Zostan w pokoju i juz nie grzesz wiecej”!
Uzyte tutaj wyrazenie “w pokoju” jest jednak w znaczeniu “Peace” a nie “Room”. Widzisz jaka ta nasza polszczyzna jest skomplikowana. Nawet angielszczyzna jest duzo bardziej klarowna i ma duzo wiecej lekkosci, powietrza. Ponadto mam takie niedyskretne pytanie: To powyzsze mini malenstwo co napisales mialo byc wg. Twojej decyzji wierszem, fraszka czy choralem?
@ Krakusica
Kto mnie potępi, jeżeli ojczyzny
I tu, i nigdzie szukałem,
Myląc dialekty, prowincjonalizmy
Z oceanowym chorałem?
Reymont sam przyznal sie do spalenia pierwszej wersji “Chlopow”, nawet wyjasnil przyczyny. Gdyby nie chcial aby “ludziska” o tym wiedzieli to by trzymal w tajemnicy. Uwielbiam i podziwiam Reymonta nie tylko za to spalenie. Podzielam rowniez jego wlasny poglad, ze potrzebowal wyjazdu do Paryza aby sie wyciszyc wewnetrznie i znalezc odpowiednia perspektywe do dalszego pisania ”Chlopow” (i nie mialo to nic wspolnego z j. francuskim, ktorego on wogole nie znal). Reymont twierdzil, ze latwiej bylo mu sie tam skupic na pracy niz na ziemiach polskich.
Ta jego ostatnia teza przypadla mi bardzo do serca, bo ja przezywam dokladnie to samo. Mam niezwykle wielki chaos i halas wewnetrzny nie pozwalajacy mi sie skupic na zadnej pracy kiedy przebywam w Polsce.
Jezeli chodzi o sam scenariusz do “Bialej Wstazki” w wykonaniu M. Haneke to tak jak wczesniej napisalam uwazam, ze jest slaby. To jest tylko moja opinia. Z niezwykla przyjemnoscia poczytam odmienne oceny. Lubie sie uczyc caly czas czegos nowego od innych.
Duzy koszt produkcji filmu nie jest zadnym sekretem ani niczym wstydliwym (chyba, ze w Polsce). Mowil na tem temat Haneke podczas jego wywiadu udzielonego w NY na temat tworzenia “Bialej wstazki” (bo oczywiscie amerykanie bezwstydnie i bezposrednio pytali). Natomiast jezeli chodzi o znajomosci w komisji w Cannes 2009 to przeciez kazda osoba (nawet srednio inteligentna) latwo moze wywnioskowac na bazie bardzo duzej ilosci nagrod, ktore przypadkowo “Biala wstazka” przy pomocy tej komisji zgarnela. Nie musi w tym celu czytac zadnej gazety (zwlaszcza odradzam wszelkie tzw “wyborcze”).
Jezeli ktos zadal sobie trud obejrzenia filmu “Biala wstazka” w calosci to nie sposob, aby nie zauwazyl, kto wykonal do niego zdjecia. Byloby tez dziwnym, gdyby nie zauwazyl jak przepiekny obraz: pelen dynamiki swiatla, niemal trojwymiarowy, gdzie widz ma wrazenie, ze jest nie poza ekranem, ale w jego srodku stworzyl Berger.
Jestem niezwykle wrazliwa na piekno jak tez na brzydote obrazow i prosze mi wierzyc nie nauczylam sie tego z gazet. To taka moja wrodzona przywara. I codziennie dziekuje mojemu losowi, ze postawil mnie w odpowiednim czasie we wlasciwych miejscach abym to piekno swiata w najwspanialszej okazalosci mogla ogladac. Moje poczucie piekna rodzi sie z uwielbienia natury, krajobrazow, wschodow i zachodow slonca, oddalonej przestrzeni rozmigotanych blaskiem oceanow, bliskosci drzew, kwiatow, piasku czy trawy. Rodzi sie z poczucia mojej malosci i ulomnosci w odniesieniu nawet do najmniejszego stworzenia tej Ziemi. Powstaje wtedy kiedy przygladam sie malenkiemu platkowi sniegu, ktory nigdy nie powtorzy sie ani w ksztalcie ani w wymiarze. Na prozno byloby szukac takiego samego. Zastnawiam sie wowczas kim byl ten niedscigniony w swoim geniuszu i pracowitosci „Projektant”, ktory nie szczedzil ani czasu ani swojej uwagi aby nadac kazdemu platkowi sniegu najpiekniejszy ksztalt, mimo ze wiedzial jak bardzo krotkie bedzie jego istnienie.
Skąd się bierze w człowieku opinia, że sukces drugiego to zasługa głównie danych, które udało sie wyczytać w „gazetach”: a to np.: że ten drugi miał do dyspozycji 12 mln euro, a to że miał znakomitego operatora filmowego, a już zwłaszcza, że miał znajomości w komisji w Cannes (mimo, że ten pierwszy uważa siebie za „nie sugerującego się tym co piszą gazety”).
Skanuj swoją wrażliwością, swoją ciekawością świata, swoją potrzebą zniuansowania, a nie ilością wyczytanych albo zasuszonych w sobie pretensji.
Do wyczytania jest o wiele więcej, niż mające robić wrażenie: spalenie ponad 11000 wierszy i napisanie ich przez kolejnych 8 lat od nowa. Pytanie, czy Reymont chciałby, żeby akurat na to kładziono nacisk, dyskutując o jego dziele?
Nie uznalam, ze scenariusz Haneke-go jest wystarczajaco dobry. Zdecydowanie jest bardzo daleki od dobrego czy genialnego. Napisalam tylko tak ogolnie o mozliwosciach genialnych pisarzy i scenarzystow. Haneke gdyby nie mial do dyspozycji 12 mln Euro na ten film, znakomitego operatora filmowego takiego jak Christian Berger, znajomosci w komisji w Cannes 2009 to nie mialby szansy wygrania np. z” Tatarakiem” Wajdy (gdyby on te wszystkie narzedzia posiadal). Nie wspominajac o tym, ze przy pisaniu swojego scenariusza mial dostep do takich znakomitych dziel jak “ Chlopi” Reymonta, czy “Ziemia” E. Zoli. To, ze calkowicie znieksztalcil prawde o spolecznosci niemieckiej okresu przedwojennego (pierwsza wojna) aby usprawiedliwic pozniejszy nasizm i wszystko to co stalo sie podczas II wojny to inna sprawa. Haneke nie znajac zbyt dobrze psychologii tlumu, skupil sie zbytnio na jednostkach i na jej zaklamaniu, przemocy, brutalnosci, glupocie czy hypokryzji, ktora wg. niego znieksztalcila character calego mlodego dorastajacego wowczas pokolenia. Gdyby Haneke mial odwage Reymonta aby podczas ostatecznego redagowania tekstu tuz przed jego wydaniem spalic cala pierwsza wersje (zawierajaca ponad 11,000 wierszy) i zaczac pisac na ten sam temat calkowicie od nowa przez kolejne 8 lat (jak to zrobil W. Reymont) to zmusilby mnie tym do glebszej analizy jego wizji i jego interpretacji rzeczywistosci. Przypuszczalnie wowczas Haneke trafilby rowniez lepiej w sedno spraw i problemow oraz ukazal wiecej prawdy. Tym samym moglby zjednac sobie wiecej sympatii widzow i czytelnikow glownego nurtu a nie tylko nielicznych wyjatkow mniejszosci.
Czyli ostatecznie uznała Pani, że dobrych?
Udało sie nam znaleźć porozumienie.
Umiejetnosc pisania dobrych scenariuszy nie dyskwalifikuje i nie tworzy ograniczenia dla pisarza w zadnej kategorii. Moze mu jedynie pomoc.
Pisanie scenariuszy to nadal nie ta kategoria.
Ponadto “swego nie znamy cudze chwalimy”. Przykladowo film “Lourdes” Jessiki Hausner zostal zwyciezca 25 Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Bez nagrod pozostaja swietne filmy rezyserow polskich. Nie to zebym uwazala, ze film “Lourdes” byl zly (wrecz przeciwnie), albo ze Nagroda WFF jest taka wazna, ale dlaczego nie przyznac jej filmowi polskiemu? Czy wszyscy polscy tworcy filmowi pokroju Wajdy musza najpierw byc wypromowani na obcej ziemi aby ich geniusz laskawie zauwazono w Polsce?
Michael Haneke jest rezyserem oraz pisarzem zarazem, wczesniej byl rowniez slabym aktorem oraz kiepskim muzykiem. Przy wydawaniu moich wlasnych opinii niezwykle rzadko sugeruje sie tym co pisza gazety. Gazety czesto pisza to co sie im podyktuje.
Chcialabym uscislic “Zlota Palma” Haneke-go nie robi na mnie zadnego wrazenia i nie jest wiele znaczaca. Zwlaszcza, ze zostala mu przyznana przez komisje ktorej prezesowala wspolpracujaca z Haneke-im we wczesniejszych filmach Isabelle Huppert ( “Pianistka”¸ Czas Wilka”). Ja tez bedac na jej miejscu zalatwilabym Haneke-mu taka sama nagrode, bo zawsze lepiej grac dla rezysera ze “Zlota Palma” niz bez zadnej palmy.
Przypuszczalnie Haneke zasiadajac kiedys w komisji “Cezarow” odwdzieczy sie Huppert przyznajac jej zasluzona nagroda “Cezara”, bo byla do niej nominowana co najmniej 10 razy bezskutecznie (jezeli dobrze pamietam). Z “Oskar-em” bedzie znacznie trudniej, bo tam same znajomosci czy koligacje rodzinno –powinnowacze nie wystarcza (nawet do nominacji). Trzeba byc faktycznie genialnym tworca i mistrzem w swojej dziedzinie. Rownoczesnie umiec zjednac sobie sympatie widzow “mainstream” i przez to przysporzyc dochodow sztuce filmowej aby mogla trwac, rozwijac sie i doskonalic. Jej amerykanski debiut w “Haven’s Gate” byl kompletnym flopem w US “box office”. Co wcale nie podwaza tego, ze Isabelle Huppert jest wspaniala aktorka na skale europejska (jednak nie swiatowa). Podobnie jak Haneke jest wiodacym rezyserem w Austrii czy w europejskim kinie niszowym.
Twórcy „Białej wstążki” Nagrody Nobla rzeczywiście nie dostaną, nie ta kategoria.
Póki co mają na swoim koncie Złotą Palmę w Cannes w 2009.
„Michael Haneke – intelektualista kina, którego filmy chwytają za gardło” – rozpisywały się gazety.
Umiejętność przeglądania się w lustrze to też sztuka.
Na tym wlasnie polega nasza odmienna percepcja swiata. Kazdy z nas jest niepowtarzalna indywidualnoscia i patrzac na te same rzeczy czy oceniajac te sama jakosc widzi cos odmiennego. Odbity w naszym umysle obraz otaczajacego swiata nie jest identyczny. Wg. moich standardow i mojego sposobu myslenia film “ Biala wstazka” jest o ludzkiej zazdrosci, nienawisci, obludzie, zdradzie i zaklamaniu. O dzialaniu dla pozorow tworzacych iluzje porzadku doskonalego (gdzie dla obserwatorow moze wydawac se, ze wszystko jest na swoim miejscu). O graniu milosci, czystosci i doskonalosci w celu odniesienia pozadanej korzysci lub w celu unikniecia kary. Jest zaprzeczeniem wszystkich tych wartosci i ich calkowita degradacja az do granic upokorzenia. Degradacja powstala najczesciej na bazie problemow spolecznych, ekonomicznych, edukacyjnych czy w wyniku zwyklej ludzkiej glupoty, ciemnoty, zacofania, i tak dalej. Problemow, ktore mogly dotyczyc owczesnej lub rownie dobrze obecnej wsi galicyjskiej czy kazdego duzego czy malego miasta.
„Biala wstazke” odbieram jak nieudolna przerobke „Chlopow” Wladyslawa Reymonta. W mojej ocenie jej tworcy Nagrody Nobla ani zadnej innej znaczacej nie dostana.
To nie kwestia wiary, tylko treści filmu pt. „Biała wstążka”.
Akuszerka chorobliwie kocha doktora; doktor wspomina kochaną żonę, która zmarła przy porodzie (odbieranym przez w/w akuszerkę); nauczyciel zakochał się i poślubił niańkę; niańka pokochała nauczyciela i wyszła za niego za mąż; baronowa odważyła się powiedzieć baronowi, że pokochała innego mężczyznę; najstarszy syn (wspomnianego przez Wiesława) chłopa naraził się istniejącemu porządkowi i ojcu w imię miłości do zmarłej w nieszczęśliwym wypadku matki, a najmłodszy synek pastora jest jeszcze po prostu chodzącą miłością, itd.
„Hymn o miłości” św. Pawła powinien być wzorem, jak „ja” mam kochać i refleksją nad sobą: „czy kocham?”, „czy potrafię kochać?”, a nie sugestią jak ktoś powinien mnie czy innych kochać. Im bardziej naszemu własnemu życiu będzie bliski „Hymn o miłości”, tym łaskawiej będziemy postrzegać miłości innych.
Do marzen, milosci, nadzieji i wiary jest zdolny tylko czlowiek (nigdy zwierze). Wszystkim tym ktorzy uwierzyli iz “Biala wstazka” zawiera duzo przykladow milosci dedykuje Hymn Milosci sw. Pawla. Dla mnie jest to wlasnie definicja takiej zwyklej, ludzkiej, nigdy niekonczacej sie milosci. Wszystkie inne sa dla mnie zbyt skomplikowane, zmienne, przemijajace.
Cytat: Pierwszy List do Koryntian (r.13)
>>1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów1,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie2,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.
11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany3.
13 Tak4 więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:
z nich zaś największa jest miłość<<.
Do krakusa
A dla mnie cały ten film jest o ludzkich miłościach, często niedojrzałych, poszukujących, pragnących; i szanujących się wzajemnie choć częściej nie, takich zwykłych istniejących, nie tych z marzeń.
Czy marzyciel potrafi pokochać, skoro woli marzyć?
Puniu,
Przepiekny ten wiersz swiateczno-noworoczny odszukalas. Uwielbiam aniolow, snieg a do tego srebrna nadzieje, milosc i dobroc. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku 2010. Aby byl jeszcze lepszy niz ten, co wlasnie mija. Spelnienia marzen. Chociaz nie od razu wszystkich. Najwazniejszym jest aby je posiadac.
“Life is a moment in space
When the dream is gone
It’s a lonelier place”
Pani Ulu,
O jakiej milosci i jakich wyborach Pani pisze? Lekarza do pierwszej zony? Zony do lekarza? Akuszerki do lekarza? Lekarza do akuszerki (pelniacej funkcje drugiej zony)? Milosci lekarza do ??? Ja nie dostrzeglam tam zadnej Milosci.
Czyjaś miłość często kole w oczy, przeszkadza, jest niewygodna, boli.
Jeden przezwycięży w sobie taką reakcję i uszanuje czyjąś miłość a także jego wybory; drugi będzie próbował ją podważać albo usilnie przekonywać o wyższości swojej miłości , a jeszcze jeden opętany swoją miłością pójdzie i tamtą miłość zniszczy (nawet zabije, jak to być może było z Akuszerką z „Białej wstążki”).
Czy wobec powyższego miłość może być „lekarstwem na wszelkie zło”?
@ Krakus
Jeżeli Miłość to taka tylko wolna, wzajemna.
(zgodne może być równanie matematyczne lub zimna kalkulacja)
Z okazji Świąt dużo Miłości i Dobroci dla nas Wszystkich:
„Niech się dom opłatkiem wybieli
Niech się serca ciepłem ogrzeją
Niech do okien sfruną anieli
sypiąc śniegiem i srebrną nadzieją…”
To ciekawe, że oburzają nas podłe zachowania, które w „Białej wstążce” pokazał Haneke, podczas gdyby doszło do sfilmowania mniejszych bądź większych świństewek z życia każdego, zapewne bez problemu wpasowałyby się w ten film i bynajmniej nie odstawałyby od klimatu pozostałych.
Może po raz kolejny Nietzsche: „Trzeba usunąć ze świata wiele fałszywej wspaniałości”.
@ Czarny…
To czym jest rozum nadaje się na godzinny wykład i dyskusje bez końca, ważne że istnieje, ponieważ pozwala być:)
Witamy
Haneke to jeden z moich ulubionych reżyserów. Podobieństwo z Bergmanem jak dla mnie takie tylko, że obaj zrobili dużo dobrych filmów. Moim zdaniem nie ma sensu tworzenie zestawień typu „drugi Bergman”, „trzeci Strawiński”, „czwarty Dilthey”, „dziewiąta Madonna”. Niczemu one nie służą i rozleniwiają umysł. Podobnie jak np. definiowanie muzyka przez to, z kim grał…
A rozum? Różnie mówią. Jedni, że rozum to k..wa (Luter), inni, że wszystko, co rzeczywiste jest rozumne (Hegel, też luter). Hmm, w sumie te dwa zdania się nie wykluczają:). Taki Allenowsko-bergmanowski dowcip:).
Witam po dość długiej nieobecności
Miłość z natury nie jest posłuszna i dopóki jest miłością nie będzie posłuszna, może być najwyżej zgodna. Jeśli napotyka na problemy, nie stać jej na zaniechanie.
„Zabijać” agresję?
Nie chcę nawiązywać do patologii, bo rzeczywiście ani jej nie doświadczyłam, ani nie znam. Zapewne należy z nią postępować inaczej.
Ale biorąc pod uwagę tzw. „normalną” agresję, z którą w różnych momentach i na różne sposoby się stykamy, to jeśli chcemy ją wyciszyć, najlepiej zapanujemy nad nią spokojem, łagodnością (jej przeciwieństwem) i żelazną konsekwencją, nie bojąc się jej. A pokonamy ją, jeśli sami się nią nie zarazimy.
Jeśli chodzi o porównanie z chorobą nowotworową, konkluzja jest chyba taka, że dążymy do tego, aby zlikwidować chorobę, ale OCALAJĄC człowieka.
A rozum? Rozum jest po to, żeby z wiekiem stawać się „lekarzem” a nie „chorym”.
@ Krakus
Zastanawiam się gdzie jest granica nienawiści, egoizmu, złości, bezradności. Nasza miłość może być tak posłuszna, że najgorsze z najgorszych zachowanie czynione człowiekowi będzie wybaczone, usprawiedliwione i tym samym dające zgodę na odważniejsze negatywne słowa i czyny. Myślę, że musimy nauczyć się „zabijać” agresję, nie pozwalać na nią, ponieważ ona zrobi to za nas.
„Niema agresja” (Biała wstążka) to jak komórki nowotworowe – rodzi spustoszenie.
Komentarz AK mówiący o „chirurgii”, także słowa Profesora, które obrazowo przekazują, pozwoliły na porównanie
„Metody, którymi dysponujemy w walce z komórkami nowotworowymi, sprowadzają się do jednego – zabić je wszystkie! Zabijamy je, wycinając lancetem w chirurgii, trujemy toksynami w chemioterapii, napromieniowujemy… Musimy zabić je wszystkie, ponieważ ta grupa, która by ocalała, mnożyłaby się w szaleńczym tempie. Jej niedobitki byłyby jeszcze bardziej agresywne. Jeżeli zostawimy choćby jedną komórkę rakową, może się okazać, że przez pięć lat będzie naśladować normalne zachowanie, jakby spała. I nagle z niewiadomych powodów, obudzi się, powędruje do krwi, a potem do mózgu, płuc albo wątroby, tworząc przerzut. Odbuduje swoją – jeszcze bardziej agresywną – armię. Lekarstwo na raka oznaczałoby więc resocjalizację buntowników. Nakłonienie ich do postaw obywatelskich i lojalności wobec państwa – żywiciela. Nie mamy jednak pojęcia, jak to zrobić, więc pozostaje nam tylko ich zabijanie.”
Czy mamy lekarstwo na zło, agresję i ich następstwa
Jeżeli mamy „rozum” to co powinniśmy rozumieć i widzieć, aby sobie i innym pomóc
Gdyby ludzie w swojej ocenie drugiego opierali się na tym, co ten ktoś powiedział, nie uwzględniając jego złożoności i złożoności całej sytuacji, nie wnikając w niego, być może nie byłoby już życia a przynajmniej człowieka na Ziemi.
Owszem, można wyznawać filozofię, że wszystko jest proste albo mogłoby być proste, czasami po prostu trzeba. Ale skoro zostaliśmy obdarzeni rozumem, powinniśmy widzieć, rozumieć, próbować ogarnąć złożoność otaczającej nas materii, w tym człowieka.
Nawet bliski nam człowiek w złości, w niemocy, w bezradności może wypowiadać tak krzywdzące słowa, że wydawałoby się iż nie ma dla nich usprawiedliwienia; bardzo nimi nas rani. I właśnie jest to jeden z momentów, kiedy najbardziej potrzeba miłości, żeby pochylić się nie nad obrzydliwymi słowami, ale nad bólem / słabością drugiego, które w tym momencie w ten sposób się objawiły.
Po obejrzeniu filmu. Podtrzymuje to co wczesniej napisalam. Bylo trafione w dziesiatke. Pragne tylko dodac, ze milosc dotyczy potrzeby duchowej a seks potrzeby biologiczno-fizycznej. Jeden z bohaterow filmu (lekarz bez ducha) wyrazil sie, ze moglby miec seks rownie dobrze z krowa, koza czy akuszerka. Jezeli komus wystarcza poziom zwierzecy, to faktycznie mniejsza szkode wyrzadza ludziom zaspakajajac te potrzebe z wybranym ulubionym zwierzeciem. Natomiast kobieta, ktora nie jest w stanie zauwazyc, ze ma do czynienia z bykiem to jest juz kwestia jej wlasnego duzego uposledzenia. Problem moze pojawic sie wowczas, kiedy kobieta zaczyna oczekiwac, aby byk stal sie dzentelmenem.
Warto poruszac czasami rowniez swoimi szarymi komorkami aby unikac takich bolesnych pomylek.
Ciag dalszy na temat “Bialej wstazki” nastapi. Temat mi sie podoba.
Dzisiaj bede mogla obejrzec film „Biala wstazka”. Wypowiem sie na ten temat pozniej.
Ogolnie: przyczyna wszelkiego zla na tym swiecie jest ludzka zazdrosc, egoizm, zawisc czy nienawisc.
Gdyby ludzie potrafili te wszystkie negatywne uczucia zastapic taka zwyczajna bezinteresowna, malo egoistyczna, nigdy nie konczaca sie miloscia (bez wzgledu na okolicznosci) to wszystko staloby sie piekne w tym samym momencie. A jednak nie potrafia. Musza bezwzglednie niszczyc, zabijac, odrzucac, eliminowac, ponizac innych aby poczuc sie lepiej. Tymczasem lekarstwem na wszelkie zlo jest milosc i pokoj. Te pozytywne wartosci beda zawsze zwyciezac bo taka jest konstrukcja naszej rzeczywistosci. Swiat nie mialby szansy istnienia gdyby nie ciagle zwyciestwo dobra nad zlem. Co do tego nie ma zadnej najmniejszej watpliwosci. Pozostaje tylko zawsze otwarta kwestia miejsca i czasu. Warto zawsze wybrac tylko dobro.
– a ty jaki chciałbyś mieć zawód?
– jaki zawód?
– no, jak chciałbyś zarabiać pieniądze?
– jak będzie nie zima, tylko lato
Odnośnie do jednego z wątków wpisu głównego
Nie utożsamiamy się z żadnym z bohaterów, ale też żaden z nich nie jest wyróżniany (ani wybielany ani „oskarżany”) przez reżysera.
Haneke nie szuka winy pojedynczego człowieka.
Nie szuka winy, ale mam wrażenie, iż daje przekaz, że każdy jest wielokrotnym sprawcą jakichś mniej lub bardziej niegodziwych czynów – pokazuje przesiąkanie człowieka złem różnej postaci; skupia się na czasie, kiedy to w człowieku następuje przeobrażenie z małego niewinnego dziecka w dziecko nasiąkające w różnym stopniu zadrami, bólami, błędami, zwyrodnieniami dorosłych, i na tym jaki krąg to przeobrażenie zatacza. W filmie Haneke ciągle przeplata wątki dzieci i dorosłych skupiając uwagę na ich silnym wzajemnym oddziaływaniu.
Pokazuje los człowieka – dziecka, który w pewnym momencie dzieciństwa zaczął widzieć co naprawdę go otacza, zablokował się, poczuł odrzucenie, skrzywdzenie itp. i od tamtego momentu błąka się po świecie i goni za okruchami niewinności, miłości, czułości, łagodności.
Niestety najczęściej cena, jaką płaci za tę gonitwę jest straszna, nie przystająca do uzyskanego efektu, powodująca wielkie zniszczenia, których nie da się już nigdy odwrócić, chociaż tak niewiele się w zamian uzyskało. Szczęśliwcem jest ten, komu uda się przy okazji tej gonitwy nie spowodować zbyt dużych drastycznych szkód dla innych i dla siebie.
Wspomniana akuszerka ten okruch uwidziała sobie w doktorze: być może przyczyniła się do śmierci jego żony przy porodzie, dzięki czemu została jego stałą kochanką, a oficjalnie jako niańka wychowywała jego nowo narodzonego synka i starszą córkę, zaszła w ciążę, próbowała ją usunąć (z obawy przed odrzuceniem doktora i strachem przed opinią hermetycznej społeczności starającej się zewnętrznie utrzymywać przekazywany z pokolenia na pokolenie boski porządek); w efekcie urodziła kalekie dziecko; kiedy doktór zaczął się jej wymykać spowodowała jego wypadek, żeby za wszelką cenę mieć jego cząstkę dla siebie. W międzyczasie jednak córka doktora zaczęła mu tak bardzo przypominać matkę – jego żonę, że nie mógł się powstrzymać przed skierowaniem w jej stronę swego pożądania, zaś winę za swą naturalną wynikającą z wieku impotencję, próbował przerzucić na akuszerkę. W efekcie obrzydliwie ją upokorzył i odepchnął.
Wyzwoleniem wydaje się wyjście poza to swoje ja, uwolnienie się z więzów przeszłości, podejmowanie prób przekroczenia siebie samego.
Niestety nie widziałam „Białej wstążki”, ale z pozostałych filmów Hanekego – chyba te sztandarowe – „Pianistkę” i „Funny games”. O ile „Pianistka” już nieco przytarła się w mojej pamięci, o tyle „Funny games” wyryły się w niej na dobre – pamiętam całe sekwencje kadrów. Zapewne wzięło sie to z tego, że potem niejednokrotnie analizowałam momenty, w których akcja mogłaby się odwrócić. A jest ich mnóstwo, MNÓSTWO. I to chyba jest najgorsze (i najlepsze) u Hanekego: stawia swoich bohaterów przed wyborami – zwykle są to małe decyzje, jakich w ciągu dnia każdy z nas podejmuje setki, po czym – każda z nich prowadzi bohatera do gorszej, bardziej opresyjnej sytuacji niż ta, w jakiej znajdował się przed podjęciem decyzji. Powiedziałabym, że sposób narracji Hanekego kojarzy mi się bardziej z chirurgią niż z reżyserią – raczej z zimną analizą, oglądaniem z dystansu jak pająk poluje na muchę, niż z opowiadaniem historii. „Funny games” jest jednym z najmocniejszych filmów, jakie zdarzyło mi się w życiu obejrzeć.
Twoje porównanie Hanekego z Bergmanem- chyba trafne – chociaż u Bergaman wkrada się i panoszy poetyckość – ale faktycznie – w pokazywaniu zbrodni łączy ich jakaś taka zimna fascynacja obserwatora, szkiełko i oko.