27 sierpnia 2024 roku na Rynku Górnym odbyły się uroczystości upamiętniające 82. rocznicę pogromu ludności żydowskiej z Wieliczki. Pod tablicą pamiątkową znajdującą się na ścianie kamienicy należącej do wielickiej rodziny Schnurów zostały złożone wieńce i kwiaty....
Podwójność bliźniąt nie polega na tym, że jest ich dwoje, tylko na dwuczłonowości każdego z nich. Jeden człon jest podobny u obojga bliźniąt, natomiast drugi bywa zupełnie inny. I nie będąc zauważanym, rozpoznawanym, docenianym, nie mówiąc już – lubianym, często cierpi. Aby sobie w tym ulżyć, daje o sobie znać, jak umie, próbuje przebić się przez wizerunek kreślony przez pierwszy człon. Ale jest odbierany przez innych jako już ten drugi i to stanowi problem, mało komu bowiem chce się wyrabiać nadmiernie skomplikowany wizerunek drugiej osoby w ogóle, a szczególnie osoby niespójnej wewnętrznie. Drugi człon, jeśli jest wybitny, potrafi zająć sobą kawał otoczenia, a jeśli tak się stanie, dwuczłonowe bliźnię zaczyna być postrzegane jak jednoczłonowe niebliźnię. Zazwyczaj jednak drugi człon, będąc postponowanym przez innych, wyzłośliwia się względem nich, żeruje, wysysa energię, przez co jest tym bardziej nielubiany i co rzutuje na znielubienie całego bliźnięcia. Jeśli bliźnię ma pecha i nie znajdzie nikogo, kto polubi jego dwuczłonowość, to jego pierwszy człon jako niesprawiedliwie znielubiany też się wyzłośliwi, a w związku z tym, że nie jest do tego przyzwyczajony, zacznie cierpieć. Ale jak to bywa u bliźniąt, to z kolei ulży członowi drugiemu, dotychczas niedocenianemu, wewnętrzne dogadanie się członów polega bowiem na uzgodnieniu różności między nimi.
Morał z tego taki, że rasowe bliźnię nigdy nie osiągnie pełni jednego stanu emocjonalnego, na przykład nigdy nie będzie w pełni szczęśliwe bądź nieszczęśliwe czy zadowolone lub niezadowolone. Nie jest to nieznośne dla innych, ale powoduje, że bliźnię jest dla nich bardziej ciekawe niż lubiane, bardziej się nim bawią, niż biorą do zabawy.
Wiesław Żyznowski
Charakter jest przeznaczeniem nosiciela. Ocena charakteru jednak jest zawsze bardzo subiektywna. To co ktos uwaza za dobry charakter, ktos inny moze uwazac za zly charakter i odwrotnie. Im wieksza osobowosc tym wieksze extremy. Beda zawsze ludzie ktorzy nas kochaja ale po przeciwnej stronie beda tacy ktorzy nas nienawidza. Nawet jezeli nie zrobilismy im nic zlego czy dobrego dalej moga nas nienawidzic ale inni beda nas ciagle lubic. Tak wiec moral jest taki ze nie warto zmieniac swojego charakteru zwlaszcza dla tych co nas nie lubia.
Nie nalezy opierac swoich uczuc na tym co inni dla nas dobrego robia, bo wtedy one beda bardzo niestabilne. Jednego dnia bedziemy kogos lubic, nastepnego nienawidzic itd. Nie zawsze jest tak ze czerpiemy radosc tylko z tego co inni dla nas dobrego zrobili. Czesciej jest tak ze bardziej jestesmy szczesliwi jezeli my cos mozemy pozytywnego przekazac od siebie. Jezeli bedziemy tylko oczekiwac czegos od innych to nasze zycie bedzie jednym wielkim rozczarowaniem.
Uczucia ludzkie (pozytywne czy negatywne) sa zawsze zaprzeczeniem rozumu. Znajduja sie doklanie po przeciwnej stronie rozumu i logiki. Czasami ktos moze nawet bardzo duzo dla nas zrobic i ciagle nie bedziemy tej osoby lubic. Bedziemy miec dla nich wdziecznosc, ale nie koniecznie bedziemy je lubic. Wszelkie ludzkie uczucia nie kieruja sie bowiem jakimkolwiek logicznym mysleniem, wyrachowaniem czy nawet nie odnosza sie do zachowania. Czyjes zachowane moze byc fatalne, ale jednak ciagle te osobe z jakiegos blizej nam nieznanego powodu lubimy a innych nie. Jest to kwestia akceptacji charakteru ze wszystkimi dobrymi ale i zlymi cechami.
To o lubieniu i nielubieniu z zachowania, są jeszcze takież z charakteru, który, jak wiadomo, jest przeznaczeniem nosiciela.
Lubianego przeważnie lubimy do momentu, kiedy z jakiegoś powodu nawet nie uświadomionego sobie, ten naciśnie nam na „odcisk” albo czymś nas dotknie, czymś zrazi, odepchnie. Kiedy o tym zapomnimy, znów zaczynamy go lubić z dawnej sympatii i tak do nastepnego razu.
Z nielubianym jest w pewnym sensie podobnie, jeśli zaskoczy nas, zrobi jakiś przyjazny gest w naszą stronę, w czymś pomoże, nagle wysłucha, czymś nas zachwyci, automatycznie zaczynamy go lubić. Tak mamy.
I każdy ma swoją paletę lubienia-nielubienia, a na dodatek ona się zmienia.
To tak w wielkim skrócie.
Gdyby nielubiany wiedział, że stoi dokładnie na tym samym miejscu, co lubiany, na krawędzi, tylko po przeciwnej stronie wagi, być może byłoby mu łatwiej znosić własne nieszczęście. Lubiany jest lubiany poniekąd z tego samego powodu, z którego nielubiany jest nie lubiany, a mianowicie z nie wyłamywania się z przeważającego w nim odczucia w stosunku do drugiego człowieka, bądź z pretensji do takiego odczuwania przez innych swojej osoby.